Rozdział 26

23.8K 1.8K 799
                                    

– Panno Morton?

Kiara potrząsnęła głową i skupiła spojrzenie na siedzącym po przeciwnej stronie stołu policjancie. Splotła ze sobą dłonie, aby ukryć ich drżenie. Paznokcie wciąż miała brudne od krwi, na którą tak usilnie starała się nie patrzeć.

Usłyszała za sobą kroki oraz szelest plastikowego worka. Potem ściszone rozmowy. Technicy zabierali ciało jej matki.

– Potrzebuje pani przerwy? – zapytał policjant, na co ponownie potrząsnęła głową.

Potrzebowała jedynie... ciszy.

Ciszy, w której te natrętne myśli w końcu mogłyby ją dopaść i pokonać.

Nie pragnęła niczego ponad to.

– Więc... Nie wiedziała pani o tym, że ktoś szantażował pani matkę?

– Nie. Ostatnio... nie miałyśmy zbyt dobrych kontaktów... – Przygryzła mocno dolną wargę. Czuła, że przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz, który boleśnie spiął wszystkie mięśnie. Podciągnęła nosem. – Przepraszam, nie czuję się najlepiej.

– Rozumiem. – Zamknął notatnik. – Czy mam zadzwonić do kogoś z pani rodziny?

– Nie ma nikogo – wtrąciła, pustym wzrokiem wpatrując się w widok, jaki rozciągał się za ogromnymi okiennicami. Zdołała zapaść noc, niebo pokryły czarne, deszczowe chmury.

– Słucham?

Spojrzała na policjanta i dodała:

– Nie ma nikogo, do kogo mógłby pan zadzwonić.

Mężczyzna skinął, po czym wstając, położył na blacie kuchennego stołu wizytówkę, w której Kiara utkwiła spojrzenie.

– Gdyby potrzebowała pani pomocy lub o czymś sobie przypomniała, proszę do mnie zadzwonić.

Nie odpowiedziała. Wciąż milcząc, wpatrywała się w kawałek papieru, gdy mężczyzna odszedł, mijając się w wejściu z Felixem. Przez cały czas trwania ich rozmowy, chłopak czekał na korytarzu.

– Rozmawiałem z moimi rodzicami, jeżeli nie chcesz spędzać tutaj nocy, możesz...

– Wyjdź – wtrąciła.

– Co?

– Wyjdź – powtórzyła, wciąż nie odrywając spojrzenie od wizytówki. – Chcę zostać sama.

– Kiaro, to chyba nie jest dobry pomysł...

– Proszę. – Ponownie nie pozwoliła mu powiedzieć ani słowa więcej.

Felix milczał przez krótką chwilę, wyraźnie bijąc się z własnymi myślami. W końcu jednak odpuścił, prosząc Kiarę, aby zadzwoniła do niego, gdy tylko będzie potrzebowała pomocy. Potem odszedł, a kiedy zamknął za sobą drzwi, pokoje wypełniła gęsta cisza.

Kiara zamknęła oczy i odetchnęła niemal z ulgą.

Minęło kilka minut, nim zdecydowała się opuścić kuchnię. Podłogi wciąż były mokre od wody i brudne od piachu i błota, które wnieśli policjanci. Pokonała schody, wspinając się na pierwsze piętro. Weszła do łazienki. Wanna była czysta. Technicy zadbali o to, aby krew zniknęła.

Na podłodze odnalazła swój telefon. Był mokry, ale wciąż działał.

Wytarła urządzenie we własną koszulkę, która również była przemoczona. Potem przeszła do swojej sypialni. Odłożyła telefon na materac i idąc w kierunku łazienki, zdjęła z siebie koszulkę.

Stanęła przed lustrem. Twarz miała bladą, policzki wciąż mokre od łez, ale nie płakała. Właściwie... nie czuła zbyt wiele. Może odrobinę złości, lekkie zmęczenie i ten uporczywy ciężar, który osiadł gdzieś w głębi jej pustego serca. Nic ponad to.

Usłyszała chlupot wody.

