Rozdział 15

23 5 4
                                    

Czułam się beznadziejnie i wszystko wskazywało na to, że to był jeden z tych dni, kiedy to nie potrafiłam nawet spojrzeć w lustro bez ostentacyjnego skrzywienia się.

Zdarzały mi się takie kryzysy. Prawdopodobnie była to pozostałość po tym, jak nieśmiała i bezwartościowa byłam w swoich oczach w czasach szkolnych, za jak słabą się uważałam... i jak bardzo się bałam, że to kiedykolwiek wróci, choć przecież zależało jedynie ode mnie. Czasem po prostu miałam wrażenie, że niewiele brakuje, by zawalił się mur, którym szczelnie przykrywałam wszystkie wspomnienia z tamtego czasu, całość wyleje się na zewnątrz... a ja po prostu w niej zatonę, stając się równie nieatrakcyjną, nijaką i po prostu żałośnie słabą, jak wtedy. Wracając do roli kogoś tak cichego i przestraszonego, że wręcz niedostrzegalnego. Kogoś, kogo można było minąć na szkolnym korytarzu, zupełnie nie zauważając jego istnienia...

Bałam się, że znowu będę tą nijaką, chudą szarą myszką, która bała się zawalczyć o swoje. Która wprawdzie potrafiła odpyskować, ale jednak czuła się wszystkim wiecznie tak bardzo zmęczona, że w większości przypadków nawet nie miała na to siły.

Nie wiem, dlaczego ten lęk był aż tak silny. Przecież dzisiaj też byłam sobą. Ciężko harowałam latami, by osiągnąć to, co teraz mam – by znaleźć się dokładnie na tym miejscu, na którym przez całe życie pragnęłam się znaleźć. Osiągnęłam to. Wraz ze szkołą pozbyłam się większości swoich fobii, a moja zmiana charakteru była tak diametralna, że mało brakowało, by ludzie znający mnie z tamtych czasów mieli trudności z rozpoznawaniem mnie na ulicy. Byłam zupełnie inna i skrupulatnie szlifowałam w sobie każdą z cech, o jakich marzyłam, by je posiadać... Czułam się dobrze w swojej skórze. Przeważnie.

No właśnie... Źle to zabrzmiało, nie?

Wciąż się bałam. I to pewnie o wiele bardziej niż wtedy, bo wokół pojawiło się tyle niewiadomych, tyle niezrozumiałych wydarzeń rodem z taniej powieści fantasy, że każdemu zakręciłoby się w głowie, a co dopiero mówić o mnie. Jednak najbardziej przerażające z tego wszystkiego było to, że... chyba nie ufałam samej sobie. Chyba nie wierzyłam, że ta moja metamorfoza jest trwała, jakkolwiek abstrakcyjnie to się mogło prezentować.

Nie wiem. Niczego już nie wiem. Nie wiem nawet kim jestem.

Wydarzyło się tak wiele. Tak bardzo się zmieniłam, tyle pracy włożyłam w to, kim obecnie byłam. Zostałam na tę chwilę jedyną kobietą pracującą na stanowisku maszynisty. Uczestniczyłam we wszelkich możliwych feministycznych protestach, podążając na samym czele pochodu. Bez wahania walczyłam o swoje, nie dając sobą pomiatać... a jednak miałam wrażenie, że jestem tak beznadziejnie słaba, że aż budziło to we mnie absurdalny niesmak. Do tego stopnia, że ledwo byłam w stanie spojrzeć w oczy własnemu lustrzanemu odbiciu.

Czułam potrzebę udowadniania światu, że jestem silna i warto się ze mną liczyć. A taką potrzebę czują jedynie ci, którzy we własną wartość po prostu nie wierzą, prawda? Wychowałam się w rodzinie psychiatrów i psychologów, przeczytałam chyba wszystkie zrozumiałe dla kogoś bez wykształcenia książki na ten temat, jakie znalazłam w domu, a mało ich nie było, miałam więc w jednym palcu analizę tej oczywistości. Zresztą myślę, że i bez tego każdy głupi wyciągnąłby takie wnioski. Tylko tak cholernie ciężko było się do tego przed sobą samą przyznać...

Ciężko było to do siebie dopuścić. W jakiś beznadziejny sposób chyba liczyłam na to, że jeśli tego faktu nie zaakceptuję, to będzie mniej prawdziwy i ostateczny.

Pewnie miałam prawo czuć się słabo. Na wszystkich bogów, ja pierdzielę, przemieniłam się w gigantycznego wilka! Spełniły się wszystkie nawiedzające mnie od małego sny. Walczyłam z demonami, ponadto okazywało się, że byłam ofiarą jakiegoś popieprzonego eksperymentu, do którego porwano mnie, gdy byłam naprawdę mała, co wyjaśniało brak wspomnień z pewnego okresu w moim życiu. Każdy mógłby się załamać na moim miejscu. Każdy mógłby w pewnym momencie poczuć, że nie ma siły odkleić się od materaca własnego łóżka, że wolałby zakopać się głęboko w pościeli i udawać, że okrutny świat zwyczajnie nie istnieje... Tylko z jakiegoś powodu czułam, że dla mnie to żadne usprawiedliwienie. Że ja właśnie musiałam być silna.

Nie ufaj demonowiحيث تعيش القصص. اكتشف الآن