18

637 33 0
                                    

Dowiedziałam się ze Rebeka wyjechała z Nowego Orleanu, a Hayley jest na bagnach. Nie pozostało mi wiec nic innego jak wybrać któregoś z Mikaelsonów aby ten mógł mi grzebać po umyśle.

Odrazu wykluczyłam Klausa. Nie sądzę aby miał on jakiekolwiek opory w wejście do moich wspomnień, z którymi nie chce się z nikim dzielić.

Kol był dla mnie miły, ale patrząc na jego porywczą naturę, oraz to jak się zachowuje, tez nie sądzę aby była to dobra opcja.

- Elijah - westchnęłam zamykając oczy

- No to zaczynamy - uśmiechnęła się Freya i złapała brata za rękę powtarzając wcześniej wypowiedziane zaklęcie. Już po paru chwilach znów poczułam, ze zasypiam po czym budzę się w białym korytarzu.

-Myślałem ze wybierzesz Klausa - usłyszałam bruneta wystawiającego rękę w moje stronę

- Hybrydę która wszędzie widzi spisek? - przyjęłam jego pomoc i stanęłam na nogi - Podziękuje. - ten się już nie odezwał tylko zaczął przyglądać się białym drzwiom

- Wiesz ze musimy je dokładnie przejrzeć - zmienił temat tym razem patrząc na mnie

- Niestety - westchnęłam zaczynajac iść przed siebie - To od czego zaczynamy?

- Najlepiej od początku - szybko wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i w błyskawicznym tępe zaczął biec.

- Umiem sama chodzić - gdy tylko się zatrzymał zeskoczyłam z jego objęć - Wejdę sama - powiedziałam i otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, lecz ten w ostatniej chwili zamkną mi je przed nosem

- Nie będziesz sprawdzała wszystkich drzwi po koleji - odrzekł jak zwykle poważnym tonem

- A niby co mam zrobić ? - złożyłam ręce skrzyżnie patrząc pytająco na bruneta

- To twój umysł. Idź tam gdzie czujesz - podpowiedział poprawiając krawat. I gdzie ja niby mam iść? Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony szukając „uczucia" . Nie pomagał mi przy tym wzrok Elijaha skupiony na mojej osobie.

- Tam - wskazałam ręką na nico oddalone ode mnie drzwi po prawej, do których od razu podeszłam. - Zostań tu - poleciłam dla mojego towarzysza i weszłam do białych drzwi zamykając je za sobą.

Byłam w barze. Dokładnie w Rousseau. Przy jednym ze stolików dostrzegłam grupkę nastolatków i siebie grożącą dla jednego z nich z kijem od bilarda w ręku.  Dobra muszę przyznać ze wyglada to bardzo komicznie. Drobna, niska blondynka grozi dla dwa razy większego od niej, dobrze zbudowanemu nastolatkowi.
Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Do baru weszło rodzeństwo Mikaelson i z rozbawieniem na twarzy przyglądali się zaistniałej sytuacji. Nawet Elijah miał uśmiech na twarzy !
Dobra, ale to wszystko wydarzyło się w sumie niedawno i bardzo dobrze to pamietam.
Czyli ze wybrałam niewłaściwe drzwi.

Wyszłam ze wspomnienia i z powrotem znalazłam się w białym korytarzu, tylko ze nie było w nim mojego towarzysza.

- Elijah ? - rozejrzałam się na boki - To nie jest śmieszne ! - zaczęłam iść w prawa stronę - Mikaelson! - krzyknęłam na całe gardło, a ten wyszedł z jakiś drzwi - Miałeś tu na mnie czekać! - odwróciłam się w jego stronę - I jakim prawem tam wszed...

- W ten sposób szybciej znajdziemy rozwiązanie zagadki- przerwał mi jakby nic się nie stało

- Co widziałeś ? - pytam cały czas zdenerwowana faktem ze pierwotny od tak wszedł mi do jakiegoś wspomnienia

- Twój występ - występ ? Występ..... Jack ! Urodziny ! No nie!   - Trzeba iść dalej - westchnęłam wiedząc ze i tak go teraz nie zatrzymam - Ja byłam przy naszym pierwszym spotkaniu - dodałam a ten tylko pokiwał głową i pewnym krokiem zaczął iść przed siebie, co ja tez uczyniłam.

Idziemy już dobre kilkanaście  minut. Elijah wyprzedził mnie o około 5 metrow i nie wyglada na to żeby miał zwolnić.
Nie rozumiem jak można cały czas chodzić w tak eleganckim ubraniu jak garnitur i w dodatku cały czas wyprostowanym.  Ja bym tak nie potrafiła

- Może stańmy już ? - pytam zmęczona - Może właśnie znajdujemy się w okresie wyrzynania pierwszych zębów?

- Niech ci będzie - wreszcie się zatrzymuje - Idę tu - informuje i znika za białymi drzwiami.
Rozglądam się na boki w poszukiwaniu drzwi, które jakoś do mnie „przemówią" . Stanęło na drzwi po mojej lewej.

Tym razem znajdowałam się w moim domu. Był w nim niesamowity nieporządek. Nie, nieporządek to za małe określenie. Był tutaj syf !
W pewnym momencie do domu weszła blondynka. Muszę przyznać ze nie wyglądam tutaj za dobrze. Ciemne wory pod oczami, lekko tłuste włosy i rozmazany tusz do rzęs. Bardzo atrakcyjnie

- Max ! - krzyknęła moja postać zdejmując buty - Masz mi to w tej chwili posprzątać! - rozkazałam wściekła

- Bo co ? - odpyskował wychodząc z pokoju - Naskarżysz na mnie mamie ? - zadrwił, a mi ścisnęło żołądek

- Jak śmiesz się tak odzywać ?!  Nie masz prawa..

- Nie mam prawa co ? - przerwał mi - Żyć, oddychać, a może w ogóle istnieć ?

- O czym ty mówisz ?

- Cały czas mi rozkazujesz! Cały czas musi być tak jak ty chcesz ! Nie chce tak żyć!

- Ty serio nie rozumiesz ze wszystko to robię dla twojego dobra?! A poza tym jak posprzątasz po sobie swój bałagan to chyba korona ci z głowy nie spadnie!

- A właśnie ze spadnie ! - założył buty - Idę do kolegi i nie wiem kiedy wrócę ! - wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Burknęłam tylko pod nosem i ze łzami w oczach po ponad 10 godzinach pracy  zaczęłam sprzątać.

Wyszłam ze wspomnienia i tym razem to Elijah na mnie czekał. Nie chcąc nic mówić pomachałam tylko głową na boki dając mu znać ze po raz kolejny niczego się nie dowiedziałam.

Normal Live | Mikaelson  (korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz