Rozdział XXIX

87 2 0
                                    

Przełykam głośno wino próbując uzyskać dodatkowe sekundy na odpowiedź.
-Ale słuchaj, ja nie jestem osobą, która pozwoli sobie na takie coś- wzruszam ramionami- jesteś przy mnie tylko i wyłącznie, gdy masz ochotę. Nie szukam mężczyzny na pięć sekund, wiesz? Nie czuje przy tobie takiego spokoju, jaki powinnam czuć. Fakt, jesteś cholernie przystojny, ale to nie wystarczy.
-Daj mi jeszcze jedną szansę- urywa na chwilę- Nie pożałujesz.
-Ostatnią- wywracam oczami udając, że ta sytuacja mnie mną nie wzruszyła.

Obserwuje jego błyszczące oczy pełne blasku i nadziei.
-Przypominam- uśmiecham się- ostatnią.

Jedyne co robi to wstaje i unosi mnie ponad siebie kręcąc w każdą stronę. Cieszy się jak małe dziecko, któremu mama właśnie kupiła nową zabawkę. Ja mam z kolei ochotę rzucić się mu na szyję i pogłębić w pocałunkach, jednak nie robię tego. Małymi kroczkami. Chwilę później stawia mnie ja ziemii zerkając w oczy.
-A czego ode mnie oczekujesz?- pyta gładząc mój policzek.
-Traktuj mnie poważnie- uśmiecham się składając delikatny pocałunek na jego zaroście.

On schyla się po więcej, jednak odpycham go.
-Jak zasłużysz- uśmiecham się zapalając w jego oczach znajomy ognik.
Staję na krawędzi budynku przypatrując się w tętniące życiem miasto. Czuję dłoń Alexandra otaczającą mój bok. Składa najdelikatniejszy pocałunek na mojej głowie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam.
-Zgłodniała?- pyta obracając mnie do siebie, na co ja kiwam głową.

*
-Ale wiesz, że robisz to źle?- mówię chwytając go za dłonie- To się kroi w ten sposób- uśmiecham się pokazując mu metodę krojenia.
-Co to za przydatne urządzenie?- pyta wskazując na tarkę.
-To do ścierania, albo siekania owoców- uśmiecham się sięgając po nią w taki sposób, aby wzbudzić w Alexandrze płomyczek.
-Wiem, co robisz- uśmiecha się spoglądając na mnie z góry.
-Ale o co Ci chodzi?- pytam retorycznie.
-Jeśli chcesz coś ode mnie wystarczy powiedzieć- uśmiecha się kładąc mnie na blat i obracając do siebie.
-A co ja mogę od Ciebie chcieć?- uśmiecham się.
-Nieba... albo piekła- uśmiecha się- jak kto woli- mówi składając mi na policzku delikatny pocałunek.
-A jaką opcję wybrałbyś ty?- pytam chwytając go za brodę.
-Chyba piekło- uśmiecha się.
-W takim razie wybiorę opcję, którą mi proponujesz- odpowiadam szeptem.

Na co on przerzuca mnie przez ramię prowadząc do sypialni.
-Każde nasze spotkanie kończy się tym samym- zaczynam się śmiać, gdy próbujemy uporać się ze zdjęciem ubrań.
-Taka już nasza natura- uśmiecha się pojękując.

Toczymy bitwę języków wsłuchując się w przyspieszone oddechy. Łączymy nasze ciało w jedno, oddaję się mu w całości, gdy osiągam szczyt.

ELIJAH

Patrzę na nich przez szybę. Oglądam każdy jej ruch, wysłuchuję każdego jej jęku. Przełykam głośno ślinę, gdy widzę, jak wygina się pod jego pieszczotami. Obserwuję jej boskie ciało opadające na niego po skończonej gierce. Moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa, z kolei w gardle zaschło na kamień. Ona nic ode mnie nie chciała w ostatnie dni, dawała mi tylko jebaną nadzieję. Każdy złożony pocałunek na moim policzku był tylko i wyłącznie dźwignią do moich uczuć, z kolei ona pieprzyła się z tych fiutem cały czas. Cały czas mnie okłamywała.

-Ale szmata- szepczę roztrzęsiony.

Schodzę z budynku posługując się tamtejszymi drabinami. Moje ciało płonie z gniewu i żalu. Moje serce zostało przerwane na pół, z kolei moja duma została urażona w najgorszy sposób. Jedyna myśl, jaka przychodzi do mojej głowy to najbardziej podły scenariusz, jaki mogłem kiedykolwiek wymyślić. Zmierzam do mojego samochodu i ruszam na komisariat.

