nine

28 4 0
                                    


Richie obudził się przy dźwiękach expresu do kawy i cichych rozmów. 

Co było bardzo dziwne, bo nie przypominał sobie, żeby posiadał w domu express albo współlokatorów... 

Gwałtownie zerwał się z kanapy, na której spał, co nie było zbyt dobry pomysłem. Od razu przed oczami zobaczył czarne plamki, a głowa dudniła mu, jakby wsadził ją do środka bębna.

Gdy znów zyskał ostrość widzenia, Mike i Bill wpatrywali się w niego zmieszani. Dopiero teraz zaczynało do niego dochodzić, że nawet nie jest u siebie w domu, tylko w mieszkaniu pary.

Mike westchnął ciężko i podał Richiemu kubek ciepłej kawy.

–Możemy porozmawiać o tym, co się stało wczoraj? –zapytał powoli Mike, siadając na ramieniu kanapy.

–A co się wczoraj stało? –odpowiedział pytaniem na pytanie Richie pół żartem, pół serio. 

Pamiętał, jak wybiegł z przyjęcia Bena i Beverly, ale późniejsze wydarzenia były owiane tajemnicą. Jedna wielka czarna plama.

–Spaliśmy ze sobą?! –wydał z siebie zduszony okrzyk. –Jak było?

–Rich...-Mike przewrócił oczami.

-O nie, chyba już pamiętam. Byłem fatalny, prawda? Albo gorzej, zasnąłem w połowie?

Bill parsknął śmiechem, obserwując przyjaciół z kuchni.

–Mówię poważnie, Richie. Co się wczoraj z tobą działo? – dopytywał Mike spokojnym głosem.

Richie posmutniał. 

Wspomnienia z wczorajszej nocy zaczęły do niego wracać, jak wtedy, gdy znów przekroczył granicę Derry. Najpierw powoli bez wyraźnych szczegółów, a potem niczym lawina. Zbyt dużo i za szybko, aby przetrawić na raz.

–Jak bardzo Ben i Bev mnie nienawidzą? – zapytał po chwili, zakładając okulary na nos.

–Nie aż tak żeby Ben przestał zastanawiać się, czy nie będziesz jego drużbą. –dodał Mike, uśmiechając się delikatnie.

–Chyba muszę z nimi pogadać.

-My-my-myślisz? –wtrącił Bill, siląc się na sarkastyczny ton.

Mike szturchnął Billa delikatnie w ramię. Objął go tak samo, jak wczoraj Richiego, lecz tym razem dotyk pomiędzy nimi wydawał się o wiele bardziej delikatny i czuły, który z pewnością znaczył coś więcej. Sposób, w jaki na siebie patrzyli nie pozostawiał złudzeń, że coś się dzieje pomiędzy tą dwójką. Coś nowego i zbyt kruchego, aby dzielić się tą informacją z przyjaciółmi, przynajmniej narazie.

***

–Richie! –zawołał Ben, otwierając przed nim drzwi mieszkania. Nawet nie dał mu chwili na zareagowanie. Od razu mocno uścisnął mężczyznę w okularach. –Wiesz, że jestem na ciebie obrażony?

–Wiem, dlatego tu jestem. Muszę posprzątać mój bałagan, Haystack.

Ben zachichotał na dźwięk przezwiska, którym Richie nazywał go w dzieciństwie. Ten mały powrót do starych czasów nieco go uspokoił. To nadal był ten sam Tozier, którego wszyscy uwielbiali.

–Dzięki Bogu, bo nie chciałbym przestać się do ciebie odzywać –dodał przejęty.

Bill i Mike, którzy towarzyszyli Richiemu uśmiechnęli się pokrzepiająco w jego stronę, gdy został wciągnięty do mieszkania.

Nothing lasts forever {Reddie}Where stories live. Discover now