four

55 7 30
                                    

Na nieszczęście Richiego w czasie wywiadu Steve zdążył dojść do siebie. Krzyki Covella z pewnością można było usłyszeć w całym budynku, aby reszta zrozumiała, że z nim się nie zadziera. Toziera nie mogło mniej obchodzić, co jego menager ma mu do powiedzenia.

Już nie raz słyszał, że w mgnieniu oka może skończyć jego karierę, że takich, jak on jest na pęczki i że tak naprawdę bez porad Covella, nie ma sobą nic do zaoferowania. Richie nie przejął się tym ani przez chwilę zdając sobie sprawę, jak bardzo finansowo mężczyzna na nim polegał.

 Steve mógł go nazywać zerem ile tylko chciał, bo wiedział, że to zero pozwala mu się wzbogacić. Bądź co bądź, kontrakt nadal ich obowiązywał, więc dopóki Richie nic nie zarobił Steve na tym tracił, dlatego tak naprawdę te krzyki i groźby były zwykłym błaganiem proszę, bądź znów sobą i daj mi zarobić.

Jedynym plusem tego całego zamieszania była postawa Masona. Obiecał Molly usunąć z materiału ostatnią część wywiadu i skleić koniec z tego, co już miał.

Richie ani trochę nie stracił w oczach Masona. Wprost przeciwnie, zdobył u niego nowy rodzaj respektu. Chlopak pomimo swojego młodego wieku, spotkał na swojej drodze wiele gwiazd. Większość z nich jest traktowana, jak marionetki od marketingu, na których uczucia zwykle nie zwraca się uwagi, dopóki na ich twarzach widnieje wielki uśmiech. Dopiero kiedy mają dość, dopiero, kiedy chcą wyrwać się z tych sznurków, które kontrolują ich ruchy cały świat zadaje sobie pytania: dlaczego nie widzieliśmy tego wcześniej? Dlaczego nikt nic nie zrobił? Bardzo szybko zostają okrzyknięci szalonymi, albo zależnymi od używek i przez parę kolejnych tygodni prasa doi z ich tragedii ile wlezie, przyklejając, co ciekawsze tytuły.

Mason nie chciał tego dla Richiego.  W końcu, on też jest człowiekiem i ma swoje własne życie, w którym z tego co chłopiec zdążył zauważyć, nie dzieje się zbyt dobrze. 

Cokolwiek się dzieje, trzymał za niego kciuki.

***

Gdy Richie wrócił do domu nie chciał niczego innego, jak spokoju od wszystkich. Nawet nie zauważył, że w doniczkach postawionych na parapecie nagle zaczęły rosnąc lilie, choć wcale ich tam nie posadził...

Jeden raz postanowił posłuchać Steve'a, który radził mu, żeby wrócił do domu i przemyślał czego tak naprawdę chcę. Tyle lat pracy, aby zasłużyć na miejsce, w którym jest teraz. A na chwilę obecną zastanawiał się, czy po prostu nie zakończyć kariery.

Będąc zajętym układaniem w głowie oficjalnego pożegnania z początku nie zorientował się, że światło w jego pokoju zaświeciło się samo z siebie. Richie chciał za to obwinić zwykłe zapomnienie o wyłączeniu lampy, kiedy wychodził z domu. Kompletnie ignorując fakt, że gdy się budził było na tyle jasno, że nie potrzebował jej zaświecać.

Po paru minutach światło w kuchni zaczęło podejrzanie błyskać. Już nieco poddenerwowany Richie, zaczął myśleć o defektywnej instalacji elektrycznej.

Kolejny powód, żeby się stąd wyprowadzić

Nagle, tuż nad jego głową wybuchła żarówka. Tozier wrzasnął nie spodziewając się, aż tak głośnego trzasku. Jakby tego było mało, wszystkie lampy w salonie zaczęły nerwowo mrugać. W tym momencie, Richie już pogodził się z faktem, że prawdopodobnie wkrótce umrze zaatakowany przez zbuntowaną armię lamp. Tozier zacisnął powieki starając się uspokoić.

–Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. Lubię dramatyczne wejścia–usłyszał Richie.

Gdy powoli otworzył oczy stał przed nim Eddie, uśmiechając się promiennie.

Nothing lasts forever {Reddie}Where stories live. Discover now