2.10

2.4K 73 112
                                    

Ładnie wyglądasz jak się denerwujesz. — Pomyślałem kiedy Karolina poszła gdzieś w głąb ludzi.

Kurwa mać! O co mi chodzi? Jestem z Łucją, jest mi z nią dobrze. Niby ją kocham, ale... Nie ma żadnego 'ale'.

Stępniewska jest zamkniętym tematem. To ona mnie zostawiła, nie na odwrót. Nie moge dalej czegoś do niej czuć. Nie, nie, nie.

Koniec tego. To wesele mojego najlepszego kumpla, nie czas na moje miłosne rozterki.

Minęło już sporo czasu odkąd siedzieliśmy przy stole. Karolina cały czas unikała rozmowy ze mną a z kolei Popławska non stop krzywo na mnie patrzyła. Nie rozumiem kobiet.

Podeszła do nas moja przyszła niedoszła teściowa. Całe szczęście, może zabierze młodego i Karola wyjmie wreszcie kija z dupy.

— Cześć, kochanie. Nie chcesz jeszcze jechać do domu? — Zapytała Jaśka.

Musiałem się wtrącić. — Mogłaby go pani zabrać? To raczej przestaje być miejsce dla dzieci.

Kobieta przystała na moje słowa. No to teraz możemy zacząć zabawę!

— Słuchajcie! Pijemy! — Krzyknąłem.

Kieliszek za kieliszkiem. Tak zaczęły się hulanki na parkiecie. Byłem dumny z tego jak świetnie idzie mi rozkręcanie wszelkiego rodzaju imprez.

Przyszedł czas na Karoline. Siedziała przy stole z tym swoim przyjacielem? Chłopakiem? Żadne z nich nie wypiło nawet łyka wódki. Ona jeszcze w granicach tolerancji, ale ten Alan jakiś cienki w barach.

— Anal polać ci? — Zapytałem nagle.

— Poprawka, mam na imie Alan.

Wyszczerzyłem się. — To właśnie powiedziałem.

Tamten typ coś jeszcze wymamrotał, ale mało mnie to interesowało. Przysiadłem się do Stępniewskiej, nie mam chyba nic do stracenia.

— Karolinka, a może tobie nalać? — Uśmiechnąłem się.

— Michał, odejdź. Śmierdzisz spirytusem.

— Brakowało mi tego. — Powiedziałem do siebie.

Przewróciła oczami. — Dobra nalej. Ale tylko troszeczkę.

Byłem w niebo wzięty. Brakowało mi namawiania jej do picia. Namawiania jej do wszystkiego.

Po paru kolejnych kieliszkach udało mi się wyciągnąć ją na parkiet. Było tak normalnie. Jakby nic się nie zmieniło.

Bawiliśmy się chyba najlepiej ze wszystkich gości. Wydaję mi się, że nawet lepiej niż sama para młoda. No ale oczywiście nic co dobre nie trwa wiecznie.

— Michał, musimy porozmawiać. — Zaczęła oburzona Łucja.

— Nie mam czasu, bawie się na weselu przyjaciela. Przeszkadzasz. — Odpowiedziałem jej.

Pociągnęła mnie za rękę na bok, to nie wróżyło nic dobrego. — Matczak, do cholery jasnej! Jak mi to wyjaśnisz? Biegasz za dupą tej ladacznicy odkąd tu jesteśmy. Mówiłeś, że ten dzieciak i ona nic nie zmienią między nami! Michał mam dość. Ona wszystko niszczy, póki się nie pojawiła było idealnie.

— Dlaczego o wszystko ją obwiniasz? Nic nie zrobiła. Jest po prostu matką mojego dziecka. Nic poza tym. Łucja, posłuchaj mnie teraz. Skoro aż tak ci to przeszkadza to okej ogarnę się i ogranicze swój kontakt z Karoliną, ale ty też musisz mi coś obiecać.

Zmarszczyła brwi. — A dokładnie?

Złapałem jej twarz w dłonie. — Przestaniesz być o nią zazdrosna. O nią i o każdą inną. Skoro jestem z tobą to nie obchodzą mnie inne kobiety. Nie zawracaj sobie tym głowy.

Złożyłem szybki pocałunek na jej ustach a ona się uśmiechnęła.

Jestem strasznym hipokrytą.

— Ja już jadę do domu, muszę się jeszcze spakować. Jutro lecę z dziewczynami do Paryża, pamiętasz?

— Tak, pamiętam. Blabla pokazy mody, blabla Michał tam będą światowej klasy projektanci blablabla. — Udawałem zainteresowanego.

Czekałem tylko aż pojedzie do domu.

Zamówiłem jej ubera, który chwilę później był już na miejscu. Pojechała a ja mogłem w spokoju łamać moje i tak gówno warte obietnice.

— Lecimy z oczepinami! — Krzyknął Felipe.

Zapowiada się świetnie.

Let's Stay Alone | MATAWhere stories live. Discover now