chapter fourteenth

122 14 19
                                    

Zadrżałem, gdy dreszcz otępienia i strachu przebiegł po moim kręgosłupie, na samą myśl, iż ta dwójka miałaby się pobić w tym właśnie miejscu... koszmar mający miejsce w rzeczywistości, nie było nic gorszego.

-Nie muszę spowiadać - Warknął równie stanowczo Jiin, widocznie otrząsając się z mgły dezorientacji. Choć jego spojrzenie wcześniej wydawało się tępo martwe w chwili, gdy pozostałe części błyszczały przyjaznym, acz powierzchownym wydźwiękiem, teraz zaś całość jego oblicza eskalowała do poziomu rzeczywistej złości, przypominając mi natarczywie o jego prawdziwym postać. Wydawał się dumny ze swych słów, jakby uradowany z zazdrości wzburzonej w drugim - Kim niby jesteś... - Nie dane mu było dokończyć.

-Przyjacielem - Mruknął San, a coś w tonie, który obrał tak zgrabnie, przyprawiało mnie o dziwne uczucie pustki w sercu. Tak, jakby nasza relacja nie powinna być zbudowana jedynie na walorach tuzinkowej przyjaźni.

-No to wybacz, ale jako jego mąż, jestem dla niego ważniejszych niż taki wypierdek - Starszy mężczyzna wyszarpnął ramię z wrogim warkotem nienawiści, a jego wzrok powiódł do mnie, bez słowa nawołując do powinności. San również spojrzał w moim kierunku, lecz smutno, niemal błagając bym został... moje serce znów zabolało okrutnie.

Wiedziałem, że moja sytuacja będzie paskudniejsza, niżeli dotychczas, lecz byłem w jakimś stopniu wdzięczny, iż San dał mi poczucie chwili nikłego bezpieczeństwa. Nawet chwilowy triumf był dobrym w chwili największej słabości.

*

Po Jiinie spodziewałem się wszystkiego. Że zaciągnie mnie do pewnego pomieszczenia, o którego istnieniu nie miałem i nie powinienem był mieć pojęcia, aby zadać nowy cios, raz po raz ranić, aż nieograniczona wściekłość nie ubędzie z jego ciała. Szykowałem zrozpaczony umysł na przyjęcie słów pełnych nienawiści oraz zniewagi... Tego też poniekąd oczekiwałem, ponieważ wiedziałem, co nadejdzie. Wiedziałem, czego mam się spodziewać. I to byłoby o niebo lepsze, niżeli ślepe wyprowadzenie z budynku firmy i niedbałe wepchnięcie do samochodu, tylko po to, aby ponownie odwieźć mnie do domu, odebrać dobytek i klucz, a następnie pozostawić samego, zdruzgotanego na apatycznych panelach podłogowych w samotności i utrapieniu, bez najmniejszej możliwości ucieczki z patowej sytuacji.

Moje błaganie zostało zignorowane. Zdesperowane dłonie, którymi pragnąłem tak usilnie powstrzymać go przed zatrzaśnięciem drzwi, odepchnięte bez słowa wyjaśnienia. Po prostu zatrzasnął drzwi, odbierając mi wolność.

Kolejny przejaw naiwności własnego umysłu, ukazuje się właśnie w takich chwilach, kiedy rozpaczliwie poszukuje się pewnego pozytywnego uwarunkowania. Bo co jeśli wyszedł aby ochłonąć? Miał coś do przekazania. Coś na tyle ważnego, by przerwać uroczystość, więc jaką miałem pewność, czy nie pragnie mojego przebaczenia, chwili, gdy uzmysłowił sobie błędy przeszłości. Może zlustrował się w krzywdach, jakie mi wyrządził, a cała akcja, choć odmieniona w chaos, miałaby znacznie łagodniejszy wydźwięk?

