twelve

27 3 0
                                    

Richie miał nadzieje, że tej nocy nie zaśnie. On i Eddie będą rozmawiać do rana, a potem uda mu się go przekonać, aby został na kolejny dzień.

Richie miał nadzieje, że tej nocy nie zaśnie, ale z każdą minutą jego powieki robiły się coraz bardziej ciężkie. 

Zawsze miał problemy z zasypianiem i wtedy noce wydawały się trwać wieczność. Teraz sądził, że osiem godzin to za mało, aby przeprowadzić ostatnią rozmowę.

–Hej, wszystko będzie dobrze–powiedział Eddie, patrząc na jego posmutniałą twarz.

–Ha, to samo usłyszałem, gdy traciłem dziewictwo. Kto by pomyślał, że Sonia może być taka delikatna?

Richie poczuł uderzenie poduszki na twarzy i usłyszał stłumiony chichot.

–Aha! Śmiejesz się. Widzisz, jestem zabawny–dodał.

–Mówię serio, Richie. Radziłeś sobie beze mnie przez 27 lat, teraz też sobie poradzisz.

–A skąd ta pewność? Przecież nawet cię tu nie będzie.

Eddie zaśmiał się cicho.

–Richie nawet, gdy nie będziesz mnie widział, zawsze będę przy tobie. Może nie przez cały czas, ale...pamiętasz co sobie obiecywaliśmy, gdy byliśmy mali. "Ja opiekuje się tobą, a ty mną. Chronimy siebie nawzajem."– wyrecytował Eddie, jakby znał te słowa od podszewki.–Nie jesteś sam. Nigdy nie będziesz.

–Obiecujesz?

–Obiecuje.

Przyjazny uśmiech był ostatnią rzeczą, jaką Richie zobaczył zanim zmęczenie wzięło nad nim górę.

Tej nocy śnił o swoim dzieciństwie.

Klub frajerów znów bawił się w Barrens. Eddie krzyczał im za uszami, jak złym pomysłem jest wchodzenie do brudnej wody, a Richie próbuje go przestraszyć żabą, którą złapał. Beverly nosi z Benem deski potrzebne do zbudowania tamy. Bill przybija je do reszty konstrukcji, słuchając cichego śpiewu Stana.

Nad ich głowami nie czyha żadne niebezpieczeństwo, ani troska. Przyszłość i dorosłość zostawili w domach, aby być zwykłymi dziećmi pełnymi ciekawości.

Obdarte kolana po wspinaniu się na drzewa, to jedyne obrażenia, które doznali tego lata. Lata pełnego śmiechu i zabawy.

Pod koniec dnia wszyscy wylądowali u Stana, grając w planszówki przy okazji rzucając w siebie dodatkowymi pionkami.

Nikt nie zważa na reguły gry. W domu Państwa Uris do późna słychać dziecięce chichoty. Gdy pora rozejść się do domów, Eddie przytula mocno Richiego. Znacznie mocniej niż innych. Posyła mu najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.

Ostatnie, co Richie zapamiętuje, jest myśl, która nagle pojawiła się w jego głowie. Nie jest jego, lecz wydaje mu się, jakby była tam od zawsze. Jakby była tym silnikiem, który pomaga mu ruszyć dalej.

Po przebudzeniu, słowa Eddiego nadal dzwonią mu w uszach.

Do domu długa droga, ale nie śpiesz się. Czekam na ciebie.

***

Przebłyski słońca tańczą na twarzy Richiego. Mieszkanie jest ciche. W świetle promieni zauważył małe białe piórko, powoli opadające na ziemie.

Nie przywiązał do niego większej uwagi, lecz z jakiś powodów uśmiechnął się. 

Gdyby był z nim Mike, może opowiedziałby mu historię, które słyszał od bliskich, gdy zmarła mu babcia. I wytłumaczył, że białe piórko to jeden z symboli aniołów, jak i przyjaznych dusz, które nad tobą czuwają. 

Nothing lasts forever {Reddie}Where stories live. Discover now