Rozdział 9. Na ratunek Simonowi

83 9 67
                                    

— Wiesz, gdzie jest Jace i Clary? — zapytał Alec.

Melissa zmarszczyła brwi. Bliski przyjaciel Jace'a nie wiedział, gdzie on się podziewa? Co jak co, ale myślała, że Jace powiedziałby im, dokąd się wybiera. Choć tak naprawdę trudno było przewidzieć, że wybierze się na poszukiwania Białej Księgi...

— Poszedł z Clary szukać Księgi Bieli — odparła. — Myślałam, że wam o tym powiedział...

— Jace jest jak kot, chodzi swoimi drogami — westchnął Alec. — Myślę, że się znajdą. My powinniśmy iść do Sali Porozumień, tam się wszyscy kierują.

Melissa kiwnęła głową. Jace i Clary nie byli głupi - możliwe, że właśnie byli w drodze do Sali Porozumień. A jeśli nie, to przybędą tam w ślad za innymi Nocnymi Łowcami. Miała tylko nadzieję, że byli uzbrojeni, bo samym rzutem księgą nie zdołają się obronić.

— W takim razie pora i na nas, aby iść do Sali Porozumień — stwierdziła Melissa, podnosząc ostrze dla własnego bezpieczeństwa. Na wypadek, gdyby znów napatoczyły się demony.

Jak się okazywało, przeczucie Nocnego Łowcy nie myliło ani jej, ani żadnego z jej towarzyszy. Nie należało jeszcze opuszczać miecza, gdyż demony wciąż były obecne w Alicante.

W Sali Porozumień Melissa rozejrzała się w poszukiwaniu Clary. Było to jednak nie lada wyzwanie - Clary nie należała do szczególnie wysokich osób, przez co dosłownie tonęła w tłumie ludzi. Wreszcie Melissie udało się wypatrzeć rude włosy Clary, odznaczające się kolorem w tłumie. Jakiś czas później, kiedy już odnaleźli zagibione rodzeństwo, usłyszała słowa, z jakimi Alec przywitał Jace'a:

— Jace! — zawołał Alec i przepchnąwszy się do niego, złapał blondyna za przód kurtki. — Gdzieś ty był?! Jaki spacer trwa prawie dwanaście godzin, do cholery?!

— Myślę, że dość długi — odpowiedział wymijająco Jace.

Clary spojrzała nieśmiało na Melissę. Z ulgą zauważyła, że Nocna Łowczyni obdarzyła ją uśmiechem, który rudowłosa odwzajemniła. Najwyraźniej po urazie nie było już śladu, co Clary odebrała z radością. Melissa potrafiła nieźle przestraszyć, kiedy ktoś wyprowadził ją z równowagi. Rudowłosa mogła przysiąc, że nie chce nigdy więcej zobaczyć jej w takim stanie. A już na pewno nie zdenerwowanej na nią.

— Dobrze, że wróciliście tutaj szczęśliwie — powiedziała Melissa, po czym skrzywiła się lekko. — Chociaż te demony nie poprawiają sytuacji...

— Nie rozumiem, skąd się tu tak nagle wzięły.

— I to taka ich chmara... Może nudziło im się i postanowiły wpaść z wizytą — zażartowała Melissa, wzruszając ramionami. — Choć jeśli mam być szczera, to stawia to gościnność Nocnych Łowców niezbyt korzystnym świetle...

Clary roześmiała się. W pewnym momencie uśmiech na jej twarzy poszerzył się, kiedy w oddali zobaczyła Luke'a. Bez słowa ruszyła w jej kierunku, po drodze prawie wpadając na kilkoro Nocnych Łowców. Melissa uśmiechnęła się, widząc, jak jej wujek podnosi Clary do góry podczas uścisku. Luke był dla niej jak rodzina i nie bez powodu ucieszyła się na jego widok. Melissa czuła pewnego rodzaju ulgę. Dobrze, że to nie Luke był tym uwięzionym Podziemnym. Z drugiej jednak strony było jej szkoda Simona, który wciąż siedział w zimnym więzieniu...

— Co za wzruszający widok. — Jej rozmyślania przerwał chłodny głos. Zakapturzona postać zmierzała w kierunku Luke'a i Clary. Był to oczywiście Konsul Malachi. Za nic nie dał się przekonać, że Podziemni mogą pomóc Nocnym Łowcom. Melissę wybitnie denerwowało zachowanie Konsula. Jak można być tak chorobliwie uprzedzonym?

