Epilog

17.5K 1.6K 4.5K
                                    

Słów: 991

[Nie czytaj bez włączenia Ed Sheeran – Photograph]

- Już idę, mamo! – krzyknął ze swojego pokoju, wybudzając się z transu. Przez chwilę zapatrzył się w okno, intensywnie rozmyślajac nad sprawami, których nie powinien już rozdrapywać. Czym prędzej założył torbę na ramię i nie oglądając się za siebie wyszedł z pokoju, zamykając od niego drzwi. Uważał, że tak było lepiej.

- No co tak długo? Ciężarówka już odjechała – Anne stała na przeciwko schodów, z założonymi na biodrach rękoma, patrząc karcąco na swojego syna. Ten tylko wzruszył ramionami, posyłając jej przepraszające spojrzenie i przeskakując co drugi stopień wreszcie znalazł się na dole, od razu zakładając na stopy swoje buty. Zarzucił jeszcze szybko płaszcz i z powrotem założył torbę, i nie czekając na swoją mamę wyleciał z domu. Domu, w którym się wychował, i który widzi po raz ostatni.

- Mogę tutaj? – spytał sam siebie i bez pozwolenia wrzucił torbę na tylne siedzenie auta Anne, która kręcąc głową po chwili do niego dołączyła. Pomógł schować jej ostatnią walizkę i kilka pudełek do bagażnika, zanim nie usłyszał dziewczęcego, zbiorowego pisku, a po chwili poczuł jak coś przygniata go ze wszystkich stron.

- Boże, Harry, nie zapominaj o mnie, dobra?! – Lottie złapała go za policzki, patrząc załzawionymi oczami prosto w jego.

- Hej, hej, spokojnie – złapał ją za nadgarstki i mocno przytulił, a ona wtuliła się w niego posłusznie.

- Jezu, jesteś taki popieprzony – wymamrotała, wycierając mokre policzki dłońmi. – Jak się już nigdy nie spotkamy, to... to wyrwę Ci jaja. Rozumiesz?

- Rozumiem – zachichotał i, pomimo, ze było to śmieszne, to było również smutne, ponieważ Lottie być może miała racje. Być może nigdy się już nie spotkają.

- Wiesz co, Félicité...

- ...Fizzy – wtrąciła mu rozdzrażniona, z rękoma założonymi na piersi.

- ...jesteś bardzo cicha, ale i tak będę za Tobą tęsknił – ją również przytulił i stwierdził, że będzie tęsknił nawet za nią, pomimo, że nigdy wcześniej nie rozmawiali. Ona po prostu była w pewnym stopniu częścią Louisa. – Słuchajcie się brata. I wy też – zwrócił się do bliźniaczek, uśmiechając się szeroko i tym samym ukazując uwielbiane przez nie dołeczki.

- Aha, i Lou tez tu chyba idzieeee... – zanuciła wymijająco Lottie, jednak spojrzała wymownie na Harry’ego, który zarumienił się i przegryzł dolną wargę, hamując swój uśmiech. – Dobra dziewczyny, dajcie się chłopakom pożegnać.

- Ale chłopcy to są chłopcy i oni się tylko biją – jęknęła marudnie Daisy, ale złapała siostrę za rękę i co chwila odwracając się odeszła w stronę Jay i Anne, które wymieniały się uściskami  również nie szczędziły sobie łez.

- Więc... – Louis zaczął, kiedy byli już sami, stojąc przy aucie zaparkowany na krawężniku. Ręce miał wsadzone w kieszenie bluzy, która jako jedyna okrywała jego ciało. – Czas się pożegnać.

- Tak – pokiwał głową, czując, jak jego gardło zaciska się i nie może powiedzieć już nic innego. Jego dolna warga zaczęła drżeć i kiedy podniósł wzrok na Louisa, ten nie zważając na to, co pomyślą sobie inny przygarnął go do mocnego uścisku.

