Rozdział XIX

107 4 0
                                    

JANE

Rozkoszuję się porannym słońcem wylegując się na leżaku próbując zapomnieć o wczorajszej nocy. Pomijając fakt, że pierwszy raz od x czasu się upiłam to jeszcze kazałam Alexandrowi mnie pocałować. Nie wiem co mną miotało biorąc pod uwagę fakt, że teoretycznie pozwoliłam agencikowi Smith się do mnie zbliżyć.

To jest dziwna do wytłumaczenia sytuacja ponieważ targa mną dziwne uczucie. Z jednej strony chciałabym spędzać więcej czasu z agentem Elijahem ze wzgląd na to, jak się przy nim czuję. Mimo tego, że łączy nas jeden numerek to czuję się z nim jak z najlepszym przyjacielem. Czuję się lepszym człowiekiem, kiedy jest w pobliżu. Nie odrzucił mnie, gdy dowiedział się o moim prawdziwym ja, co sprawia, że czuję się nieziemsko wyjątkowo. Z drugiej strony jest kurde Alexander...

I co ja właściwie mogę tu powiedzieć skoro sami to widzicie?

Tutaj działa zupełnie inna siła przyciągania. Moje ciało lgnie do niego działając zupełnie odwrotnie do tego, co chce mój mózg. Ma w sobie coś, czemu żadna kobieta się nie oprze. Jest elegancki, przystojny i wie co powiedzieć w odpowiednim momencie, żeby omotać jakąś osobę. Taki właśnie mętlik rodzi się w mojej głowie odkąd poznałam Alexandra.

Jeszcze tydzień... może dwa temu uciekałam przed policją. Mimo, że miałam wszystko pod kontrolą w moim życiu pojawił się agencik Smith. On w przeciwieństwie do Alexandra mnie zauroczył. Zauroczył mnie swoją dobrocią, dobrym poczuciem humoru i tym, jaką ciekawą i niepowtarzalną aurę roztacza wokół swojej osoby. Porównując ich dwóch Alexander to mężczyzna, którego każda kobieta pragnie, pożąda, marzy o nim a on wcale na nie nie zwraca uwagi. Elijah to z kolei facet, o którym wie niewiele kobiet, co czyni go wyjątkowym i interesującym na swój sposób.

-Seniorita Jane- z zamyślenia wyrywa mnie głos Trevora- To od Alexandra.

-Dzięki Trevor- kiwam głową ponownie opierając się o oparcie leżaka.

Wyciągam list z koperty, którą wręczył mi służący i śledzę wzrokiem zdjęcia, kopie dokumentów oraz sporo innych kartek. Unoszę brew zerkając znad papierów, moją uwagę przykuwa nie kto inny, jak sam Alexander gapiący się na mnie ze skrzyżowanymi rękami trzymający w dłoni szklankę wody.

-Dobrze spałaś?- pyta przyglądając mi się uważnie,

-Trochę przesadziłam z alkoholem, ale poza tym wszystko okej- uśmiecham się wręczając mu kopertę, którą chwilę temu otrzymałam od Trevora- Chcesz się do tego jakoś odnieść?

-To jest sprawa, o której Ci już wspominałem na samym początku- kiwa głową odbierając ode mnie stos kartek- Moja matka, Karen została bestialsko zamordowana przez naszych przeciwników. Umierała na moich oczach wykrwawiając się do ostatnich millitrów krwi.

-Co jej się stało?- pytam poruszona całą sytuacją.

-Została schwytana podczas przejazdu samochodem przez Sycylię. Wcześniej na miejscu Trevora był niejaki Nick- urywa na moment- genialny ochroniarz i świetny współpracownik. Tamtego dnia przewoził moją matkę na wesele starszego brata. Już nie dojechał żaden z nich. Nick został zabity na miejscu, z kolei moja matka została zgwałcona a następnie zadano jej trzy ciosy w takie miejsca, żeby nie umarła od razu tylko cierpiała jeszcze przez kilka minut.

Kiwam głową, żeby okazać współczucie. Przypomniał mi się mój rodzinny dom, nie były to szczęśliwe lata mojego życia. Mój ojciec był alkoholikiem, więc rozwiedli się z mamą, gdy miałam jedenaście lat. On stracił do mnie wszelakie prawa, z kolei ja z matką zamieszkałyśmy na Hawajach. Życie tam było jak z bajki do czasu, gdy matka poznała nowego faceta. Zakochała się do tego stopnia, że gdy dowiedziała się o tym, że ją zdradzał zaczęła ćpać. Nie było dnia, żeby była czysta. Chcąc unikać jej towarzystwa mając dwanaście lat wychodziłam z domu wcześnie rano i spędzałam cały dzień na plaży. Od rana do samego wieczora i właśnie w ten sposób poznałam Hazel.

