Rozdział 5. Wolna ręka

98 11 53
                                    

Melissa spojrzała na Clary, marszcząc brwi. Ragnor Fell?

Nie zdążyła o nic zapytać, bo Clary mówiła dalej:

— Pytałeś, dlaczego tu przyszłam, Sebastianie. Moja mama jest ciężko chora i może jej pomóc tylko Ragnor Fell. Problem tkwi w tym, że nie mam pojęcia, gdzie go szukać.

Sebastian chciał coś odpowiedzieć, ale Clary była szybsza. Pożyczyła mu dobrej nocy i ruszyła w kierunku Melissy, która skinęła głową Verlacowi i skierowała się ku swemu rodzinnemu domowi.

Ragnor Fell - to imię i nazwisko wyjaśniało, po co Clary znalazła się w Idrisie. I to trochę nielegalną drogą. Melissa rozumiała Clary. Gdyby to Amatis była chora, Melissa łapałaby się wszystkiego, aby ją uratować. Podjęłaby się wszelkiego ryzyka, jak ostatnio Clary.

Nie zmieniało to jednak faktu, że Melissa ciągle miała lekki uraz do Clary o tę ucieczkę. W końcu gdyby rudowłosa cierpliwie zaczekała, może Melissie udałoby się znaleźć jakiś sposób, dzięki któremu Clary mogłaby odwiedzić Jace'a, a nie pędzić na łeb, na szyję.

Słyszały tylko cykanie świerszczy, kiedy przekroczywszy mostek zmierzały w kierunku domu Herondale'ów. Przed domem Melissa usłyszała, jak Clary wzdycha ciężko. Teraz musiała policzyć się z konsekwencjami swojej ucieczki. Szatynka wyjęła magiczny kamień, którym rozświetliła wejście do domu.

Ledwo weszły do domu, z salonu wyłoniła się Amatis. Ona również oświetlała otoczenie magicznym kamieniem. Zauważywszy Clary, głos ugrzązł jej w gardle. Zmęczona wydarzeniami tego dnia Melissa zauważyła zaskoczenie Amatis.

— Wszystko dobrze, mamo? — zapytała Melissa z troską, podchodząc do niej.

Amatis powoli pokiwała głową, nie odwracając wzroku od Clary.

— W tym stroju wyglądasz jak Jocelyn, Clary.

Szatynka spojrzała na koleżankę. Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, jak Clary jest ubrana. Z kufra, w którym znajdowały się stare ubrania Melissy i Amatis, Clary wybrała sobie stary strój Nocnego Łowcy, należący do starszej Herondale. Widać było, że idealnie do niej pasował.

Rudowłosa zamierzała coś powiedzieć, ale Amatis weszła jej w słowo:

— Przebierz się i zejdź do kuchni. I nawet nie myśl o ponownym wymknięciu się, w przeciwnym razie już tu nie wrócisz.

Po tych słowach ruszyła w kierunku wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Melissa spojrzała po raz ostatni na Clary, nie przekazując jej tym spojrzeniem żadnego pokrzepienia i poszła w krok za Amatis.

— Była u Penhallowów? — zapytała kobieta, kiedy jej córka przekroczyła próg kuchni.

Szatynka pokiwała głową.

— Owszem. Wróciła tu z własnej woli. Wie, że zrobiła źle.

Amatis nie odpowiedziała. Otuliła się niebieskim szalem i wyglądała na nieco załamaną.

— Luke mi zaufał. Poprosił, abym się nią zajęła, a ja nawet nie potrafiłam zatrzymać jej w domu...

Melissa usiadła obok matki i położyła swoją dłoń na jej, odrobinę bledszej.

— To nie twoja wina, mamo. Na pewno nie jesteś złą opiekunką. Zobacz, ja nie uciekam od ciebie — zażartowała, chcąc w ten sposób rozładować atmosferę. Amatis uśmiechnęła się mimowolnie. Nie zdążyła jednak powiedzieć niczego więcej, bo wróciła Clary.

— Hej... — powiedziała nieśmiało, już przebrana we własną koszulkę i dżinsy. — Ja... Przepraszam, nie powinnam była się wymykać...

— Nawet nie muszę pytać, dokąd uciekłaś — odpowiedziała surowo Amatis. — Domyślam się, że byłaś u Jonathana. Miałam nadzieję, że chociaż tym razem nie rozczarujesz mojego brata...

— Ja? Miałabym rozczarować Luke'a? — zdziwiła się Clary.