- Nie płacz – szepnął wprost do jego ucha, jednak nic to nie dało i chwilę później Harry zaczął drżeć w jego ramionach, opierając czoło o jego ramię. – Proszę... Chcę Cię zapamiętać jako uśmiechniętego Harry’ego. Mojego Harry’ego. Jasne? – uniósł podbródek Harry’ego i otarł kciukami łzy z jego policzków. Harry chcąc nie chcąc uśmiechnął się lekko, pomimo zaczerwienionych oczu.

- Jasne.

- Jasne – stanął na palcach, jak to zwykł w zwyczaju robić i przycisnął usta do czoła Harry’ego który zamknął oczy. Jednak ani jeden, ani drugi nie wiedział, że są obserwowani. Obserwowani przez swoje matki, które, pomimo, ze za wiele wiedzieć nie mogły, to dostrzegły w tymże momencie niezwykłą więź, jaka łączyła dwóch chłopców. Sposób, w jaki trzymali się w tym momencie, nieświadomie, za dłonie, w jaki Louis całował Harry’ego, i w jaki ich oczy świeciły się, kiedy mówił o drugim.

Wszystko znosi...

- Ale pamiętaj o mnie, okej? – spytał cicho, patrząc prosto w jego zielone oczy, przepełnione w tym momencie smutkiem i miłością.

...wszystkiemu wierzy...

- Nigdy nie zapomnę. Ale ty też nie zapomnij o mnie, Lou. Dobrze?

...we wszystkim pokłada nadzieję...  

- Żartujesz? – zachichotał cicho i wyjął spod bluzy łańcuszek, który w świetle słońca błyszczał czystym srebrem. – Jak mógłbym? Będzies dzwonił?

...wszystko przetrzyma.

- Będę dzwonił. Ale Ty też. – pokiwał głową, przez chwilę wpatrując się w srebrną zawieszkę. – To... cześć?

Miłość nigdy nie ustaje...

- Cześć – odpowiedział trochę niepewnie i obejrzał się przez ramię, zerkając na Anne i Jay, które, gdy tylko wyłapały spojrzenie Louisa, udały, że o czymś rozmawiają. Z powrotem odwrócił się w stronę Harry’ego i szybko cmoknął go w usta, tak, aby jednocześnie mógł zapamiętać smak jego ust, ale i nie rozpamiętywał go zbyt długo i mógł znaleźć szczęście gdzie indziej. – Bądź szczęśliwy.

...nie jest jak proroctwa, które się skończą...

 Ostatni raz spojrzał na Louisa i starając się zapamiętać jego obraz jak najdłużej w swojej głowie powoli otworzył drzwi do auta. Wszedł do niego, czując się jak sparaliżowany i czekał, aż jego mama wejdzie do samochodu. Zrobiła to dosłownie kilka sekund później i widząc jego smutny wzrok w lusterku, westchnęła.

- Będzie dobrze. Zobaczysz, kochanie.

...albo jak dar języków, który zniknie...

- Wiem – szepnął, mocno ściskając w rękach poduszkę, którą Louis pozwolił mu zatrzymać. Anne odpaliła samochodów, po chwili odjeżdżając z krawężnika, a on po raz ostatni obejrzał się, dostrzegając w tylnej szybie samochodu sylwetkę ukochanego. Nie mógł nic poradzić na to, że po raz kolejny uronił łzę, a Louis, tak jakby go dostrzegając, bezgłośnie powiedział „Nie płacz, dla mnie”. Więc Harry, pomimo, że było trudno, starł ją wierzchem dłoni i odwrócił się przodem do drogi.

...lub jak wiedza, której zabraknie.

 Być może było trudno. Może i miało być jeszcze trudniej, kto wie? Ale Harry wiedział jedno – miał być szczęśliwy, czy z Louisem, czy bez. Zasługiwał na to i przede wszystkim zasługiwał na to Louis, któremu obiecał, że będzie szczęśliwy. Dla niego.

 Wyciągnął drżącą dłonią z kieszeni spodni telefon, szukając numeru Louisa. Uśmiechnął się przez łzy, które ponownie wezbrały się w jego oczach, jednak tym razem nie zamierzał płakać. Dla niego.

Usuń.

Mieli zacząć coś nowego. Teraz obaj będą szczęśliwi.

Od autora: Koniecznie przeczytajcie Podziękowania!

I'm a Mess (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz