Rozdział 20

473 49 11
                                    

*18 grudnia*

HAZEL

Po powrocie do domu wszystko wydarzyło się niesłychanie szybko. Podziękowałam Connie za opiekę nad Elsie, ani słowem nie wspominając o zdjęciu, które otrzymałam od Marcusa. Nie chciałam wywoływać między nami niepotrzebnej wojny. Nie mogę mieć jej za złe, że wykonywała polecenia swojego szefa, bo bądź co bądź obie jesteśmy w podobnej sytuacji – ja również muszę go słuchać i gdyby ktoś poprosił mnie o sprzeciwienie się mu, stanowczo bym odmówiła.

Upewniłam się, że Elsie jest cała i zdrowa, a potem najszybciej jak to możliwe spakowałam po jednej walizce dla każdej z nas. Do tej pory uważałam, że tak mała ilość rzeczy osobistych, z którymi tutaj przyleciałam to minus, ale dziś zdecydowanie zamieniło się w plus. Dzięki temu uniknęłam problemów z pomieszczeniem najistotniejszych rzeczy. Wystarczyło, że spakowałam wszystkie ubrania i zabawki Elsie, bo to jedyne, co ze sobą przywiozłyśmy. Całą resztę możemy kupić w pobliskich sklepach, bez obawy, że czegoś zabraknie.

Pierwsze chwile w mieszkaniu Justina były dość dziwne i nienaturalne, szczególnie dla mnie. Co innego przebywać tutaj wyłącznie przez chwilę, a co innego z myślą, że muszę spędzić tu najbliższe kilka dni. Na szczęście Elsie szybko przywykła do nowego miejsca i po zaledwie kilku minutach od naszej „przeprowadzki" zaczęła zaczepiać Justina na każdym kroku.

- Dziękuję – mówię cicho, stając przy niewielkiej wyspie kuchennej.
- Nie masz za co mi dziękować. To był mój pomysł – zauważa z uśmiechem Justin, kiedy otwiera piekarnik, żeby upewnić się czy jedzenie jest już gotowe.
- Wiem. Ale i tak dziękuję. Wiesz... teoretycznie mogłybyśmy pójść do jakiegoś hotelu czy coś.
- Takiej opcji nie było. Wymyśliłem plan, który zadziała wyłącznie wtedy, kiedy będę miał cię pod ręką. Zresztą, to mogłoby być niebezpieczne. Nie wiadomo co strzeli mu do głowy, gdy zrozumie, że naprawdę postanowiłaś go olać i wypiąć się na jego umowę.

Kiwam potakująco głową.

- Co teraz? Jak długo ma to potrwać?
- Nie wiem. Czekamy aż się z tobą skontaktuje – odpiera bez emocji.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Przecież od razu się tutaj zjawi.
- Albo najpierw zadzwoni. Nie wiadomo. Ale tak czy siak właśnie to jest naszym aktualnym celem.

Wzdycham ciężko, obserwując jak Justin wyciąga z piekarnika naczynie żaroodporne z pieczonym mięsem i warzywami. Mimowolnie uśmiecham się do siebie, doceniając, że postanowił zadbać również o Elsie i to właśnie z myślą o niej przygotował nam wszystkim kolację. Jego obecność sprawia, że w ogóle nie myślę o wszystkim, co do tej pory zaprzątało mój umysł. Jakbym po prostu o tym zapomniała.

- Wołaj kaszojada – dodaje z rozbawieniem.

*

Siedzę na kanapie obok Justina, który karmi, wpatrującą się w ekran telewizora Elsie. O dziwo nawet nie protestuje, gdy mężczyzna wtyka jej do buzi kawałek brokułu. Kiedy ostatnim razem to ja próbowałam ją tym nakarmić, wszystko wylądowało na podłodze i pobliskiej ścianie.

- Słodka jest – komentuje, podsuwając jej mały kawałek mięsa.
- Mhm... zobaczysz rano – mamroczę, przeżuwając kolejny kęs swojej porcji.
- Na pewno nie jest tak źle.
- Tak sobie wmawiaj.

Próbuję brzmieć poważnie, choć przecież sama widzę, że Elsie zachowuje się tak... inaczej w towarzystwie Justina. Jest dużo spokojniejsza, bardziej uśmiechnięta, a przede wszystkim bardziej otwarta. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby tak szybko się do kogoś przekonała i wolała jego towarzystwo niż moje.

Po jedzeniu zostawiam Justina w salonie i zabieram się za kąpanie i szykowanie Elsie do snu. Dziś zrobiła się śpiąca wyjątkowo wcześnie, a jak wszyscy rodzice wiedzą, trzeba kuć żelazo póki gorące.

Umowa o wszystko | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now