Już niedługo potem Melissa, Clary, Jace, Alec i Neil znaleźli się w Gard. Neil postanowił pójść tam ze względu na to, że jako parabatai Melissy czuł się zobowiązany na walkę u jej boku, bo w zaistniałej sytuacji wszędzie mogły czaić się demony.
Clary przyklękła na trawie, by było jej łatwiej mówić do krat.
— Simon! — zawołała, jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi, jakby więziony tam chłopak nie dowierzał, że słyszy głos swojej przyjaciółki. — Simon, cholerny idioto! Jestem przy oknie!
W tym momencie Simon szybko podniósł się, spojrzał w jej stronę i wytrzeszczył oczy. Zaraz potem jego blada twarz ukazała się za kratami.
— Clary? To naprawdę ty?
— Nie, królowa Amidala — przewróciła oczami, jednak uśmiechnęła się, bo cieszył ją fakt, że jej przyjaciel jest cały i zdrowy. — Zaraz cię stąd wydostaniemy.
— Lepiej się cofnij — poradził mu Jace, a kiedy Simon wykonał prośbę, chwycił kratę, która chwilę później wylądowała wewnątrz celi. Zaraz potem Simon wydostał się z pomocą Jace'a, lądując na mokrej trawie. Zauważył, że nie tylko Clary patrzy na niego ze zmartwieniem, lecz również Jace, Alec, Neil, i Melissa.
Melissa przykucnęła przy nim i obejrzała jego rany na dłoniach.
— Na Anioła, a co ci się stało w ręce, słońce?
Simon był nieco zdziwiony tym, jak został przez nią nazwany. Zatroskana Melissa potrafiła nawet do nowo poznanej osoby zwrócić się w ten sposób. No chyba, że ta osoba skrzywdziła jej bliskich, wtedy była obrzucana najgorszymi obelgami, jakie Melissie ślina na język przyniosła.
Chłopak spojrzał na swoje dłonie i machnął ręką lekceważąco.
— Nie martw się, za chwilę nie będzie po tym śladu.
I rzeczywiście, rany zagoiły się zadziwiająco szybko. Clary rzuciła się na niego i mocno uścisnęła.
— Nie miałam pojęcia, że tu jesteś. Do wczoraj myślałam, że jesteś w Nowym Jorku...
— Cóż, ja też nie wiedziałem, że tu jesteś — odpowiedział Simon i spojrzał na Jace'a. — I odnoszę wrażenie, że ktoś celowo mi o tym nie powiedział...
— Nie wyprowadziłem cię z błędu — usprawiedliwił się blondyn. — Zresztą, gdyby nie ja, spłonąłbyś żywcem, więc nie powinieneś się na mnie wściekać.
— Nie sądzicie, że to raczej nie czas na przekomarzanki? — zapytał Neil. — Powinniśmy wrócić do Alicante, zanim całkowicie spłonie.
Pozostali zgodzili się z nim i mieli zbierać się do odejścia, kiedy odezwał się Simon:
— Samuel. Musimy uratować Samuela.
— Kogo? — zapytały jednocześnie Clary i Melissa.
— Samuela. Jego również tu przetrzymują. Jest w celi obok — wyjaśnił Simon.
— To ta sterta szmat, którą widziałem raz przez okno? — zapytał Jace, na co Melissa obdarzyła go oburzonym spojrzeniem.
— Morgenstern, może z szacunkiem?
— Proszę o wybaczenie, litościwa pani Herondale — odpowiedział niewinnie.
— Chyba naprawdę się pogniewamy — westchnęła Melissa.
— Nie zniósłbym takiej straty, o, pani — dalej rzucał ironią. Melissa potrząsnęła głową.
— Przystopuj, Morgenstern. Musimy wydostać tego człowieka z celi.
![](https://img.wattpad.com/cover/208158178-288-k76501.jpg)
ESTÁS LEYENDO
Pióra i ćwieki • Simon Lewis
FanficMelissa Herondale od zawsze wiodła niezbyt spokojne, lecz szczęśliwe życie w Alicante. Miała parabatai, u którego boku walczyła z demonami, matkę, do której chętnie wracała i pasje, które rozwijała. Nigdy nie narzekała na nudę czy brak rodzeństwa. P...