seven

55 6 9
                                    

Pierwszą rzeczą, którą Richie usłyszał z rana był chichot Eddiego. 

Siedział przy jego laptopie, czytając to, co Richie zdążył napisać przez noc.

–Ej, co ty robisz!–zawołał Richie, zabierając Eddiemu komputer sprzed nosa.–Nie wiesz, że nie rusza się cudzych rzeczy? Nawiedzaj mnie, kiedy chcesz, ale nie czytaj moich wypocin. W ogóle, jak się do tego dostałeś? Przecież mam hasło!

–Nie wiem, czy ktoś już ci to mówił, ale 1234 to nie jest dobre hasło–odpowiedział Eddie, krzyżując ręce na piersi.–I dlaczego nie dasz mi przeczytać tego do końca? Ktoś musi ocenić, czy to dobry materiał, zanim zaczniesz to przedstawiać przed ludźmi– Eddie uśmiechnął się wyciągając ręce w kierunku laptopa.

–O nie, nie, Eds. Nie zamierzam tego nigdy użyć. Nie ja piszę materiały.

–No to chyba pora zacząć, nie uważasz?

–Może, ale Steve się na to nie zgodzi.

–Dzisiaj będziesz mógł go o to zapytać, bo tak jakby...eee...napisałem do niego z twojego telefonu, prosząc o spotkanie.

–Po pierwsze co?! A po drugie, skąd znałeś moje hasło?

–Powtórzę po raz drugi, 0000 to nie najlepsze hasło.

–Co za mały goblin– powiedział Richie bardziej do siebie, niż do Eddiego.

***

Niepokój Richiego wzrastał z każdą minutą. Czekanie na Steve'a było jeszcze gorsze, niż myśl o tym, jak zareaguje. W przeciągu tych kilku minut przez głowę przeleciały mu wszystkie możliwe scenariusze. Najlepszy z nich kończył się zwykłym wyśmianiem.

–Ah, Richie jesteś! Zapraszam–powiedział Covell, starając się ukryć zakłopotanie. Nadal nie zapomniał incydentu sprzed paru dni.

–Podobno masz do mnie jakąś ważną sprawę–powiedział mężczyzna, zasiadając za biurkiem.

–Tak.Eee, wiem...wiem że to nie moja działka, ale...ale napisałem nowy materiał i pomyślałem, że może użyję tego podczas następnej trasy.–Richie podsunął mężczyźnie teczkę, unikając kontaktu wzrokowego.

–Ale mnie nastraszyłeś, przez chwilę myślałem, że rezygnujesz z kariery. Zobaczmy!–Steve otworzył teczkę i z każdą sekundą jego wyraz twarzy zmieniał się na bardziej trudny do odgadnięcia.–Nie jest całkiem do bani, więc na pewno to przejrzę-powiedział, okładając skoroszyt na biurko.

***

–I wtedy powiedział, że się nad tym zastanowi– Richie podskoczył.

Przez cały czas, gdy opowiadał Eddiemu, jak poszło spotkanie ze Stevem był tak podekscytowany, że nie mógł usiedzieć na miejscu. Im dłużej myślał nad tym materiałem, tym bardziej był z niego dumny. Choć parę godzin temu, gdy go pisał, czytał w kółko oraz analizował każde słowo, myślał, że to najgorsza rzecz, jaka mogła powstać.

Eddie również nie mógł przestać się uśmiechać. Nie dość, że udowodnił swoją rację Richiemu mówiąc, że powinien pokazać materiał Covellowi, to jeszcze Richie w końcu wyglądał, jakby znalazł coś do czego mógł dążyć, o co walczyć.

Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.

–Ben! Co cię sprowadza w moje skromne progi–Richie chcąc nie chcąc, uśmiechnął się na widok przyjaciela. 

Ben gdziekolwiek się nie pojawił, zawsze wypełniał pomieszczenie dobrą energią. Miał dar, którym sprawiał, że żadna osoba, z którą przebywał nie czuła się odsunięta na bok.

Nothing lasts forever {Reddie}Where stories live. Discover now