Czy przyjąłbym jego przeprosiny? Teraz rozważając powiedziałbym - tak. Odpowiedź była oczywista, ponieważ pomimo wszystkich wydarzeń, wciąż go kochałem i będę do robić, aż nie ukrócę własnego życia. Jasne, zranił mnie... skrzywdził mnie wielokrotnie na każdej płaszczyźnie, lecz to nie oznacza, że powinienem go skreślić. Prawda? Jak każdy inny zasługuje na przebaczenie i drugą szansę. Na życie z kimś mu bliskim. Może oczekiwałem czegoś, co nigdy nie będzie mi dane, lecz wolałem tkwić w tym złudnym przekonaniu, niżeli umartwiać się nadchodzącym złem.

Otarłem słone łzy osadzone płasko na moich policzkach, zanim pozwoliłem sobie na niemy uśmiech o łagodnej krzywiźnie, wstając w kierunku kuchni. Postanowiłem bowiem naiwnie pielęgnować zalążek wyobrażonej nadziei, przygotowując dla męża ciepły posiłek, przy którym moglibyśmy omówić wszelkie troski.

A co jeśli zmuszony został, aby borykać się z ciężkimi wyzwaniami, o których nie miałem pojęcia, a zmęczenie i nieustanne zmartwienie wyprowadzało go z równowagi? Może cały ten czas potrzebował pomocy, a ja byłem zbyt ślepym na jego cierpienie, aby zaoferować mu, choć krztę skromnego pocieszenia.

Westchnąłem, porzucając uporczywe dywagacje, by w pełni skupić się na gotowaniu... zapewne jedynej rzeczy, która wychodziła mi w miarę moich oczekiwań.

Gdy uzyskałem zadowalający efekt konsystencji oraz smak kremu, niemal zmartwiłem się, dostrzegając, jak wiele czasu poświęciłem na jego przygotowanie. Pospiesznie uprzątnąłem stworzony bałagan, ustawiając na podłużnym stole dwa, ślicznie oprawione - jak na mój jakże skromny gust - talerze, zafascynowany wyjątkowo smakowitym zapachem, który ekspansywnie przenikał powietrze, zanim lekko strapiony ruszyłem do łazienki, pozwalając sobie na równie atypowo długi prysznic. Przelotnie spoglądając w lustro, zignorowałem paskudną wiązankę kolorów sińca barwiącego tak natrętnie mój naturalnie blady policzek, jedynie poprawiając niesforne kosmyki brązu, aby doprowadzić je do względnego porządku.

Dźwięk otwieranych drzwi ponownie powołał we mnie instynkt samo zachowania, wyzbywając się pospiesznie otoczki sennego lenistwa. Dobrałem miękkiego uśmiechu, z lekką presją otwierając drzwi, aby powitać już w progu swego kochanka, lecz ku mojemu nieszczęściu, me oszalałe serce przystanęło w nieokreślonym zawale.

-Jiin? - Spytałem, nie kłopocząc się z ukryciem gorzkiego rozczarowania, gdy u boku mojego męża stał znacznie wyższy i prężniejszy mężczyzna o europejskim wyglądzie i posiwiałej skroni. Węglowa, drogocenna skóra pokrywała ramiona obu mężczyzn, przyprawiając mnie o dreszcz przerażenia, gdy spojrzałem we wściekłe spojrzenie niższego z nich.

-Mówiłem, kurwa, że sobie poradzę - Warknął czarnowłosy, odwracając się przez ramię, aby zrujnować spojrzeniem nie tylko mnie, lecz i swojego kompana.

-Niewątpię - Prychnął drugi w niedbałej odpowiedzi, łakomie wpatrując się we mnie, jakby w cichym pragnieniu zobaczenia więcej, niżeli pozwalały na to moje skromne i obwisłe ubrania.

Cofnąłem się odruchowo, czując, jak moje serce uderza w roztargnieniu o ospałą pierś. Obawa z nową siłą przejęła mój beznadziejny umysł, a serce zamarło w regularnych uderzeniach, kiedy Jiin wystąpił na przód, podążając wprost w moim kierunku.

Nadszedł mój koniec?

A little more warmth //WooSanNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