twenty-first

119 6 0
                                    

Billie's point of view

Postanowiliśmy z Finneas'em na razie nic nie robić. Po prostu poczekać parę dni, tyle ile było to możliwe. Czy długo? No właśnie nie za bardzo, bo coraz bliżej do trasy. Aktualnie miała się ona już zacząć za dwa dni, a my nadal byliśmy bez perkusisty. Większej tragedii być nie mogło. Tyle dobrego, że powiedzieliśmy o tym wszystkim rodzicom, dzięki czemu teraz cały czas siedzą w domu.

୨୧

Popołudniu, już po zjedzonym obiedzie, wszyscy siedzieliśmy przy stole rozmawiając na różne tematy. Nagle przerwało nam nieustanne pukanie do drzwi. Od razu wstałam z Finneas'em zobaczyć kto to. Za drzwiami stała Rosemary. Wpuściliśmy ją, a ta bez wahania rzuciła się w moje ramienia. Otuliłam ją i pogłaskałam po głowie, nic na razie nie mówiąc. Fin zamknął drzwi z powrotem na klucz i również ją przytulił. Można było zauważyć jej przerażenie w oczach.

Gdy się już trochę uspokoiła, podałam jej szklankę wody.
- Możesz opowiedzieć co się stało? - spytałam spokojnym głosem.
- Mhm. - dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na kanapie.

Wraz z bratem się do niej dosiadłam i przy okazji poprosiliśmy rodziców, by wyszli.
- Wypuścili mnie.
- Z komisariatu? - spytał Fin.
- Tak. Zobaczyli, że nie byłam w to aż tak zamieszana, a poza tym szukali mojego ojca, nie mnie.
- I tak po prostu cię wypuścili? Aż dziwne.
- Sama nie wiem co o tym myśleć. Jednak od razu po tym zaczęła mnie ścigać ta cała grupa Matt'a.
- Kogo? - spytałam.
- Mojego ojca. Z nimi nie jest tak łatwo, jak może się wydawać.
- Wiem, przekonałam się na własnej skórze - powiedziałam.
- Jak to? Co? O czym mówisz? - spytała lekko przerażona, na co ja opowiedziałam jej całą historię.

୨୧

- Przepraszam Billie, naprawdę przepraszam - powiedziała zapłakana po usłyszeniu wszystkiego. - Nie powinnam ciebie w ogóle w to mieszać. To wszystko moja wina. Proszę wybacz mi. O ile się w ogóle da.
- Nie martw się kochanie - przytuliłam ją. - Już jest wszystko dobrze. Jesteś tutaj z nami, a oni są gdzieś daleko i pewnie nadal ciebie szukają. Na razie nie zrobią mi żadnej krzywdy, a tobie tym bardziej. - pocałowałam ją w czoło. - Po prostu obiecaj, że pojedziesz z nami na tą trasę - powiedziałam uśmiechając się.
- Oczywiście, że pojadę. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła.
- To się cieszę - powiedziałam.
- Poza tym, Rosemary, na razie zostaniesz tutaj u nas. Myślę, że Billie pozwoli ci spać z nią. Najwyżej znajdziemy jakiś materac.
- Nie będzie takiej potrzeby - powiedziałam. - A ty w ogóle wracasz do siebie?
- Tak, muszę jeszcze pogadać z Claudią. Pewnie tęskni za mną tak samo jak ja za nią, a jeszcze chwila i nie będę jej widział przez parę miesięcy.
- Dobrze, niech będzie. Pozdrów ją ode mnie.
- Mhm - przytaknął i wyszedł żegnając się ze wszystkimi.

Po tym poszłam z Rose do mojego pokoju i pozwoliłam jej wybrać coś dla siebie do spania.
- To wydaje się w porządku - powiedziała wyciągając koszulkę od The Incorporated.
- Masz dobry gust. - uśmiechnęłam się.
- No cóż... - lekko się zarumieniła.
- A spodnie? Które bierzesz?
- Zazwyczaj śpię w samej koszulce, ale mogę zrobić dla ciebie wyjątek.
- Nie, nie trzeba - odparłam bez zawahania.
- W porządku - zaśmiała się. - W takim razie pójdę już się umyć, jestem trochę zmęczona.
- Jasne, poczekam na ciebie.
- A co? Miałaś zamiar gdzieś się udać? - spytała lekko stanowczym głosem.
- Nie, nigdzie. Tak po prostu... - odpowiedziałam zaskoczona, a ta się tylko znowu zaśmiała. Aż dziwnie patrzyło mi się na nią całą uśmiechniętą, gdy dopiero co goniło ją stado tych oszołomów. Nie wiem, wydawało mi się to trochę wręcz absurdalne, ale może właśnie tego potrzebowała. Lekkiej ucieczki od rzeczywistości i właśnie może dzięki mnie było to osiągalne.

୨୧

Po około piętnastu minutach wyszła z łazienki i energicznie rzuciła się na łóżko. Miło jednak było zobaczyć jej uśmiech na twarzy, która była cała rozpromieniona. Usiadłam na chwilę obok niej i zdjęłam kosmyki ciemnych włosów, które opadały na jej oczy. Dopiero teraz, bardziej się przyglądając, zauważyłam jej lekkie piegi na nosie.
- Co tam? Aż tak ci się podobam, że się na mnie patrzysz jak na jakieś diamenty? - spytała śmiejąc się, na co ja tylko spojrzałam jeszcze głębiej w jej oczy. - Rozumiem, w ten sposób.
- Przepraszam, zamyśliłam się - powiedziałam zdezorientowana i szybko wyszłam do łazienki.

Zauważyłam, że patrząc się tak na nią, znowu to poczułam. Te motylki w brzuchu. Takie same jakie odczuwałam będąc blisko Claudii. Nie chciałam tego znowu. Nie chciałam się zakochiwać, naprawdę nie chciałam. Jednak chyba nie umiem tego kontrolować.

୨୧

Gdy po paru minutach wróciłam do pokoju, zauważyłam, że dziewczyna już spała. Aż przypomniała mi się sytuacja kiedy odebrałam ją pijaną spod jakiegoś lokalu. Tylko tym razem wyglądała uroczo, nie to co wtedy.

Podeszłam do łóżka i położyłam się, gasząc wcześniej wszystkie światła. Obróciłam się w jej stronę i przytuliłam. Nie wiedziałam czy to było odpowiednie. Wątpię w to, naprawdę, ale cóż, stało się. Całe szczęście nie obudziłam jej, a myślę, że nawet jeszcze bardziej utuliłam do snu.

you were my everything | billie eilishWhere stories live. Discover now