Przeprosiny

2K 117 12
                                    

Uścisk Alfy jest tak mocny, że prawdopodobnie zostawia siniaki. Marmurowe podłoże kaleczy jego kolana, gdy Louis zostaje rzucony przed przywódcę stada. Inny Alfa upuszcza obok niego swoją cenną torbę. Louis chwyta ją pospiesznie i spogląda na wyjście strzeżone przez dwa tęgie wilki.

- Louis Tomlinson. Zwrócono mi uwagę, że ciągle okradasz ludzi i wilki na całym naszym terytorium. Czuję się tym bardzo urażony.

- To nie moja wina, że łatwo cię urazić.

- Nie będziesz mi przerywać, kiedy mówię! - Louis ze zdumieniem obserwował, jak słaba komenda Alfy rzuca na kolana wszystkie omegi w pokoju.

- Okej, przepraszam, proszę bardzo. - Mówi, dając znak Alfie, aby kontynuował.

Przywódca marszczy brwi. Louisa przechodzi dreszczyk emocji za każdym razem, gdy udowadnia, że potrafi zignorować polecenie Alfy, i nie może powstrzymać zadowolonego uśmieszku, który pojawia się na jego twarzy.

- Niesubordynacja nie pomoże w twojej sytuacji.

- To znaczy, że moja sprawa jest już całkiem jasna, prawda? Wyrzucasz mnie z domu, rozumiem. - Louis jest zmęczony tym, że Alfa robi z tego widowisko. Widzi, że James Scott jest zirytowany, że Louis go wyprzedził.

- Louisie Tomlinsonie, masz zwrócić każdy przedmiot, który ukradłeś, przed końcem dnia, a potem, tak, rzeczywiście, nie jesteś tu już mile widziany.

Louisowi zamiera serce. Jak ma wszystko zwrócić? Przez ostatni tydzień kradł to, co było mu potrzebne. Większość skradzionych rzeczy zjadł. Jak ma zwrócić pieniądze, które wydał?

- Ukradłem tylko to, co było mi potrzebne. Nie mogę zwrócić jedzenia, które zjadłem, prawda?

- To nie jest mój problem, prawda? Masz zadośćuczynić wszystkim, których skrzywdziłeś, taka jest moja ostateczna decyzja. - Ten skurwiel ma czelność wychodzić, kiedy Louis ma jeszcze niezliczoną ilość rzeczy do powiedzenia. Wiele z nich nie byłoby zbyt odpowiednich, więc Louis uznał, że lepiej będzie, jeśli na tym poprzestanie. Gdy ludzie w sali są odwróceni od oddalającej się postaci Alfy, omega rzuca się do wyjścia. Zderzając się z Jamesem Scottem, Louis unika daremnych prób zatrzymania go przez strażników. Gdy tylko stawia stopę na zewnątrz głównego domu, śmieje się z goniących go nieskoordynowanych Alf. Czując się wyzwolony, biegnie w kierunku południowej granicy - terytorium Stylesów. Niezależnie od tego, jak wysoka jest stawka, pościg zawsze był dobrą zabawą. Wie, że jest w tym dobry. To daje mu siłę. Pomaga mu zignorować ból, który jest nieunikniony, gdy zdasz sobie sprawę, że nigdzie nie pasujesz.

Louis budzi się z impetem. Odwraca się w stronę słabego odgłosu czyjegoś wejścia do pokoju, szykując się do obrony, aż przypomina sobie, gdzie jest i widzi Nialla stojącego nieporadnie w drzwiach. Blondyn wygląda na mniejszego niż jeszcze kilka minut temu, wierci rękami w rękawach i przenosi ciężar ciała z jednej nogi na drugą.


• ─── ✾ ─── •


Harry milczy, od co najmniej godziny, pozwalając radzie dyskutować o planach obrony północnej granicy. Takie dyskusje zdarzały się już wcześniej, a gorąca debata nie pomagała mu na rosnący ból głowy. Nawet gdyby chciał w niej uczestniczyć, to od przyjazdu Louisa Harry czuje się zupełnie wyłączony. Za każdym razem, gdy wychodzi od omegi, w jego wnętrznościach tworzy się kłębek niepokoju. To tak, jakby jego wilk nie mógł się uspokoić, jeśli nie wie na pewno, że Louis jest bezpieczny. Chociaż teraz robi się niespokojny, nie wiadomo dlaczego. Czuje, że coś jest nie tak, i chce się upewnić, że Louis nie ma kłopotów. To nieracjonalne, więc stara się odsunąć to na bok i skupić na spotkaniu rady, ale niepokój bierze górę nad każdą jego myślą. W końcu poddaje się temu impulsowi i gwałtownie wstaje. Oszołomieni członkowie rady nie zastanawiają się długo, zanim również wstają, okazując w ten sposób szacunek.

Rogue | L.S. | Tł. ✔Where stories live. Discover now