Rozdział 12

38 5 7
                                    

Świat ograniczył się do pola bitwy, a moje ciało, choć pewna byłam, że nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia, dopasowało się błyskawicznie do dynamiki akcji.

Tu nie było miejsca na zastanawianie się. Nie mogłam zatrzymać się na moment i zacząć roztkliwiać nad demonami, które wciąż do złudzenia przypominały ludzi. Nie mogłam się zawahać, tknięta mdłościami na widok fali szkarłatnej krwi, rozbryzgującej szeroką strugą na siwym betonie. Nie mogłam wyrwać chwili na przyzwyczajenie się do zmiany percepcji, jaką oznaczała dla mnie przemiana w wilka...

Nie mogłam nawet dopuścić do swojego rozdartego zdezorientowaniem serca szoku na myśl o tym, że tamten irracjonalny sen i setki mniej wyraźnych, które go poprzedzały, okazały się prawdą.

Musiałam walczyć. Musiałam włączyć się do akcji tak szybko, jak tylko było to możliwe, sprężając nienawykłe do takiego wysiłku mięśnie, by ruszyły mnie z miejsca. Musiałam w ciągu jednej sekundy nauczyć się posługiwać obcym wilczym ciałem jak swoim własnym, dobrze wiedząc, że wahanie trwające choćby mgnienie oka mogło skończyć się dla mnie tragicznie... być może śmiercią.

Ale czy aby na pewno to na moim życiu zależało mi najmocniej?

Tak, chciałam żyć, czegokolwiek by tam moja pesymistyczna, depresyjna dusza nie szeptała w najgorszych chwilach, czegokolwiek nie podsuwałyby mi setki Nieoswojonych myśli, z którymi przestawałam sobie radzić. Ale ze wszystkiego pragnęłam przede wszystkim nie dopuścić, by jakikolwiek więcej potwór dorwał Jana...

Tak, mój świat się skurczył. Do demonów, krwi, pragnienia zadawania śmierci i ochrony potężnego mężczyzny, do którego wyrywało się moje serce, choć tak na dobrą sprawę nawet go nie znałam.

To nie była chwila na zastanawianie się, skąd ta niezachwiana pewność, że go kocham. To była chwila na działanie. A siedząca we mnie bestia, nareszcie przebudzona do życia po latach tłamszenia na samym dnie umysłu, chciała zabijać. Chciała zakosztować demonicznej krwi i udowodnić, że nikt nie miał prawa tknąć Strażnika, gdy ja znajduję się obok.

A mój Strażnik krwawił.

Lokomotywy są naprawdę wysokie, zwłaszcza jeśli rzucić się z nich na główkę, lecz nawet jeśli moje mięśnie i stawy zaprotestowały w momencie zetknięcia się z ziemią, nie byłam w stanie tego poczuć, nafaszerowana adrenaliną. Od razu, gdy tylko wszystkimi czterema łapami dotknęłam nagrzanego słońcem asfaltu, zerwałam się do następnego skoku, lądując w samym środku największego zamieszania z wyszczerzonymi w potwornym grymasie kłami i uszami ciasno stulonymi do czaszki. Wybiłam się... i zaczęłam rzeź, nie dając sobie chwili na kolejne zastanowienie – tym razem nad tym, jak to możliwe, że tak dobrze dopasowuję się do tańca, którego kroków przecież nie znałam...

Prawda?

Demon krzyknął zupełnie po ludzku, gdy złapałam go zębiskami za ramię. Obojczyk pękł pod naciskiem wilczych szczęk jak sucha gałązka, a krew ze zmiażdżonej tętnicy szyjnej zalała mi gardło. Szarpnęłam łbem, odrzucając go na bok tak, że wpadł w następnego, który już się podnosił, by skoczyć w moją stronę. Na szczęście w ciele wilka wielkości niedźwiedzia miałam wystarczająco dużo siły, by okazało się to równie łatwe, jakbym zamiast z ważącym ładnych kilkadziesiąt kilogramów ciałem miała do czynienia z pluszową zabawką.

Nie skupiałam się na tym. Nie kontemplowałam własnej siły i szybkości. W przekrwionych, płonących ślepiach miałam tylko jedno: pragnienie ochrony.

Jan radził sobie całkiem nieźle – tasak zatoczył szeroki łuk w powietrzu i rozpłatał niemal na pół potwora w ciele tęgiego, brudnego mężczyzny po pięćdziesiątce. Widziałam jednak gołym okiem, że słabł – krew przesiąkła już przez czarny materiał koszuli i zostawiała ślady za każdym razem, gdy się poruszył, jak czerwone paciorki rozsypujące po burym betonie. Nie byłam lekarzem, nie wiedziałam, co musiało się stać, by leciało jej aż tyle, ale domyślałam się i bez tego, że musiałam się śpieszyć.

Nie ufaj demonowiحيث تعيش القصص. اكتشف الآن