36

533 38 1
                                    

Następnego dnia, po raz pierwszy od kilku tygodni udałam się do pracy. Mam nadzieje, ze to ,chodź na chwile pomoże mi zapomnieć o cały czas chodzącym po mojej głowie dylemacie.

Około południa do baru weszła duża grupa dobrze zbudowanych mężczyzn. Wyglądali na bardzo pewnych siebie. W momencie, gdy trzech z nich podeszło o do baru, reszta skierowała się do wszystkich dostępnych miejsc siedzących.

- Gdzie znajdziemy Marcela Gerarda? - pyta jeden z nich, dość oziębłym tonem głosu. Na litość Boską, czy ja mogę chociaż jeden dzień przeżyć bez istot nadprzyrodzonych?

- Nie wiem - odpowiadam układając szklanki na barze

- Słuchaj - blondyn zwinnie go przeskoczył i w niebezpiecznie szybkim tępie zaczął do mnie podchodzić - Albo nam powiesz i rozejdziemy się w pokoju- moje plecy uderzyły o ścianę za mną, a on i tak podszedł jeszcze bliżej - Albo zrobimy ci...

- Myśle, ze to nie będzie konieczne - nagle w barze pojawia się Marcel. Czy on zwariował?! Jedno ukąszenie jakiegokolwiek z nich może go zabić!!- Robin, zostaw dziewczynę - w wampirzym tępie staje między nami - To moja najlepsza pracownica - mówi mu prosto w twarz, a zaraz potem odwraca się do mnie - Idź na zaplecze i nie wychodź dopóki ci na to nie pozwolę - Czy on chce użyć na mnie perswazji? Przecież doskonale wie, ze jestem na nią odporna. A może...?

Kiwam tylko delikatnie głową i odchodzę w skazane przez niego miejsce. Zamykam się w tym pomieszczeniu i odrazu wyjmuje z kieszeni telefon chcąc napisać do Elijaha

Do: Garniturek
Wataha jest w barze. Chcą coś od Marcela.

Niedługo potem dostaje odpowiedz

Od: Garniturek
Już idziemy. Schowaj się gdzieś.

No super. Oni będą dbać o bezpieczeństwo, a ja niczym bezbronna księżniczka mam stać i czekać na ratunek. Jak ja tego nienawidzę...

Po kilku chwilach zza drzwi usłyszałam głośne odgłosy kłótni. Tak. Mikaelsonowie napewno są już na miejscu.
Nie chcąc sprawiać pierwotnym jeszcze większego problemu ( i zdaniem Niklausa zachować się egoistyczne) cierpliwie czekałam, aż któryś z nich po mnie przyjdzie.

Po kilkunastu minutach spędzonych na zapleczu przyszedł po mnie Marcel i powiedział, ze jest już bezpiecznie. Oczywiście ochrzaniłam go za to, ze bez oporów wszedł do baru wypełnionego wilkołakami, lecz ten zdawał się ignorować moje słowa.

- Cześć - witam się z siedzącymi w barze Mikaelsonami. Każdy z nich wyglada jakby nie spał przez kilkanaście dni.

- Odprowadzę cię do domu - mówi Elijah stając obok mnie

- Mam jeszcze prac..

- Już zamykam lokal - przerywa mi Marcel siadając obok Klausa przy barze - Możesz iść.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową i razem z brunetem wyszłam z baru. Panowała między nami całkiem przyjemna cisza

- Myślałaś już o mojej obietnicy? - bałam się, ze zada to pytanie

- Szczerze mówiąc to bardzo dużo - przyznaje się kopiąc napotkanego na drodze kamyka - Nie wiem czy tego chce - widzę , ze chce coś powiedzieć - Chcąc, nie chcąc, przywiązałam się do was. Zresztą nie wyobrażam sobie jak w obecnej sytuacji miasta mielibyśmy się nie widywać. - praktycznie całe moje  życie kręci się teraz wokół pierwotnych.

- Prawda, byłoby to trudne- przyznał mi racje - Ale nie niemożliwe. - on nie chce żebyśmy się widywali? A może nigdy nie chciał mieć ze mną kontaktu? - Nie zrozum mnie źle. Oczywiście cieszyłbym się gdybyś zapomniała o mojej obietnicy, ale uszanuje każdą twoją decyzje - Hmm. I co tu teraz zrobić?  Nigdy więcej już nie spotkać przystojnego pierwotnego i jego rodziny czy podjąć ryzyko spędzenia z nimi czasu.
Zdecydowanie zbyt długo bałam się ryzyka

- Myśle, ze nie musisz się martwić tą obietnicą - podejmuje ostateczną decyzje - Ale w zamian mam do ciebie prośbę - wpadłam na pewien pomysł

- Jaką? - pyta, a ja widzę pod jego maską obojętności odrobinkę radości. Czyżby cieszył się, ze podjęłam taką decyzje?

- Naucz mnie walczyć - mówię szybko, a ten jakby w szoku zwalnia - Spokojnie. Nie muszę być odrazu jakimś ninja. Wystarczy mi tylko kilka lek..

- Nie - jego głos jest twardy i zdecydowany. Czyżby to go zdenerwowało? - Wybij to sobie z głowy

- Ale dlaczego? - staje w miejscu patrząc na niego - Kilka lekcji i nie musielibyście za każdym razem latać mi na ratunek! Wiesz jak się czułam siedząc tam w tym zapleczu?! Jak jakiś bezużyte..

- Stop - chwycił mnie za ramiona - Wiesz dlaczego to wszystko robię? Żebyś była bezpieczna. Nie nauczę cię walczyć, bo znając ciebie zaraz wyruszysz w pojedynkę zabijać złe wampiry - czy ja dobrze usłyszałam? Jak może tak myśleć?

- A wiec jednak- zignorowałam słowa o bezpieczeństwie - Jednak masz mnie za nieodpowiedzialną gówniarę. - mój ton głosu jest obojętny - A może po prostu mi nie ufasz? Wiesz co ? Ja jednak jeszcze przemyśle tą twoją obietnice  - gdy tylko wypowiedziałam te słowa Elijah w wampirzym tępie pobiegł w nieznanym mi kierunku.

Normal Live | Mikaelson  (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz