five

44 8 19
                                    

Richie tęsknił za Eddiem. 

To stwierdzony fakt, nad którym nikt dwa razy się nie zastanawiał. Jednak dopiero, gdy Tozier zobaczył go w swoim domu uświadomił sobie, jak bardzo. Przez sześć miesięcy nie słyszał jego głosu, ani śmiechu. Przez co Richie obawiał się, że kiedyś mógłby zapomnieć, jak brzmi. 

Gdy znów  dotarł do niego ten śmiech -ach śmiech Eddiego- poczuł, jakby znów wszystko wróciło do normy.

Eddie jest tutaj. Wrócił. 

Wszystko jest dobrze.

Poza tym, że Eddie jest duchem.

Już po chwili żartowali i śmiali się w najlepsze, jakby nic się nie stało. Jakby przez te pół roku Richiego wcale nie otaczało widmo pustki i beznadziei. Jakby przez te pół roku wcale nie nastawały dni, w których był zawiedziony, że się znów obudził. I jakby przez te pół roku nie było nocy, w których kompletnie bał się zasnąć.

–A co tam jest?–zapytał Eddie, patrząc na ostatnią szufladę szafki nocnej, po podaniu Richiemu ostatniej porcji świeżych ubrań do schowania.

–Nic–odpowiedział szybko Richie, starając się nie wyglądać na zestresowanego.

Eddie pociągnął za rączkę od szuflady. Ani drgnęła.

–Założyłeś zamek? Jakoś sporo fatygi, jak na szufladę, która podobno jest pusta. Błagam tylko nie mów, że masz tam jakieś rzeczy związane z sado-maso.

Richie opuścił barki i parsknął śmiechem.

–Nie, a co zainteresowany?

–Ew, nie. A poza tym, jak ty to sobie wyobrażasz? To praktycznie nie możliwe!

–Oj Eds, zapominasz, że mam bardzo wybujałą wyobraźnie.

–Więc, co tam jest?- zapytał znowu Eddie.

–Nic, o czym powinieneś wiedzieć.– Richie wyszedł z pokoju mając dość pytań.

–Nie możesz mi po prostu powiedzieć? To nie może być, aż takie złe. Obiecuje, nie będę się śmiać.-Eddie położył jedną rękę na piersi.

Richie popatrzył głęboko w oczy Eddiego. Kaspbrak pomimo tego, że był teraz tylko cieniem tego kim był kiedyś. Nadal zachował ten przejmujący kolor oczu, który w słonecznym świetle wciąż przypominały barwę karmelu.

–No bo...–Richie przełknął ślinę. 

On tego nie zrozumie.

–No bo...Eddie musisz wiedzieć, że...Nie, nie mogę...

Richie wybiegł z mieszkania cały roztrzęsiony. Spodziewał się, że kiedyś, ktoś go o to zapyta, ale nie sądził, że nastąpi to tak szybko. To w ogóle nie powinno się stać, a już na pewno Eddie nie powinien go o to pytać.

Muszę się tego, jak najszybciej pozbyć. 

Wcale nie! 

Muszę.

Nim Richie się obejrzał jego nogi poprowadziły go do pobliskiej apteki, którą znał już za dobrze. Ten specyficzny zapach leków, unoszący się w całym budynku, powoli go uspokajał. 

Jego młodsza wersja z pewnością pomyślałaby, że oszalał skoro w chwili stresu, jeśli tylko może pędzi do apteki. I może miałaby racje, ale Richie sprzed paru lat nie zrozumiałby przez co przechodzi teraz.

Bez zastanowienia sięgnął po formoterol.

–Mogę wiedzieć co robisz?–zapytał Eddie, pojawiając się znikąd.

Nothing lasts forever {Reddie}Where stories live. Discover now