Rozdział 4 - Let me love you

251 15 0
                                    


-Ty chyba łbem o marmurowy blat zaryłaś! Pogięło cię wariatko?! Utopisz kupę kasy jak ta współpraca nie wyjdzie. Brakowało jeszcze tego żebyś wylała mu drinka na koszulę. Nie wierzę...na pewno nie doznałaś ciężkich obrażeń po twoim omdleniu? - zapytała z nie ukrywaną złością Kiara. 

Po wyjściu z restauracji udałam się do jej mieszkania. Jason siedzi oniemiały na sofie i wpatruje się w obraz kota ze Shreka. Cóż wystrój ich azylu jest dość prosty. Ciemne meble, jasne dodatki i ściany w kolorze zgniłej zieleni i granatu idealnie kontrastują z abstrakcją znajdującą się na ich ścianach. W ramkach widnieją zarysy postaci z bajek jak również wysuszone kwiaty, które Jason dał Kiarze w dniu zaręczyn. Postanowiłam się odezwać, bo rzeczywiście nie zachowałam się profesjonalnie.

-No dobra może trochę przesadziłam...- powiedziałam ze skruchą.

-Trochę?! Dziewczyno ciesz się, że twoja matka cię zatrudnia, bo ja bym cię dawno temu wylała.   Russo do jasnej anielki co ci odbiło? Zawsze byłaś lekko kopnięta, ale nigdy nie reagowałaś w taki sposób nawet jak Amber Richard wylała ci sok winogronowy na białą sukienkę podczas balu maturalnego. Może ty w ciąży jesteś?

-Hahaha...przestań przecież powinnam dostać okres...- w tym momencie moja twarz przybrała kolor śniegu, a ja jak w amoku odpaliłam kalendarzyk miesiączkowy. 

-Nie mów mi, że wpadłaś z praktykantem...-Jason przeczesał włosy do tyłu i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

-Nie wiem...ostatnią miesiączkę miałam 15 maja, a mamy dziś...

-1 lipca Nelly. Ponad dwa tygodnie spóźnienia. Siedź tu z Jasonem ja skoczę po testy, może to fałszywy alarm tylko się uspokój, jasne? - wsunęła na stopy klasyczne vansy i wybiegła z domu jak poparzona.

-W sumie zawsze chciałaś mieć dzieci, ale szukałaś odpowiedniego dawcy genów...nie żebym miał coś do tego chłopaka, ale nie sądzisz, że on się nie nadaje na ojca? - uniosłam wzrok i spotkałam się z karcącym spojrzeniem Jasona.

Miał rację. Miał cholerną rację. Spotykając się Michaelem oceniałam go tylko pod względem fizycznym. Był przystojny, całkiem dobry w łóżku, ale to byłoby na tyle. Nie nadawał się na ojca, a ja na matkę. Przynajmniej nie teraz. Zawsze się zabezpieczaliśmy, przecież to niemożliwe. Nie będzie dziecka na pewno.

-Nie załamuj się mała. Pomożemy ci jeśli będzie taka potrzeba. Nie znam silniejszej osoby od ciebie Cornie. - chwycił  mnie pokrzepiająco za dłoń.

Po niecałych 15 minutach wparowała Kiara z pięcioma testami ciążowymi. Oczekiwanie na ich wynik ciągnął się w nieskończoność, a ja byłam coraz bardziej przerażona. Po dokładnie 20 minutach wyszłam z testami z łazienki i prosząco spojrzałam na przyjaciół.

Kiara wzięła ode mnie urządzenia rozłożyła na stole i automatycznie jej wzrok skierował się na Jasona. Z ich min nie mogłam wyczytać dosłownie nic. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Zdecydowałam się ruszyć skamieniałe nogi i małymi krokami zbliżałam się do kawowego stolika w domu pary. Pochyliłam się nad kawałkami plastiku i zaczęłam czytać wyniki na każdym z nich - negatywny, negatywny, negatywny, negatywny, negatywny. - poczułam jak ogromny głaz właśnie spada mi z serca. 

-Boże...Kiara? Jason? Co jest z wami? Przecież nie jestem w ciąży. - spojrzałam na przyjaciół, ale ich twarze nie wyrażały zadowolenia jedynie strach? Zniesmaczenie? Zawiedzenie?

-Cieszymy się naprawdę...ale myślę, że powinnam z tobą porozmawiać. My powinniśmy porozmawiać. - kątem oka spojrzała się na swojego chłopaka, a ja czułam, że to nie będzie żadna z tych łatwych rozmów.

ProseccoWhere stories live. Discover now