JANE

-A propo tamtej sprawy to znam zabójcę twojej matki- odpowiadam trzymając go za dłonie.
-Kto to?- pyta przyglądając się mi uważnie.
-To była Hazel- odpowiadam obserwując jego reakcję- Moja przyjaciółka z dzieciństwa.
-Skąd wiesz?- pyta.
-Chwilę przed momentem, gdy do mnie zadzwoniłeś rozmawiałam z nią, do czasu, gdy przeszkodził nam Elijah. Później Hazel rozpłynęła się w powietrzu.
-Gdzie jest teraz?- pyta zerkając mi w oczy.
-Tego nie wiem- odpowiadam- trzeba będzie się dowiedzieć.

Podchodzę do torebki i wyjmuję mapę.
-Te trzy miejsca przepatrzyłam, były one na Hawajach- odpowiadam jeżdżąc palcem po liniach zaznaczonych przeze mnie markerem- Teraz Hazel znajduję się tutaj, więc musimy rozejrzeć się po miejscach, które ja znam, oraz które ja uważam za dobrą kryjówkę. Mieszkałam w tych rejonach na tyle długo, że śmiało mogę powiedzieć, gdzie byłyby dobre miejsca.
-A co jeśli współpracuje z twoją starą ekipą?- pyta śledząc wzrokiem mapę.
-Dałeś mi do myślenia- odpowiadam odgryzając kawałek ołówka- Gdy się z nią widziałam zarzucała mi to, że jestem lepsza od niej a jej zasługi się nie liczą. Wspominała, że nie jest doceniana za to, co robi w wystarczającym dla niej stopniu- urywam na moment- A co... a co jeśli ona... działa na moją niekorzyść? Próbuje mi zrobić na złość i być lepsza?

Przyglądam się mimice Alexandra, który ewidentnie podziela moje zdanie. Chwytam ołówek i notes i zaczynam kreślić na mapie hipotetyczne plany zwiadów.
-Muszę się tam zakradnąć i zobaczyć, czy z nimi współpracuje- odpowiadam oddając mu ołówek.

-No patrz- mówię siadając obok niego- z tej strony musiałabym wejść- wskazuję terytorium skrytki gangu „Rubin"- Tutaj jest wejście piwnicami, przechodzi się tu- wskazuję na plan budowy budynku bazy, który zawsze mam przy sobie- Z tej strony wejdę schowkiem do środka i wyłącze przy wejściu alarm, tylko tam nie ma czujki. Następnie przejdę w tą część, gdzie zawsze trzymamy akta i zobaczę, czy są papiery Hazel.
-Nie zrozumiałem z tego dosłownie nic, jednak dasz radę- uśmiecha się składając pocałunek na moim czole.

Czuję się o dziwo niezwykle bezpiecznie leżąc tuż obok niego. Normalnie nie miałam takiego poczucia bezpieczeństwa przy Alexandrze.

Wstaję z łóżka i kieruję się do kuchni. Zachciało mi się pić. Przykrywam swoje nagie ciało szlafrokiem i nalewam do czystej szklanki soku jabłkowego. Gdy wracam do sypialni Alexander już śpi. Kładę się koło niego, jednak moje złe przeczucie nagle się włącza. Coś się musiało stać, czuję to w każdym centymetrze ciała. Próbuję zasnąć i przestać przemęczać mózg moimi dziwnymi spekulacjami, jednak właśnie w tym momencie słyszę sygnały syren policyjnych.
-Przestań panikować Jane- powtarzam sobie szeptem, jednak to wcale nie pomaga.

Chwilę później helikopter policyjny ląduje na dachu tuż obok helikoptera Alexandra. Z niego wyskakują opancerzone jednostki policji a ja stoję jak wryta, gdy wykrzykują moje imię.
-Alexander- mówię uderzając go raz po raz w ramię.

Budzi się momentalnie i od razu ogarnia sytuację.
-Ktoś Cię wydał- mówi chwytając mnie za rękę i stając za mną.

-Panno Jane proszę wyjść z rękami do góry, jest pani zatrzymana- słyszę z dachu budynku.

Widzę, jak policjanci zbliżają się z namierzonymi we mnie karabinami do szyb naszej sypialni.

-Masz dziesięć sekund, albo zaczynamy strzelać- słyszę ponowny komunikat.

Obracam się na pięcie, składam pocałunek Alexandrowi i wychodzę oddając się w ręce policji.

NIEuchwytnaWhere stories live. Discover now