***

10 lat temu...

-Powodzenia w szkole kochanie, baw się dobrze!- słyszę za sobą głos mamy.

-Dzięki, pa- macham jej na pożegnanie i zmierzam w stronę plaży.

Tak było codziennie. Mama życzyła mi udanego dnia w szkole przeważnie o 19, kiedy wychodziłam pospacerować w moim ulubionym miejscu na ziemi. Tak... o 19... moja mama żyła w innej czasoprzestrzeni. Dla niej dzień zaczynał się jak wstała o 16 z bólem głowy po wczorajszym ćpaniu.

Przeskakuję moje drzewo, które nazwałam "Witek" i skręcam już na plażę. Uwielbiałam zachodzy słońca. Zawsze kojarzyły mi się z lepszym jutrem i z moim dzieciństwem jeszcze przed nałogiem mamy.

Tego dnia niebo było wyjątkowo piękne. Mewy lalały parami wyśpiewując pieść lata. Momentalnie zrzuciałam ubrania i w moich ulubionych kąpielówkach pobiegłam pędem do wody. Była niesamowicie przyjemna, biorąc pod uwagę bardzo gorące dni na Hawajach wcale mnie nie zdziwiło to, że woda była dosłownie temperatury pokojowej. To właśnie wtedy zobaczyłam ją. Biegła brzegiem plaży, a jej złote włosy lśniły w blasku zachodzącego słońca.

Hazel była przepiękną dziewczyną. Była dwa lata starsza ode mnie i przez to, że moja matka średnio obchodziła się wychowaniem mnie to Hazel była dla mnie starszą siostrą.

-Hej- machnęła do mnie

Odmachnęłam jej a następnie ona krzyknęła robiąc z rąk coś podobnego do tuby- chodź, pościgamy się.

Wychodzę szybko z wody i biegnę w jej kierunku. Moimi włosami targa wiatr a wieczorna bryza owiewa moją twarz.
-Gotowa?- pyta nieznajoma i zaczyna odliczanie
-3...2...1... START!- mówi i zaczynamy biec.

Nikt nie potrafi opisać tego, jak wolna się czuję. Biegnę przed siebie brodząc stopami w wodzie. Słyszę wiwatujące mewy i świst wiatru w uszach. Nigdy nie cierpiałam biegać, lecz w tamtym momencie naprawdę poczułam się, jakby nic nie mogło mnie powstrzymać. Czułam się niezwyciężona, nigdy takiego czegoś nie czułam.

-Wygrałam- mówię nawet nie sapiąc w przeciwności do mojej przeciwniczki.
-Hazel- podaje mi rękę.
-Marella... albo Jane- uśmiecham się podając jej rękę- jak uważasz.
-Masz dwa imiona?- pyta zdziwiona.
-Tak- wzruszam ramionami- Mama nazywa mnie Marella, z kolei ojciec Jane.
-Dziwne- zaczyna się śmiać-Jesteś tu nowa?
-Nie- wzruszam ramionami.
-Jakim sposobem jeszcze nigdy Cię tu nie spotkałam?
-Dobre pytanie- uśmiecham się.

***
-Co o tym myślisz?- pyta wlepiając we mnie wzrok.
-Wybacz nie słuchałam- odpowiadam drapiąc się po karku.

Nastaje minuta ciszy.

-Czemu udajesz, jakby nic się wczoraj nie stało?- pyta marszcząc brwi.
-A co się wczoraj stało?- pytam wzruszając ramionami.

On jedyne co robi to kiwa głowa przygryzając policzek.
-Nic, będąc szczerym- odpowiada, co mnie lekko zabolało.

Doskonale wiedziałam co się wczoraj stało. Kazałam mu mnie pocałować, wcale tego nie chciałam...
Chciałam.
Nie istotne, nie chciałam, żeby myślał, że wczorajsza noc wiele zmieniła w naszej relacji. Trzymam go z dystansem biorąc pod uwagę taki fakt, że jeśli się nie powstrzymam wskoczę mu do łóżka przy pierwszej lepszej okazji. Jak facetowi zależy na kobiecie to on ma się starać a nie ja.

Z moich zamyślań wyrywa mnie dźwięk mojego telefonu. Chwytam szybko za słuchawkę, aby przerwać niezręczny moment między mną a Alexandrem.

-Co się stało Elijah?- pytam, gdy odbieram.
-Hej... słuchaj... jeśli uraziła Cię moja wczorajsza wiadomość to wybacz- mówi poddenerwowany.
-Jaka wiadomość?- marszczę brwi.

Przypominam sobie wczorajszy wieczór. Zerkam na Alexandra i momentalnie już znam odpowiedź.

NIEuchwytnaWhere stories live. Discover now