Rozdział 9 | Znajoma Placówka

85 4 3
                                    

Clary po wysłuchaniu była oszołomiona. Nie do końca wierzyła, co tak naprawdę usłyszała i przekręcała historię Isabelle na wszelkie sposoby.

Jace oraz Isabelle wyraźnie posmutniali. Ponownie zostali zmuszeni do rozdrapania starych ran i jak samo mówienie o Aleca nie było aż tak niekomfortowe to rozpowiadanie o okolicznościach jego domniemanej śmierci już o wiele bardziej.

Odświeżając na nowo fakty, zrozumieli, że oprócz demonów zastanych w fabryce musiało wydarzyć się coś jeszcze. Coś, co uratowało ich brata, nie oddając z powrotem.

– Próbowaliście znaleźć tych zaginionych? – Clary chwilowo odzyskała jasność umysłu. Nadal nie przetrawiła wszystkich informacji, lecz starała się uporządkować fakty.

– Tak, nawet rozmawialiśmy o tym z Jia jednak kiedy Aldertree doszedł do władzy sprawy się nieco... skomplikowały – odpowiedziała jej tajemniczo Isabelle.

– Jak to skomplikowały? Co masz na... aaa! – krzycząc, Clary złapała się za głowę i zsunęła na kolana.

– Clary! – słyszała gdzieś pomiędzy falami bólu.

Czuła jakby czaszka miała jej za chwilę eksplodować. Tępy ból uniemożliwiał logiczne myślenie i powodował zawroty głowy. Najszybciej przy nim pojawił się Jace. Upadł na podłogę i podtrzymywał ją na swoim ciele.

– Clary... – usłyszała jego cichutki, przestraszony głos, zanim całkowicie odcięła się od świata zewnętrznego.

***

Znajdowała się w jakimś laboratorium. Dookoła niej znajdowały się stoliki z probówkami oraz narzędziami, których nijak nie mogła zidentyfikować.

Sama leżała na skośnym łóżku. Związane miała ręce, obie nogi oraz okolice pasa. Nie była zdolna do nawet minimalnego ruchu.

Mimo oczywistego braku nadziei czuła się dziwnie spokojna. Może to przez podłączone do niej dziwne substancje, o których w tamtym momencie nie zdawała sobie sprawy.


Odzyskując na chwilę świadomość, jedyne co zdążyła zobaczyć to drobną postać w biały fartuchu.


Tym razem nie była związana. Znajdowała się na swego rodzaju arenie, a naprzeciwko niej stała inna postać, którą w pierwszej chwili nie potrafiła rozpoznać.

W prawej dłoni trzymała klingę serafickiego ostrza. W oddali słyszała nieprzyjemny głos mężczyzny odliczającego kolejno do trzech.

Jeden.

Dwa.

Trzy.

Liczyła razem z nim, a potem usłyszała głos syreny. Był to chyba swego rodzaju sygnał, bo i ona i tajemnicza sylwetka ruszyli na siebie.

Clary mimo wyraźnego ruchu nie była w stanie sama go kontrolować. Czuła się jak marionetka, która może jedynie oglądać zaistniałą sytuację.

Kiedy tajemnicza postać znalazła się na tyle blisko Clary była w stanie rozpoznawać kolejne rysy twarzy. Teraz była już pewna, że to ktoś, kogo zna.

Znowu jakby z tyłu słyszała ten sam zdarty głos zachęcający do szybszego starcia.

Jej ciała bez zgody właścicielki postanowiło posłuchać.

Znajdując się praktycznie przy drugiej osobie Clary jeszcze bardziej wytężyć swój wzrok. Pierwsze co zaobserwowała to ciemne włosy jej oponenta oraz piękne błękitne oczy.

Ave Atque ValeWhere stories live. Discover now