Rozdział 10. Drugi więzień

90 11 45
                                    

Już niedługo potem Melissa, Clary, Jace, Alec i Neil znaleźli się w Gard. Neil postanowił pójść tam ze względu na to, że jako parabatai Melissy czuł się zobowiązany na walkę u jej boku, bo w zaistniałej sytuacji wszędzie mogły czaić się demony.

Clary przyklękła na trawie, by było jej łatwiej mówić do krat.

— Simon! — zawołała, jednak nie otrzymała żadnej odpowiedzi, jakby więziony tam chłopak nie dowierzał, że słyszy głos swojej przyjaciółki. — Simon, cholerny idioto! Jestem przy oknie!

W tym momencie Simon szybko podniósł się, spojrzał w jej stronę i wytrzeszczył oczy. Zaraz potem jego blada twarz ukazała się za kratami.

— Clary? To naprawdę ty?

— Nie, królowa Amidala — przewróciła oczami, jednak uśmiechnęła się, bo cieszył ją fakt, że jej przyjaciel jest cały i zdrowy. — Zaraz cię stąd wydostaniemy.

— Lepiej się cofnij — poradził mu Jace, a kiedy Simon wykonał prośbę, chwycił kratę, która chwilę później wylądowała wewnątrz celi. Zaraz potem Simon wydostał się z pomocą Jace'a, lądując na mokrej trawie. Zauważył, że nie tylko Clary patrzy na niego ze zmartwieniem, lecz również Jace, Alec, Neil, i Melissa.

Melissa przykucnęła przy nim i obejrzała jego rany na dłoniach.

— Na Anioła, a co ci się stało w ręce, słońce?

Simon był nieco zdziwiony tym, jak został przez nią nazwany. Zatroskana Melissa potrafiła nawet do nowo poznanej osoby zwrócić się w ten sposób. No chyba, że ta osoba skrzywdziła jej bliskich, wtedy była obrzucana najgorszymi obelgami, jakie Melissie ślina na język przyniosła.

Chłopak spojrzał na swoje dłonie i machnął ręką lekceważąco.

— Nie martw się, za chwilę nie będzie po tym śladu.

I rzeczywiście, rany zagoiły się zadziwiająco szybko. Clary rzuciła się na niego i mocno uścisnęła.

— Nie miałam pojęcia, że tu jesteś. Do wczoraj myślałam, że jesteś w Nowym Jorku...

— Cóż, ja też nie wiedziałem, że tu jesteś — odpowiedział Simon i spojrzał na Jace'a. — I odnoszę wrażenie, że ktoś celowo mi o tym nie powiedział...

— Nie wyprowadziłem cię z błędu — usprawiedliwił się blondyn. — Zresztą, gdyby nie ja, spłonąłbyś żywcem, więc nie powinieneś się na mnie wściekać.

— Nie sądzicie, że to raczej nie czas na przekomarzanki? — zapytał Neil. — Powinniśmy wrócić do Alicante, zanim całkowicie spłonie.

Pozostali zgodzili się z nim i mieli zbierać się do odejścia, kiedy odezwał się Simon:

— Samuel. Musimy uratować Samuela.

— Kogo? — zapytały jednocześnie Clary i Melissa.

— Samuela. Jego również tu przetrzymują. Jest w celi obok — wyjaśnił Simon.

— To ta sterta szmat, którą widziałem raz przez okno? — zapytał Jace, na co Melissa obdarzyła go oburzonym spojrzeniem.

— Morgenstern, może z szacunkiem?

— Proszę o wybaczenie, litościwa pani Herondale — odpowiedział niewinnie.

— Chyba naprawdę się pogniewamy — westchnęła Melissa.

— Nie zniósłbym takiej straty, o, pani — dalej rzucał ironią. Melissa potrząsnęła głową.

— Przystopuj, Morgenstern. Musimy wydostać tego człowieka z celi.

Pióra i ćwieki • Simon LewisDonde viven las historias. Descúbrelo ahora