Pochyliła głowę, opłukała twarz, a potem wspierając dłonie na umywalce, wypuściła z płuc głęboki oddech.

Kroki rozbrzmiały gdzieś w tle. Zakłóciły ciszę.

Kiara spojrzała na własne odbicie. Przełknęła z trudem. Krople zimnej wody spływały po jej twarzy. Może były łzami, a może tylko wodą. To nie miało większego znaczenia.

Zakręciła kran, a potem wyszła z łazienki. Przystanęła, gdy zorientowała się, że nie była sama.

Alexander, ubrany w czarny garnitur, z twarzą częściowo skrytą w mroku, stał przy oknie i chowając dłonie w kieszeniach, wpatrywał się w rozciągający się za nim widok. Był niewzruszony i zimny, niczym zaklęta w marmurze ludzka dusza.

– Nie odebrałeś mojego telefonu...

– Przepraszam – wtrącił, jednak te słowa nie miały żadnej wartości. Były tylko literami. Pustymi, nic nie wartymi.

Zerknęła w kierunku łóżka, a potem ponownie przenosząc wzrok na Alexandra, napotkała jego spojrzenie. Duże, piękne i czarne niczym noc oczy skupiały na niej całą uwagę.

Jakiś czas temu Kiara z pewnością by im uległa.

Alexander Davies już taki był – kusił, zwodził, oplatał twoje serce, a gdy straciłaś uwagę choćby na moment, wyrywał je z twojej piersi i miażdżył na twoich oczach.

– Potrzebowałam cię...

– Jestem tutaj – zapewnił, ale to znowu były tylko słowa. Puste kłamstwa.

Kiara postanowiła w nie uwierzyć. Uśmiechnęła się więc łagodnie, mając nadzieję, że ten uśmiech zdoła go przekonać.

– To ty... Szantażowałeś moją matkę...

– Nie. – Uśmiech trwający nie więcej niż ułamek sekundy. Nie zdobył się na nic więcej. – Nie lubię brudzić sobie rąk, Kiaro.

Oczywiście, pomyślała.

– Masz do mnie o to żal?

– Nie.

Jej słowa nie były kłamstwem. Cóż, nie do końca. Nie czuła żalu ani smutku. Nie czuła już przecież nic.

– Obiecałem, że zniszczę twoją rodzinę...

– I dotrzymałeś słowa – szepnęła, na co skinął.

Niekiedy życie wymagało od nas bycia kimś zupełnie innym. Nakładania maski, która z biegiem czasu zrastała się z naszą skórą, sprawiając, że traciliśmy dawne ''ja''. Kiara nie była pewna, ile masek założyła, ale ta była kolejną i wiedziała, że zakładając ją choćby raz, już nigdy się jej nie pozbędzie.

Pokonała dzielącą ich odległość. Stanęła na placach i dotknęła jego warg.

Alexander odwzajemnił pocałunek, kładąc duże, silne dłonie na jej nagiej talii. Usiadł na brzegu łóżka, ciągnąc ją za sobą. Kiara z cichym jęknięciem wylądowała na jego kolanach. Smakował whisky i miętą.

Od teraz aż po kres dni miała nienawidzić tego smaku.

– Jakie to uczucie? – zapytał, przesuwając pocałunki na linię jej szczęki. – Gdy wszyscy, którzy niegdyś cię skrzywdzili, cierpią równie mocno?

Nie wszyscy, dodała w myślach. Jeszcze nie.

Zamknęła oczy, starając się odpowiadać na jego dotyk w taki sposób, aby nie zorientował się, że nie mogła go znieść. Czuła łzy gromadzące się pod powiekami. Czuła ból w sercu.

Poruszyła biodrami, wyrywając z jego gardła zduszone syknięcie.

Kiedy wchodzi się w układ z samym diabłem, należy zastanowić się, dlaczego diabeł uważa ten układ za dobry.

Otworzyła oczy, ostatni raz zerkając na spoczywający na krawędzi łóżka telefon. 



J.B.H

If You Love [18+]On viuen les histories. Descobreix ara