Rozdział 19 - Idealna rodzina.

177 18 2
                                    

Marcello

Gnałem na złamanie karku, by jak najszybciej znaleźć się w tym pieprzonym szpitalu. Było dość późno, więc z radością ominąłem korki. Udało się przejechać całą trasę bez przejechania pieszych na pasach. Nie zwracałem uwagi na otoczenie. Przed sobą miałem tylko brunetkę, która leży nieprzytomna na szpitalnym łóżko. Jeśli okaże się, że mój ojciec maczał w tym palce to osobiście go za to zabiję.  

Nie pamiętam kiedy znalazłem się na parkingu. Nie pamiętam czy zakluczyłem samochód. Nie pamiętam o co pytałem dyżurną pielęgniarkę w okienku. Nie pamiętam swojej drogi do jej sali. 

Jedyne co pamiętam z tego koszmarnego dnia to Domenico, który jak mnie zobaczył wstał z krzesła i po prostu przytulił. Nie oskarżał, nie płakał, nie skarżył się. Po prostu chwycił mnie w ramiona jak własnego syna i przejmował mój strach na siebie. 

-Co z nią? - oderwałem się od mężczyzny i spojrzałem na niego ze strachem.

-Na szczęście nic poważnego! - czułem jak cały stres ze mnie ulatuje za sprawą tego jednego zdania. - Ma parę otarć, straciła przytomność od uderzenia w szybę, ale nie pojawił się żaden krwiak ani guz. - odetchnąłem z ulgą. 

-Mogę do niej wejść? - zapytałem od razu.

-Tak. Tylko nie budź jej jeśli śpi. Jutro zostanie wypisana do domu. Muszą się upewnić, że nie pojawi się żaden uraz, który nie dał od początku o sobie znać. - podziękowałem mu za telefon i udałem się do dali kobiety.

Delikatnie chwyciłem za klamkę i niemal bezszelestnie dostałem się do pomieszczenia. Dźwięk pikającej aparatury łamał mi serce. Spojrzałem w stronę łóżka i poczułem ukłucie w okolicy serca. Leżała blada jak szpitalna pościel. Jej włosy były poplątane, a na czole widniał plaster. Spała jak anioł. 

Widząc ją w takim stanie, leżącą podpiętą do szpitalnych maszyn, zrozumiałem coś czego próbowałem się wyprzeć. Zakochiwałem się w dziewczynie, która miała posłużyć mi za kolejny krok do celu. Poczułem coś do pyskatej brunetki, która miała by konkurencję u samego Lucyfera. Poczułem jak kolejny mur pęka. Nie byłem w stanie znieść dnia bez jej krzyku, śmiechu czy zwykłej obecności. Musiałem ją mieć przy sobie za wszelką cenę.

-Tak bardzo cię przepraszam. - wyszeptałem, całując wierzch jej dłoni. - Zrobię wszystko abyś była szczęśliwa. Obiecuję zmienię się dla ciebie. - w kącikach oczu zebrały się łzy, ale nie pozwoliłem by stoczyły się po zaczerwienionych policzkach. Przyglądałem się kobiecie z uwielbieniem. Była cudowna nawet w takim stanie, a ja głupi nie zauważałem jej dobroci. 

Musiało dojść do wypadku, abym zrozumiał ten cały cyrk jaki się dzieje w naszym życiu od dwóch miesięcy. Nie będzie żadnej zemsty. Mój ojciec nie dostanie pieniędzy. Cornelia dowie się całej prawdy i chociażby posłała mnie w diabły to wrócę. Nie teraz kiedy się otworzyłem. Kiedy wyrzekłem się własnego ojca. 

-Cello...- cichy głos dotarł do moich uszu, a ja od razu spojrzałem na jej twarz. Niebieskie oczy błyszczały, a ja nie zastanawiałem się długo. Złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach i szeptałem prosto w nie słowa przepraszam.

-Już dobrze gwiazdko. - mruknąłem. - Jestem tu dla ciebie. - oznajmiłem, zaciskając moją dłoń na jej. 

-Rudy portier ma coś wspólnego z wypadek. Ostrzegał mnie przed wyjściem z budynku. Kazał wpisać się do księgi odwiedzin. On coś wie. - rzucała we mnie informacjami, a ja z otwartą buzią przysłuchiwałem się tych wszystkich rewelacji.

ProseccoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz