Rozdział 1

1.1K 72 18
                                    

*1 grudnia*

HAZEL

Zdecydowanie nie kłamał. Mieszkanie jest stylowo urządzone, a w dodatku w bardzo wysokim standardzie. Metraż i rozkład pomieszczeń to spełnienie marzeń niejednej kobiety, która potrzebuje przestrzeni. Zaś wystrój – bez względu na indywidualne gusta jest tak uniwersalny, że spodoba się każdemu. Wszystko utrzymane jest w stonowanych kolorach z dominacją czerni, bieli i szarości. Jedynie niektóre dodatki mają nieco żywsze barwy, które mimo wszystko wcale nie wybijają się na pierwszy plan. Rozglądam się po ogromnym salonie, połączonym z kuchnią, gdy nagle odzywa się moja komórka.

Wyciągam telefon z kieszeni marynarki i zerkam na wyświetlacz. Na samą myśl o tym, kogo usłyszę po drugiej stronie, zaczyna mnie mdlić. Mimo to odbieram i przykładam komórkę do ucha.

- Rozgościłaś się już? – pyta znajomy, niski głos.
- Powiedzmy.
- Mówiłem, że będziesz zadowolona.
- Dlaczego zakładasz, że jestem zadowolona? Może nie jestem?

Mężczyzna parska ironicznym śmiechem.

- Posłuchaj, znam wiele takich lasek jak ty. I żadna nie pogardziłaby takim apartamentem. Więc właśnie dlatego zakładam, że jesteś zadowolona.
- Cóż, jak widać tym razem twoja znajomość połowy damskiej populacji nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości.
- Poczekaj aż dostaniesz pierwszy przelew. Będziesz inaczej śpiewać.
- To teraz miałam się zaśmiać? Czy jeszcze nie? – rzucam oschle.

Mężczyzna ze świstem wypuszcza powietrze prosto w słuchawkę.

- Nie fikaj. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Dokończ, co zaczęłaś i skończymy ten cyrk.
- Tak właśnie zamierzam zrobić.
- Opiekunka będzie o dziewiętnastej, a adres dostaniesz smsem.

Po tych słowach słyszę jedynie charakterystyczny sygnał dźwiękowy, informujący o zakończeniu połączenia. Odkładam komórkę na pobliski szklany stolik kawowy i całym ciężarem ciała opadam na obitą czarną skórą kanapę.

Po co mi to było? No po co?

*

Równo o godzinie dziewiętnastej rozlega się dzwonek do drzwi, który zrywa mnie na równe nogi. Straciłam rachubę czasu, gdy zasnęłam na niesamowicie wygodnym łóżku w mojej sypialni. Wychodzę z pokoju i zamykam za sobą drzwi, a zaraz potem schodzę na dolny poziom mieszkania i podchodzę do drzwi wejściowych. Gdy je otwieram, przede mną stoi młoda kobieta, mniej więcej w moim wieku, o długich rudych włosach i intensywnie zielonych tęczówkach. Ma na sobie grubą, wełnianą czapkę z pomponem oraz mocno przylegającą do ciała puchową kurtkę. Uśmiecha się do mnie serdecznie, gdy przekracza próg i zaczyna ściągać okrycie wierzchnie.

- Jestem Connie – oznajmia, wyciągając do mnie dłoń.

Chwytam ją pewnie i delikatnie potrząsam.

- Hazel.
- Bardzo mi miło.

Uważnie obserwuję dziewczynę, gdy ściąga kurtkę i odwiesza ją na jeden z haczyków. Dopiero wtedy dostrzegam, że ma na sobie ciepły sweter w podobizny kotów i czarne leginsy, zbyt mocno opinające uda.

- Więc gdzie ten maluszek, którym mam się zająć? – zagaduje, zerkając na mnie kontrolnie.
- Śpi. Na górze w pokoju. Drugie drzwi po prawo.
- Och...
- Jeśli się obudzi to wszystko, co potrzebne znajdziesz w pokoju albo w kuchni. Zostawiłam kilka wskazówek zapisanych na kartce, wiszącej na lodówce. Jest tam też mój numer telefonu, gdyby coś było nie tak – tłumaczę.

Dziewczyna ponownie uśmiecha się serdecznie.

- Oczywiście, dziękuję.
- Będę z powrotem pewnie koło północy, może bliżej pierwszej. Rozliczymy się później, okej?
- Um... Nie musi mi pani za nic płacić. Dostałam już wynagrodzenie za ten wieczór. I kilka następnych.

Umowa o wszystko | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now