— Zgubiłaś gdzieś chusteczkę czy jak? — zapytał Jace, widząc, jak podczas treningu Melissa ociera pot z czoła inną chusteczką, niż wcześniej nosiła zawsze ze sobą. Na tamtej widniała czapla, rozkładająca skrzydła do odlotu. Na tej, którą właśnie ocierała czoło, widniały krwistoczerwone maki.
— Nie. Po prostu oddałam ją tej dziewczynie, którą przedwczoraj uratowaliśmy z Neilem — odrzekła Melissa, ukrywając ozdobioną makami chusteczkę do kieszeni. — Płakała, była przerażona tym, że spotkała demona... Cholera wie, co by się zdarzyło, gdyby w pobliżu nie było żadnego Łowcy.
— Taki już nasz los, Lissa. Wybijać demony. — Jace wzruszył ramionami. — Ale tamta chusteczka była ładna.
— A ta nie jest? — Melissa złapała brata za słówko, uśmiechając się zadziornie.
— To już sobie sama dopowiadasz — odparł blondyn niewinnie. — Wyhaftowałaś na niej taką ładną czaplę... Powinnaś koniecznie zrobić taką chusteczkę Simonowi — stwierdził w pewnym momencie.
Szatynka zmarszczyła brwi.
— Skąd ten nagły pomysł?
— Bo jak go już dopadną Isabelle i Maia razem wzięte, to będzie miał przynajmniej czym wytrzeć łzy, gdy spuszczą mu solidny łomot.
— W takim razie ty nie powinieneś oddawać Clary tej chusteczki, którą ci ostatnio dałam — odparła Melissa, biorąc jeden z noży do rzucania. Nigdy nie była jakoś szczególnie fanką rzucania nożami. Nie zawsze udawało jej się trafić w sam środek tarczy, jednak wychodziła z założenia, że każda umiejętność może jej się kiedyś przydać, więc pielęgnowała i rozwijała każdą z nich.
Teraz to Jace się zdziwił.
— Co? Niby dlaczego?
— Żebyś ty miał czym otrzeć łezki, kiedy to Clary spuści ci solidny łomot za rzucanie jej chusteczki pod nogi.
Melissa wspominała wcześniej Jace'owi o swojej znajomej z akademii, która to swoją podróż zaczęła od europejskiego kraju, jakim była Polska. Udała się wówczas do Instytutu Warszawskiego, gdzie miała zapoznać się z życiem tamtejszych Nocnych Łowców. Któregoś dnia Alice Lonewoods wybrała się do kawiarni w celu rekreacji (choć utrzymywała, że pilnowała, aby żaden demon nie nękał Przyziemnych). Właśnie w tej kawiarni zasłyszała kilka słów piosenki, którą pewna kobieta śpiewała swojej córeczce. Piosenka o chusteczce haftowanej, mającej cztery rogi szczególnie wryła się w pamięć Alice, która z tego wszystkiego aż dopytała Łowców w warszawskim Instytucie o tę piosenkę. Niektórzy uznali ją wówczas za niespełna rozumu, skoro interesują ją jakieś przyziemne dyrdymały, jednak znaleźli się też tacy, którzy zapoznali ją z ową piosenką. W ten sposób Alice opuściła warszawski Instytut bogatsza o znajomość polskiej, przyziemnej piosenki dla dzieci. Opowiedziała o tym później Melissie, której to w pamięci zapadł wers piosenki, w którym to należało rzucić chusteczkę haftowaną pod nogi osoby, którą się kochało. Właśnie dlatego Jace postanowił rzucić chusteczkę pod nogi Clary, którą też zainteresowała historia chusteczki haftowanej. W ten sposób cały Instytut obiegła anegdotka o Alice Lonewoods, która przywiozła z Polski nie tylko nowe doświadczenia, ale i przyśpiewkę o chusteczce haftowanej.
— Rzuciłabym taką chusteczkę Simonowi — powiedziała ze śmiechem Isabelle, w ten sposób chcąc przekazać Melissie, że nie pogardziłaby chusteczką, którą mogłaby rzucić Simonowi w dowód miłości.
— Jasne... — odpowiedziała wówczas zupełnie nieprzekonana Melissa. Z jakiegoś powodu nie podobał jej się ten pomysł. I jeszcze to dziwne ukłucie w okolicy serca...
YOU ARE READING
Pióra i ćwieki • Simon Lewis
FanfictionMelissa Herondale od zawsze wiodła niezbyt spokojne, lecz szczęśliwe życie w Alicante. Miała parabatai, u którego boku walczyła z demonami, matkę, do której chętnie wracała i pasje, które rozwijała. Nigdy nie narzekała na nudę czy brak rodzeństwa. P...