eleven

26 3 0
                                    

Richie stał rozradowany na środku salonu, wpatrzony w Eddiego niczym w obrazek.

–Wróciłeś!–zawołał zbliżając się do Eddiego z otwartymi ramionami.

–Richie...muszę ci coś powiedzieć– odpowiedział starając się odsunąć, jak najdalej.

Co nie zdało się na wiele, bo już po chwili para silnych ramion oplotła jego ciało. Richie odskoczył po chwili, nadał nie będąc przyzwyczajonym do chłodu, jaki emanował od Eddiego.

–Ja też mam dla ciebie wieść, królowo śniegu!– krzyknął uradowany kierując Kaspbraka na kanapę.–Trochę cię ominęło, więc pozwól, że ci streszczę. Okazało się, że Beverly i Ben biorą ślub. Ja też jestem w szoku! W końcu ta dwójka wcale nie krążyła wokół siebie przez kilka lat, udając, że nic się pomiędzy nimi nie dzieje.

–Naprawdę, musisz mnie wysłuchać...

–Czekaj! Jeszcze nie skończyłem. Pomińmy może część z moim malutkim załamaniem przed wszystkimi gośćmi, a potem wybiegnięciem z sali i przejdźmy do ciekawszego momentu.

–Słucham?– Eddie popatrzył na przyjaciela przerażony.

–Ach, przestań Eds. Tego już nie warto wspominać. Ważniejsze jest to, że Beverly zapisała mnie na terapię i to się chyba może udać.

–To wspaniale Richie, ale...

–A i najlepsze jest to, że będziesz mógł zostać ze mną ile chcesz!

–Ja nie mogę zostać, Richie. Wcale nie wróciłem, po prostu przyszedłem się pożegnać.

–Jak to? Znów zrobiłem coś nie tak?

–Nie, nie tu nie chodzi o ciebie. Może będzie lepiej, jeśli mnie posłuchasz, bo mam ci dużo do wyjaśnienia.

***

Kiedy Eddie umarł, nie otwarły się przed nim wrota do nieba. Nie pojawiły się przed nim zastępy aniołów, ani żaden podręcznik dla nowo umarłych nie spadł mu na głowę. Jedynie pewna myśl pojawiła się w jego głowie.

Od tej pory wiedział, że nie trafi na wieczny spoczynek, dopóki ma na ziemi niedokończone sprawy. W jego przypadku, była to jedna sprawa. Bardzo trudna i wstydliwa sprawa, na którą przez całe życie nie potrafił się zdobyć.

Z początku myślał, że da sobie radę bez wypełnienia swojego zadania, ale potem pojawił się Stan. Zaczął mu opowiadać o spokoju, który poczuł, gdy przekroczył bramy drugiej strony. I o tym, jak niezliczone ilości euforii i szczęścia wypełniają jego ciało, gdy tam jest.

W międzyczasie, Eddie nie czuł nic. 

Do czasu. 

Im dłużej pozostawał na ziemi, tym coraz mocniej odczuwał smutek i ból, gdyż jego dusza była tam, gdzie być nie powinna.

Aż w końcu Eddie znalazł Richiego. Przez pewien czas obserwował go, licząc, że przynajmniej on będzie szczęśliwy, po tym wszystkim, co się stało. Tozier mógł zacząć zupełnie nowy rozdział w swoim życiu. Bez obaw, że przeszłość zakradnie się od tyłu i podłoży mu nogę. Mógł zapomnieć o klaunie, Derry i Eddiem.

Jednak Richie tego nie zrobił. Wciąż pozwalał sobie na zatapianie się w wspomnieniach. W kółko przerabiał te same chwilę z dzieciństwa, zmuszając się ciągłego cyklu łamania serca, gdy wracał do rzeczywistości. Gdy myślał o Eddiem, a robił to prawie na okrągło, Kaspbrak chcąc, nie chcąc zawsze zjawiał się przy nim.

Zupełnie, jakby Richie miał coś wspólnego z tym, że Eddie nadal jest na ziemi...

***

Nothing lasts forever {Reddie}Where stories live. Discover now