Rozdział 15

549 41 5
                                    

*15 grudnia*

HAZEL

Choć jest dopiero środa, już pogrążam się w myślach o nadchodzącym piątku. Ciąży nade mną widmo całkowitej życiowej porażki. Wtedy osiągnę prawdziwe dno. Nie potrafię nawet funkcjonować względnie normalnie. Ciągle wpadam w stan zamyślenia, tracę kontakt z rzeczywistością lub poczucie czasu. Żyję we własnej, toksycznej bańce, która z każdą kolejną minutą wykańcza mnie coraz bardziej. Z małymi przerwami na chwile racjonalności, w trakcie których zajmuję się Elsie i wszystkimi innymi obowiązkami.

Siedzę na kanapie, ignorując głosy dziennikarzy, dochodzące z włączonego telewizora. Specjalnie wybrałam kanał informacyjny. Nie lubię wiadomości ani wszelkich dziennikarskich przepychanek, ale teraz potrzebuję czegoś, co choć w niewielkim stopniu zagłuszy niesforne myśli, torpedujące moją głowę.

Z rozmyślań wyrywa mnie pukanie do drzwi – Connie. Tylko ona wie, że w trakcie drzemki Elsie lepiej nie korzystać z dzwonka do drzwi. Mimowolnie uśmiecham się do siebie i podnoszę się z kanapy.

Po chwili dziewczyna wchodzi do salonu i kładzie na kanapie torbę, wypełnioną różnymi gadżetami i zabawkami, z pomocą których zapewne zamierza zabawić Elsie po drzemce.

- Dziękuję, że znalazłaś czas. I przepraszam, że tak nagle zadzwoniłam. Następnym razem uprzedzę dzień wcześniej, gdyby coś się nagle zmieniło – zapewniam.
- Nic się nie stało. Uwielbiam zajmować się Elsie. To taka grzeczna dziewczynka. Gdyby wszyscy moi podopieczni tacy byli – dodaje z rozmarzeniem, wyraźnie słyszalnym w głosie.

Jeszcze przez moment pogrążamy się w nic nie znaczącej rozmowie, którym jedynym zadaniem jest zabicie czasu i zagłuszenie niezręcznej ciszy. Potem przechodzę do przedpokoju i przygotowuję się do wyjścia. Justin niespodziewanie zadzwonił do mnie i poinformował, że potrzebuje pomocy. Jego babcia pół godziny temu trafiła do szpitala, a on tkwi w pracy i nie ma możliwości, żeby wyrwać się przed końcem zmiany. Muszę więc wybrać się do szpitala i podrzucić jej dokumentację medyczną, której potrzebuje na już.

Żegnam się uprzejmie z Connie i wychodzę z mieszkania, kierując się na podziemny parking.

*

Zatrzymuję się przed sklepem, w którym w okresie świątecznym pracuje Justin i gaszę silnik samochodu. Wysiadam, zamykam drzwi pilotem i szybkim krokiem kieruję się w stronę wejścia do sklepu. Justin tak jak ostatnio stoi na kasie w swoim śmiesznym przebraniu i obsługuje jednego z klientów. Strup na wardze i nadal lekko widoczna sinizna pod okiem to nienajlepsze wpasowanie się w panujący tu klimat. Justin wcale nie wygląda teraz jak wesoły pomocnik Mikołaja, wręcz przeciwnie – jak niegrzeczny chłopiec, którego skopał renifer. Staję w kolejce, nie chcąc drażnić pozostałych kupujących i czekam aż będę miała możliwość, aby z nim porozmawiać.

Na szczęście ruch o tej porze jest niewielki, więc szybko przychodzi moja kolej.

Justin uśmiecha się do mnie przepraszająco.

- Nie chciałem odciągać cię od obowiązków. Ale naprawdę nie mogę się stąd wyrwać, a nie powierzę tego zadania byle komu – zaczyna, podając mi klucze do domu swojej babci. – Gdyby nie ta dokumentacja... Babcia powoli zapomina wielu rzeczy, a w ostatnim czasie przeszła tyle chorób, że człowiek z dobrą pamięcią mógłby się pogubić.
- Nie ma żadnego problemu.
- Wiem, że miałaś ciekawsze rzeczy do roboty.

Właściwie to nie. I jestem  mu wdzięczna za to, że wyciągnął mnie z domu i pozwolił mi zająć myśli czym innym. Przejażdżka po dokumenty może wydawać się nudnym zajęciem, ale w tej chwili nawet to jest dla mnie zbawienne.

Umowa o wszystko | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz