Rozdział 8 | Jak wyglądał koniec

87 4 2
                                    

Praca Inkwizytora nie była łatwa. Codzienne teleporty do Alicante. Nadzorowanie każdego Instytutu. Podpisywanie i przeglądanie dokumentów. Przydzielanie dyżurów. Spotkania z Konsulem. Wszystkie te czynności zajmowały prawie cały dostępny czas, pozostawiając przy tym niewiele odpoczynku czy przyjemności. Jednak sam zainteresowany nie mógł narzekać. W końcu korzyści płynące z tak wysokiej posady przemawiały same za siebie. Dzięki niej mógł spełnić swoje marzenie. Zmienić wszystkie prawa oraz całe Clave na lepsze. Kiedyś brzmiało to jak niemożliwe życzenie siedmiolatka.

A teraz kiedy tym dawnym siedmiolatkiem jest ponad trzydziestoletni Alec Lightwood, wydaje się bardziej zwykłym prostym krokiem, który wykonałby każdy. Ten chłopak dzięki swojej charyzmie i dążeniu do celu zaszedł dalej niż ktokolwiek inny.

Tak właśnie w historii Nocnych Łowców zasłynął on Alexander Gideon Lightwood–Bane. Inkwizytor. Mąż. Parabatai. Brat. Syn. Niekoniecznie w tej kolejności.

Szykował się on właśnie do wyjścia, stojąc przed lustrem i zakładając swój ciemnogranatowy garnitur kiedy przeszkodziły mu zgrabne ręce owijające się wokół jego talii.

– Mogę wiedzieć co, a raczej kto namówił cię do włożenia tak eleganckiego stroju? – zapytał przekornie, całując swojego męża po delikatnej skórze znajdującej się na szyi.

– Mags... – niebieskooki ledwo był w stanie wypowiedzieć tak proste słowo. Było mu tak dobrze, tak przyjemnie, że najchętniej od razu rzuciłby wszystko w cholerę i pospiesznie udał się do sypialni. Niestety ostatni głosik przyzwoitości nakazał mu coś bardziej racjonalnego, co nie koniecznie wiązało się z przyjemnością.

– Tak mój słodki? – Magnus nie dawał za wygraną i jeszcze wzmocnił pieszczoty, praktycznie liżąc szyję ukochanego.

– Ja... muszę iść... do pracy... – wymamrotał pomiędzy kolejnymi falami przyjemności.

– Nie, nie musisz. – upierał się dalej, całując to jedno uwielbiane przez Aleca miejsce.

– Szef będzie zły...

– Sam jesteś swoim szefem więc w czym problem? – zapytał i jeszcze raz przejechał językiem po całej długości jego szyi.

– W tym, że sam będę na siebie zły. – przerwał mu, odwracając się do niego przodem.

Magnus, choć bardzo chciał kontynuować, wiedział, że Alexander ma rację. Posiadając tak ważną pracę, wiążą się z nią nie tylko korzyści, ale również narastające obowiązki. On jako Wielki Czarownik Alicante posiadał ich równie dużo co Alec, dlatego tak bardzo chciał z nim spędzać nawet te krótkie chwile.

– Och no dobrze. – westchnął teatralnie i przyciągnął swojego męża do krótkiego, lecz pełnego miłości pocałunku. – A odpowiesz mi na wcześniejsze pytanie? – jak bardzo szanował ubiór Aleca, tak nie mógł wyjść ze zdziwienia, co nakłoniło Łowcę do zmiany swoich luźnych i poszarpanych dresów na elegancki i oficjalny garnitur. Taki strój założył tylko dwa razy. Na ich ślub oraz najważniejsze spotkanie całego Clave, które w swoim skutku wyrównało prawa należące zarówno do Nocnych Łowców jak i Podziemnych.

– Mam bardzo ważne spotkanie z Konsulem podczas...

– Z Jią? To po co się tak męczysz, przecież ona sama na takie spotkania przychodzi w luźnych sukienkach więc w czym problem?

– ...nadzwyczajnej narady dotyczącej Podziemnych. – dokończył wcześniej przerwane zdanie, ale nie był z tego powodu zadowolony.

Takie spotkanie mogło znaczyć jedno. Komuś bardzo nie spodobał się zarządzony pokój i chciał go za wszelką cenę zrujnować. Alec żałował, że nie dopytał się Jii, o kogo dokładnie chodzi i co to za nadzwyczajna sprawa. Jedyną informację, jaką dostał to data, miejsce spotkania oraz że wypadałoby założyć coś bardziej oficjalnego niż koszulka w paski.

Ave Atque ValeWhere stories live. Discover now