28

558 38 1
                                    

Po kilku minutach usłyszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi. Elijah odrazu zaoferował się, ze otworzy i już po chwili razem z siostrą wszedł do mojego pokoju.
Przywitałam się z blondynką, a ta nie chcąc tracić czasu powiedziała abyśmy już zaczynali.

Usiedliśmy obok siebie na łóżku, Freya wzięła brata za rękę i po raz kolejny zaczęła wymawiać zaklęcie, a ja straciłam przytomność.

Ocknęłam się znów w białym korytarzu. Niepewnie wstałam szukając wzrokiem garniturka, który okazał się być po mojej lewej. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i zaczęliśmy szybko iść przed siebie, mijając drzwi, w których już byliśmy.

- To nie ma sensu - odezwał się po dłuższej chwili marszu - To czego szukamy nie wydarzyło się przecież trzy czy cztery tygodnie temu, a w twoim dzieciństwie. To tam powinnismy szukać- nie czekając na moją odpowiedzi szybko wziął mnie na ręce i w błyskawicznym tępie zaczął biec w stronę początku korytarza

- Możesz mnie uprzedzać wcześniej, zanim zdecydujesz się na taką podróż ? - pytam zarzucając ręce za jego szyje. Nienawidzę się tak przemieszczać.

Ten tylko pokiwał delikatnie głowa i dalej kontynuował tą jakże przyjemną podróż. Nie mówię, ze nie jest wygodnie, ale mi od samego patrzenia na szybko zmieniające się otoczenie robi się niedobrze.
Zamknęłam wiec oczy i z niecierpliwością czekałam, aż to się skończy.

Stało się tak po paru minutach. Chyba jedne z najdłuższych minut mojego życia, ale faktycznie. Jesteśmy na końcu korytarza.

Z zaciekawieniem popatrzyłam na pierwsze drzwi znajdujące się naprzeciwko mnie. Pewnie chwyciłam klamkę i nie patrząc na bruneta weszłam do wspomnienia.

Była w nim moja matka leżąca na łóżku szpitalnym. Kobieta głośno wrzeszczała z bólu, a obok niej znajdowało się mnóstwo lekarzy i pielęgniarek.
To chyba moje narodziny.

Najszybciej jak mogłam wyszłam z tamtąd. Nie chce się nabawić na przyszłość jakiejś traumy, lub niepotrzebnych lęków. Wole chyba nie wiedzieć co mnie czeka.

Na korytarzu czekał na mnie lekko zdezorientowany Elijah. Machnęłam tylko mówiąc, ze to nic przydatnego i znów zaczęliśmy zaglądać do wszystkich drzwi po koleji. Bez żadnych obaw pozwoliłam mu szukać tez na własną rękę, bo w końcu wszystko czego nie wcześniej nie chciałam aby zobaczył, niedawno sama mu powiedziałam.

Rozdzieliliśmy się. Ja sprawdzam prawą stronę wspomnień, a on lewą.

Po jakimś czasie (strasznie trudno określić tutaj czas) znajdowałam się już na moich trzecich urodzinach. Wszędzie dużo różowych balonów, starych znajomych rodziców, a nawet zauważyłam Jacka bawiącego się samochodzikiem.
Wszystko tu jest takie wesołe, przyjazne i przytulne.

- Alex chodź na chwilkę - usłyszałam głos mojej mamy, a mała ja natychmiast do niej podbiegła.- Chodź ze mną, pokaże ci coś - powiedziała chwytając mnie za rękę. Dziewczyny wyszły z domu i zaczęły kierować się w stronę pobliskiej altanki. Odrazu za nimi poszłam. - Myśle, ze jesteś już na tyle duża dziewczynką, ze nie będziesz się bała - usiadła na jednej z ławek

- Oczywiście, ze nie - dosłownie z nikąd pojawiła się nieznana mi kobieta - Widać po niej, ze jest odważna - co jak co, ale ona wyglada naprawdę przerażająco

- Mamo co się dzieje ? - przytuliłam się do mojej rodzicielki

- Spokojnie kochanie - objęła mnie ramieniem - To ciocia Jadzia. Wspólnie sprawimy, ze nie będzie ci groziło żadne niebezpieczeństwo. - powiedziała, i wzięła nóż do ręki - Ale musisz nam zaufać dobrze ? - niepewnie pokiwałam głową, mama przecięła wewnętrzną cześć mojej dłoni. Gdy tylko kilka kropel mojej krwi zleciało na podstawkę ,trzymaną przez nieznajoma kobietę, mama zaraz rozcięła swoją, a zaraz po niej Jadzia.

Kobiety spojrzały na siebie i zaraz po tym wzięły się za ręce i zaczęły wymawiać niezrozumiałe dla mnie słowa. Po kilku minutach ich wypowiadania mała ja straciła przytomność.

- Udało się ? - pyta z nadzieją moja matka

- Tak, już nikt nie będzie w stanie użyć na niej magii

Normal Live | Mikaelson  (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz