Rozdział 10 | Nadciąga Wicher

67 2 0
                                    

Życie Nocnego Łowcy nie było zbyt przychylne. Ciągła walka z demonami, od czasu do czasu wypełnianie papierków, czy też kilkugodzinne siedzenie przed monitorem i patrolowanie okolicy.

Normalny człowiek od razu by zrezygnował, znając ryzyko, jakie musiałby codziennie podejmować. Wiedząc, że po wyjściu na misje może z niej nie wrócić albo odnieść poważne rany nie posiadałby żadnych wątpliwości jak tylko opuścić to jakże nienormalne środowisko.

Jednak dla Jace'a Herondale'a to nie była tylko praca, którą można ot, tak zmienić. Dla niego było to całe życie oraz święty obowiązek, który zostaje nałożony na każdego potomka z krwią anioła. Według statystyk większość Nocnych Łowców posiadała takie same opinie, co nie wyróżniałoby Jace'a z tłumu, a nawet świadczyło, że jest on statystycznie normalny.

Szkoda, że on sam nie mógł tego o sobie powiedzieć.

Stał pod prysznicem, kiedy po jego nadal wyrzeźbionym ciele spływały kolejne kropelki gorącej wody.

Musiał porządnie wypocząć oraz zrelaksować się, ponieważ z dzisiejszym dniem mieli uporządkować wszystkie fakty związane z porwaniami, jak i samym Aleciem.

Z początku szybki prysznic z rana na oczyszczenie myśli zamienił się w nieustanną walkę z demonami.

Jace obwiniał się za to, co spotkało Clary. Gdyby nie był tak arogancki i egoistyczny już dawno znalazłaby się w domu a do incydentu z Aleciem mogłoby wcale nie dojść i jego cała rodzina byłaby bezpieczna.

Następną sprawą było zaniedbanie kontaktów z Isabelle. Chłopak dopiero teraz zrozumiał swój błąd w odpychaniu jej. Wtedy chciał po prostu nie kontaktować się z nikim i wyładować swoje emocje. To, że padło na Izzy było umocnione przez jej absurdalne teorie, które na przekór okazały się prawdą.

Po dziesięciu minutach zdecydował się na opuszczenie prysznica. Zakręcił kurek i po wyjściu owinął się w ręcznik.

Stanął przed ogromnym lustrem i dokładnie przyjrzał się samemu sobie.

Jego sylwetka oraz wyrzeźbione mięśnie brzucha dalej robiły wrażenie jednak kiedy spojrzał trochę wyżej, natrafił na swoją twarz. Blada, wymęczona i smutna. Jego oczy reprezentowały jedynie rozpacz i poczucie winy. Nie posiadały już tego dawnego blasku. Jace zdziwił się, że Clary tego nie zauważyła. A może wiedziała, tylko nie chciała się z nim tym podzielić.

Ich relacje odrobinę się skomplikowały. Niegdyś kochankowie umiejący oddać za siebie życie a teraz dwójka obcych ludzi, którzy nie potrafią nawet ze sobą normalnie porozmawiać.

Wczoraj, kiedy zanosił Clary na swoich ramionach do pokoju nie zamieniły ani słowa. Dopiero kiedy Jace położył ją do łóżka ta spokojnym i wdzięcznym głosem życzyła mu dobrej nocy. Ten słodki, a zarazem stanowczy głos dalej do prześladował. Mimo tylu lat bezsensownej nienawiści dalej ją kochał i chciał być z nią. W głębi serca wierzył, że ona też chce dać sobie drugą szansę. Niestety zważywszy na okoliczności, blondyn postanowił na wstrzymanie swoich emocji i wrzucenie je na drugi, a nawet trzeci plan.

Z takim postanowieniem opuścił łazienkę i wygrzebał z szafy swój bojowy strój. Co jak co ale z nim nawet podczas najgorszego okresu w życiu się nie rozstanie. To było jego bezpieczne ubranie, na które zawsze mógł liczyć.

Zawiązując wysokie czarne buty skierował się do wyjścia z zamiarem pójścia po Clary. Powód jego wszelkich wątpliwości i rozterek. Niestety czy tego chciał, czy nie (a pragnął niesamowicie) musiał odprowadzić ją do biblioteki, ich miejsca zbiórki gdzie razem z Izzy i Magnusem mieli zabrać się za ustalanie faktów. Kręcenie się Łowczyni samej po Instytucie, w którym uważana jest za martwą, mogło nie być dobrym pomysłem. Ktoś mógł pomyśleć, że był to zmiennokształtny albo inny Łowca pod specjalną runą i nie zareagować w przyjemny sposób. Dlatego Jace czym prędzej udał się do jej pokoju.

Ave Atque ValeWhere stories live. Discover now