— Clary, stworzyłaś Portal, choć wiedziałaś, że nie powinnaś tego robić, zapoczątkowując tym serię nieszczęść, w związku z czym wujek Luke musiał nielegalnie wejść do Alicante — zauważyła Melissa ze zmęczeniem w głosie. — Nie sądzisz, że to dosyć sporo jak na jedną osobę?

Clary przygryzła wargę. Istotnie, Melissa miała sporo racji.

Amatis podjęła dalszą część swojego wywodu.

— Wiesz, co się stało, kiedy Luke został pogryziony przez wilkołaka? — zapytała kobieta, patrząc rudowłosej prosto w oczy. — Przyszedł do mnie i wszystko mi opowiedział. Wszystko. Również o tym, że boi się zarażenia likantropiczną chorobą. A wiesz, co zrobiłam ja, jego starsza siostra?

Widocznie było to dla niej trudne, bo zaczął się jej łamać głos. Melissa ścisnęła ją za dłoń.

— Amatis, jeśli nie chcesz, nie musisz tego mówić... — zaczęła Clary, ale Amatis pokręciła głową.

— Kazałam mu się wynosić, dopóki nie będzie całkowicie pewien, że czegoś nie złapał. Odcięłam się od niego, zostawiłam go wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebował. Powiedział mi, że jeśli rzeczywiście zaraził się wilkołactwem, Valentine każe mu popełnić samobójstwo. A ja...

— Mamo, naprawdę, nie musisz tego mówić, jeśli to dla ciebie za trudne — powiedziała Melissa, kiedy Amatis zatrzymała się w środku zdania. Ona jednak chciała dokończyć to, co powiedziała.

— A ja powiedziałam mu, że może tak będzie lepiej — dokończyła. Z jej twarzy dało się odczytać wstręt do samej siebie. — Luke jest dobrym człowiekiem, bez względu na to, do czego zmuszał go Valentine, ale ja nie mogłam znieść myśli, że pewnego dnia zamieni się w potwora...

— Luke nie jest potworem — zaprotestowała Clary.

— Wtedy o tym nie wiedziałam. Gdyby nie twoja mama, Clary, w życiu nie zgodziłabym się z nim spotkać. Ale po tym, jak się od niego odwróciłam, przestał mi ufać.

— Teraz ci zaufał — zauważyła Clary. — Gdyby ci nie ufał, nie przyprowadziłby mnie tutaj i nie zostawił z tobą...

— Nie miał wyjścia, a teraz popatrz, jak się tobą zajęłam. Nawet jednego dnia cię nie upilnowałam...

— To przecież ja wymknęłam się z domu i cię okłamałam. Nic nie mogłaś na to poradzić — odparła rudowłosa.

— Clary, nie rozumiesz? Zawsze jest jakieś wyjście. Po prostu wmawiałam sobie, że nie mogę nic zrobić. Wmówiłam sobie, że nie mogę pomóc Luke'owi, że nie mogłam zapobiec odejściu Stephena, a nawet przestałam chodzić na zebrania Clave, bo byłam pewna, że i tak nie zmienię ich decyzji. Poza tym zajmowałam się Melissą i chyba tylko to dawało mi poczucie, że robię coś dobrze. — Po tych słowach spojrzała na córkę z czułością. — Idź już spać, Clary. Od tej pory możesz wychodzić gdzie chcesz i wracać kiedy chcesz. Jedyne, co powinnaś zrobić w takiej sytuacji, to poinformować o tym Melissę. Jesteście w podobnym wieku, może łatwiej ci będzie rozmawiać z nią niż ze mną. Sama powiedziałaś, że nie mogę nic z tym zrobić.

Clary próbowała zaprotestować, ale Amatis uciszyła ją jednym ruchem ręki.

— Nie, Clary. Naprawdę, idź już spać.

Rudowłosa zeszła z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia. Jedyne, co usłyszała, to ciche Dobranoc ze strony Melissy, bo Amatis siedziała ze wzrokiem wbitym w ścianę, pogrążona w myślach.

Kiedy usłyszały głośne trzaśnięcie drzwi na piętrze, kobieta westchnęła.

— Nie musisz za nią wszędzie chodzić, Mellie. Chodzi mi o to, żebyś tylko wiedziała, gdzie ona jest. Na wypadek, gdyby groziło jej niebezpieczeństwo.

Szatynka kiwnęła głową.

— Będę miała ją na oku. — Po tych słowach pocałowała Amatis w policzek. — Kocham cię, mamo.

— Ja ciebie też, Mellie — odpowiedziała cicho kobieta, a jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Odkąd odszedł Stephen, Melissa była jedyną tak bliską jej osobą. Nie wyobrażała sobie straty córki.

Pióra i ćwieki • Simon LewisWhere stories live. Discover now