09. SMAK WOLNOŚCI

874 37 11
                                    

Chociaż od bitwy z Białą Czarownicą minął niemal tydzień, Steffon nadal zachowywał się zupełnie tak, jakby kobieta wcale nie poległa

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Chociaż od bitwy z Białą Czarownicą minął niemal tydzień, Steffon nadal zachowywał się zupełnie tak, jakby kobieta wcale nie poległa. On i Mallory zamieszkali na Ker-Paravelu wraz z rodzeństwem Pevensie, Bobrami i panem Tumnusem. Pomagali im w przygotowaniach do koronacji.

Pani Bobrowa była w siódmym niebie, gdy wreszcie mogła zagonić wszystkich do pracy i robić to, w czym była najlepsza, czyli w urządzaniu wszelkiego rodzaju przyjęć. To ona dobierała dekoracje, które później Mallory musiała rozwieszać po całej sali tronowej.

Bawiła się przy tym świetnie, mając za towarzyszy Edmunda i Piotra, którzy dość często żartowali sobie ze swojej szefowej. Pan Bóbr często im przytakiwał, znużony przenoszeniem krzeseł wraz z Borsukiem. Przy okazji, nie żałował sobie piwa, kiedy nadrabiał stracone dni z przyjacielem.

Steffon nie uznawał powierzonych jej zadań za właściwą aktywność fizyczną. Pilnował ją, by każdego wieczora przebiegała odpowiednią według niego ilość kilometrów; to ona, nie on czy Oreus, szkoliła dalej Edmunda, który zawsze, jak na złość, domagał się od niej kolejnych pojedynków.

Mimo wszystko, Mallory podobało się życie na Ker-Paravelu.

Razem z Łucją chodziły często na plażę i zbierały muszle, z których Zuzanna robiła później wspaniałą biżuterię. Starsza panna Pevensie przechadzała się z nią po pałacowych ogrodach, o które zdążyły już zadbać driady. Kwitły w nim nowe kwiaty, takie, jakich Mallory jeszcze nigdy nie widziała na oczy.

Piotr zaczął spełniać złożoną jej w obozie obietnicę odnośnie przekazania dalszej wiedzy na temat swojego świata. Mallory chłonęła te informacje niczym gąbka. Chciała być gotowa na chwilę, w której znów zobaczy swoich rodziców. Była pewna, że to nastąpi. Któregoś dnia ujrzy ich ponownie, ale do tego czasu została jej jeszcze cała Narnia i krainy poza nią do zwiedzenia.

— Pokonaliśmy Białą Czarownicę dopiero kilka dni temu, a ty już się rozleniwiłaś, młoda — żachnął się Steffon, splatając przed sobą ręce, gdy Mallory usiadła zrezygnowana na ziemi i podciągnęła kolana pod brodę.

— Wybacz, wujku, ale nie jestem dzisiaj w nastroju do wygrywania — mruknęła ponuro pod nosem.

— Coś cię trapi, mała? — zmartwił się jej wuj, szturchając ją w ramię krańcem swojej włóczni.

— Chodzi o to... tak teraz będzie wyglądało nasze życie? — zapytała go, wzdychając ciężko. — Będziemy budzili się w pałacu każdego ranka, by syto jeść i od czasu do czasu wyszkolić nowych rekrutów?

— Naprawdę narzekasz na to... że nie masz co robić? — wydukał oszołomiony Steffon, zrobiwszy wielkie oczy.

— Raczej... to wszystko wydaje mi się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe — odparła załamana Mallory. — Chyba się do tego nie nadaję.

Spędziwszy całe życie obawiając się wroga, dziwnie było jej się budzić teraz każdego ranka ze świadomością, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Właściwie, to prawie w ogóle teraz nie sypiała. Dręczyły ją koszmary. Widziała Jadis. Słyszała to, co mówiła do niej podczas bitwy. Przez jej głowę przewijały się obrazy tych, którzy za nią zginęli. Być może, na marne.

HEARTS FULL OF COURAGE • THE CHRONICLES OF NARNIA ( P. PEVENSIE )Where stories live. Discover now