Rozdział 6

31.9K 2.1K 3.1K
                                    

Ubranie ołówkowej, szarej spódniczki i dość wysokich szpilek okazało się wyjątkowo złym pomysłem głównie z dwóch powodów: Po pierwsze Kiara z trudem potrafiła chodzić w takich butach. Po drugie taksówka, która miała ją zawieść do pracy utknęła w porannych korkach, więc zmuszona była biegiem dotrzeć do małej kawiarni, która mieściła się nieopodal firmy.

Gdy ją opuściła zegarek wskazywał godzinę 6.56. Miała więc równe cztery minuty, aby pokonać ponad trzysta metrów, kilkadziesiąt pięter i nie rozlać przy tym ani kropli z papierowego kubeczka.

– Cholerny Alexander Davies – jęknęła, nie mając absolutnej świadomości, że każdy jej ruch jest dokładnie obserwowany.

Człowiek, którego przeklinała patrzył na nią bowiem z okien swojego gabinetu. Śledził każdy jej ruch, będąc absolutnie pewnym, że dziewczyna nie da rady sprostać temu wyzwaniu. Cóż, śmiał nawet przypuszczać, że nawet się go nie podejmie.

Jakże wielkie było więc jego zdziwienia, gdy Kiara Morton, ignorując obserwujących ją przechodniów, zdjęła swoje czarne szpilki i z butami w jednej dłoni u kubkiem kawy w drugiej ruszyła biegiem w kierunku ogromnego wieżowca.

Brunet spojrzał na zegarek. 6.57.

Potem z pełnym satysfakcji uśmiechem usiadł za swoim biurkiem i utkwił spojrzenie w szklanych drzwiach gabinetu, które już po chwili otworzyły się z trzaskiem.

– Przykro mi, panno Morton, ale obawiam się, że... – Urwał, gdy, spojrzawszy na zegarek dostrzegł widniejącą na nim godzinę. 6.59.

Kiara, która zdążyła już na powrót ubrać swoje szpilki, nabrała głęboki oddech i odgarniając kosmyki ciemnych włosów z policzków, podeszła do biurka. Postawiła na nim papierowy kubek.

– Czarna, bez cukru – odparła, splatając przed sobą dłonie. – Czy to wszystko, panie Davies?

Alexander z obojętnym wyrazem twarzy spojrzał na kubek.

– Na swoim biurku znajdziesz dokumenty. Maya wyjaśni ci, co musisz z nimi zrobić. Uporaj się z tym do końca pracy, a potem przynieś je do mojego gabinetu.

– Oczywiście. – Skinęła.

– Możesz odjeść.

Nie oderwał spojrzenia do kawy, aż do chwili, w której brunetka nie zniknęła z jego gabinetu. Zacisnął wargi w cienką linię, nie potrafiąc ukryć irytacji, którą nagle poczuł.

Telefon, który leżał nieopodal wyrwał go jednak z zamyślenia.

– Ten piątek. Ty, ja, Parker, Leonard i Jon Morton. – Burmistrz Stewart brzmiał na lekko zdyszanego, zupełnie jakby właśnie pokonywał wysokie schody, które prowadziły do jego gabinetu. – To już najwyższy czas, aby zaprosić go do wspólnej gry, nie uważasz, Alexandrze? Przyda nam się nowe towarzystwo.

– Tak – przyznał, przenosząc wzrok na szklane drzwi. – To już najwyższy czas...

***

Kiara bez większego trudu uporała się z dokumentami. Znalazła nawet czas na szybki lunch, który zjadła w pobliskiej restauracji. Fakt, że tego dnia miała skończyć pracę o planowanej godzinie naprawdę ją ucieszył. Zamierzała w drodze do domu zatrzymać się pod budynkiem uniwersytetu, może nawet wejść do środka?

Krótko po czwartej popołudniu wyłączyła komputer, posprzątała swoje biurko i chwyciła teczkę, aby następnie ruszyć z nią w kierunku gabinetu Alexandra Daviesa.

If You Love [18+]Where stories live. Discover now