W czasie gdy Konsul i Luke byli zajęci sprzeczaniem się, Clary poprosiła Magnusa o rozmowę w celu przekazania mu Białej Księgi, natomiast Melissa i Neil ruszyli na poszukiwanie swoich rodzin, by mieć pewność, że oni również bezpiecznie dotarli do Sali Porozumień.

W tłumie odnaleźli zarówno Amatis, jak i Darkflame'ów. Widząc swoją córkę całą i zdrową, Amatis zamknęła Melissę w ciepłym uścisku. Szatynka nigdy nie czuła się skrępowana, kiedy Amatis tak dobitnie ukazywała jej uczucia. Miały tylko siebie nawzajem.

— Zawsze, kiedy wychodzisz walczyć z demonami, to bardzo się o ciebie martwię, Mellie — wyznała, a szatynka wyprostowała się i posłała matce delikatny uśmiech.

— Spokojnie, mamo, Neil mnie pilnuje, a ja pilnuję jego — odpowiedziała, na co kobieta również się uśmiechnęła.

Podczas gdy Luke i Konsul Malachi wciąż się wykłócali, obydwie panie Herondale stały u boku Darkflame'ów, trzymając się pod ramię.

Zapewne stałyby tak jeszcze przez jakiś czas, jednak podeszła do nich Clary.

— Melissa... — nieco speszyła się, kiedy oprócz Melissy spojrzała na nią również Amatis. — Eee... Hejka, Amatis.

Kobieta uśmiechnęła się, po czym podeszła do Clary i uścisnęła ją.

— Całe szczęście, że wszystko z tobą w porządku, Clary — powiedziała, na co dziewczyna pokiwała głową.

— Jace ze mną był, nic mi nie groziło — odpowiedziała, po czym zwróciła się do Melissy: — Eee... Melissa, możemy porozmawiać?

Szatynka kiwnęła głową, po czym zostawiła na chwilę Amatis i poszła za Clary, która zaprowadziła ją w nieco ustronniejsze miejsce.

— Słuchaj, to sprawa życia i śmierci...

— Jak życia i śmierci, to zamieniam się w słuch — odrzekła spokojnie Melissa.

Clary wzięła głęboki wdech.

— Mój przyjaciel został uwięziony w Gard przez Inkwizytora. Musimy go uratować...

W głowie Melissy zaczęły toczyć się rozliczne myśli. Przyjaciel uwięziony w Gardzie... Przez Inkwizytora...

— Czy on jest wampirem? — zapytała Melissa, marszcąc brwi.

— Tak — przytaknęła Clary. — Skąd wiesz?

Melissa dyskretnie zerknęła na boki, chcąc upewnić się, czy nikt ich nie podsłuchuje.

— Wczoraj po południu dowiedziałam się, że w Gardzie znajduje się Podziemny. Obawiałam się, że to wujek Luke, więc poszłam z Neilem to sprawdzić po tym, jak ty i Jace zniknęliście w Bramie... Ale to nie był Luke.

— To był Simon — wyszeptała Clary. — Wszystko u niego w porządku?

— Na tyle w porządku, na ile może się czuć więzień w Gardzie — odparła Melissa z przekąsem. — Więc zamierzacie iść teraz go uratować?

— Tak — przytaknęła Clary. — Nie możemy go tam zostawić...

— Masz zupełną rację. Może przyda wam się pomoc?

— Och... — Clary zastanowiła się przez moment. Tak właściwie to pomoc Melissy mogła się przydać. Wychowana w Alicante, jak nikt inny wiedziała, w jaki sposób dostać się do Gardu tak, aby nikt ich nie zauważył. W dodatku była utalentowaną Nocną Łowczynią. Jej pomoc mogła być przydatna.

— W sumie... Jeśli tylko chcesz, to bardzo chętnie przyjmiemy pomoc.

— A ja bardzo chętnie wam jej udzielę — stwierdziła Melissa. — Twój przyjaciel nie zrobił niczego, za co miałby być skazany na pobyt w więzieniu. To Inkwizytor ma chore pomysły...

— Zatem chodźmy, Melissa — powiedziała Clary, wyciągając dłoń w jej kierunku. — Simon na nas czeka.

Pióra i ćwieki • Simon LewisWhere stories live. Discover now