Poranek

2K 111 11
                                    

Jakiekolwiek spędzanie czasu z Harrym to nowa ulubiona czynność Louisa. Trudno uwierzyć w ich zsynchronizowanie i Louis ma wrażenie, że ich więź jest czymś stale rozwijającym się. Ostatniej nocy, kiedy pozwolił, by jego wilcze instynkty nieco wzięły górę, miał wrażenie, że każdy mały ruch Harry'ego zawierał ogromną ilość informacji. Przechylenie głowy, nacisk jego rąk na Louisa, małe westchnienie, jęk, wszystkie wskazywały na to, czego Harry dokładnie chciał lub potrzebował. I oczywiste jest, że połączenie działa też w drugą stronę, kiedy Harry robi dokładnie to co potrzebuje Louis, nawet zanim sam sobie to uświadomi.

Chciał pójść dalej, zbadać w pełni ich więź, ale Harry za każdym razem go powstrzymywał. Louis chciał zapytać dlaczego, ale był zbyt przerażony odpowiedzią. Może Louis się mylił. Może ta więź nie była aż tak wzajemna. Prawdopodobnie zdrowiej byłoby o tym porozmawiać, ale kiedy ostatnio Louis zrobił coś, co by było zdrowe?

Na razie Harry chrapie miękko, a Louis uśmiecha się jak idiota. Kto by pomyślał, że druga śpiąca osoba może być tak interesująca do oglądania? To naprawdę nic specjalnego, Harry nawet trochę się ślini. To jednocześnie obrzydliwe i najsłodsze, co Louis kiedykolwiek widział. Czas jest obcym pojęciem i nie ma pojęcia, ile go minęło, gdy Harry w końcu się poruszył. W miarę jak Harry staje się coraz bardziej świadomy, coś krzyczy do niego, żeby przestał się gapić, żeby może udawał, że śpi albo że się budzi, żeby zrobił cokolwiek innego niż gapienie się. Ale Harry budzący się jest równie ciekawy w patrzeniu, jak Harry śpiący. Jego loki opadają mu na twarz i próbuje je przeczesać z wciąż zamkniętymi oczami, oczywiście ponosząc klęskę. Louis prycha. Na ten dźwięk Harry otwiera jedno oko, resztę twarzy chowając w poduszce.

- Dobry.

To tylko jedno słowo. Nawet nie było poprawnie wypowiedziane, ale to jeden z najlepszych momentów w dotychczasowym życiu Louisa. Poranny, ochrypły głos Harry'ego, pierwsze codzienne promienie słońca oświetlające sypialnię delikatną żółtą poświatą, uśmiechy, którymi obaj się dzielą, to poczucie bezpieczeństwa, do którego Louis zdecydowanie nie jest przyzwyczajony. To bardzo zwyczajne. Nie jest to wiele, ale dla Louisa jest to wszystko.

- Dzień dobry Haroldzie. - Jego głos jest ledwo słyszalny, kiedy w końcu odpowiada i jest całkiem pewien, że Harry z powrotem zapadł w sen, dopóki nie otworzył ponownie oczu.

- Czy gapiłeś się na mnie śpiącego?

Louis zagryzł wargę.

- Nie.

Harry zaśmiał się cicho.

- Potrafię stwierdzić, kiedy kłamiesz.

- Och.

To nowa informacja. Będzie musiał uważać i unikać w przyszłości oczywistych kłamstw. Chociaż prawdopodobnie zdrowsze byłoby unikanie kłamstw na ogół. Ale znowu, kiedy ostatnio Louis zrobił coś, co by było zdrowe?

- I nawet nie potrzebowałem naszej więzi by to zauważyć.

Louis przewraca oczami, chwyta poduszkę i rzuca nią w twarz Harry'ego. Ten drugi śmieje się totalnie tym niezrażony.

Tak. To zdecydowanie jeden z najlepszych momentów w dotychczasowym życiu Louisa.

Starannie zapisuje to wspomnienie gdzieś w pamięci, by móc do niego wrócić, gdy ruszy na południe. Jeśli pójdzie na południe.

• ─── ✾ ─── •

Harry wciąż warczy na każdego, kto zbliży się do jedzenia Louisa. Chociaż jest to denerwujące, jest też niezwykle ujmujące. Jedzą śniadanie z innymi członkami stada, a ręka Harry'ego przez cały czas nie opuszcza kolana Louisa. To wręcz imponujące, jak dobrze Alfa potrafi jeść jedną ręką.

Rogue | L.S. | Tł. ✔Where stories live. Discover now