Rozdział Piąty: Put your faith in my stomach

22.8K 1.6K 5.9K
                                    

Słów: 3079

- Ja nie jestem gejem, Harry.

Czas jakby się zatrzymał. Słowa dudniące w jego głowie, ich znaczenie przekłuwające na wskroś jego serce, spazmatyczne śmiechy wokół.

- A-Ale... Ale Louis, proszę...

- Nie jesteś mnie wart. A teraz odejdź, zanim wszyscy zaczną śmiać się i ze mnie – syknął z jadem w głosie.Jego zmrużone oczy, usta wygięte w kpiącym uśmiechu i dłonie, z ostrymi jak brzytwa paznokciami, wbijającymi się w jego ramiona szponami, po których ściekała krew. To nie może być prawda, nie!

 Odwrócił przerażony wzrok od swoich ran i spojrzał na Louisa, a raczej na coś, w co się przemienił – jego oczy nie były już niebieskie, były jedynie żółtymi ślepiami, ostro na niego łupiącymi – zęby były długie i błyszczące, i zapewne byłby białe, gdyby nie ślady szkarłatnej cieczy pokrywające również jego szerokie usta.

 Rozejrzał się jeszcze raz, ale to już był kompletny absurd – nie znajdowali się w jego pokoju, ani w szkole, nie słyszał również śmiechów uczniów ani wyzwisk, jedynie, co był w stanie zobaczyć to płomienie. Długie i iskrzące się, czerwone, pomarańczowe i żółte, palące jego nagie – jak zauważył – plecy. Jego włosy przyklejone były do spoconego czoła, chciał poruszyć nogami, ale zdał sobie sprawę, że ich nie ma. A raczej nie czuje, ponieważ spojrzał w dół i widział, że są, tam, gdzie zawsze. A pod nimi zobaczył przepaść, tak odległą i ciemną, a zarazem przerażającą, że każdy największy grzesznik błagałby o śmierć, chcąc uniknąć spotkania z tym, co prawdopodobnie skrywa się po drugiej stronie – piekła.

- K-Kocham Cię Louis, kocham, kocham, kocham! – wybełkotał, nie tracąc świadomości, jedynie zdolność mówienia, którą utrudniał ogień sunący wzdłuż jego ciała, wpadający do uszu, nosa, oczu i gardła. Zaczął dusić się, kaszleć i wymachiwać rękoma, i zanim się obejrzał – w nich również stracił czucie. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że przed sobą cały czas widział tę samą twarz, ten sam kształt oczu – pomimo, że bardziej szparkowate – ten sam kształt ust i ten sam głos. Widział go i słyszał jego śmiech, kiedy dusił się, a może topił, sam już nie wiedział, i kiedy powoli jego oczy opadały, a on widząc to z punktu widzenia trzeciej osoby nie mógł nic zrobić. Tylko płakał...

...i to nie miało sensu.

 Ponownie rozejrzał się przerażony po swoim pokoju, łapczywie nabierając powietrza do podrażnionych płuc. Jego gardło paliło, mokra od potu koszulka przykleiła się do ciała a serce biło jak szalone, więc wyciągnął rękę w stronę szafki nocnej, szukając inhalatora, a po drodze strącił przez przypadek kilka leżących na niej przedmiotów, ale nie dbał o to. Odnalazł to, czego szukał, przyłożył do ust i starając się opanować drżenie dłoni zaczął brać szybkie wdechy, mrugając szybko, aby odgonić łzy, wzbierające się w jego oczach. Kilka sekund, a może i minut później odłożył go, uspokajając się na tyle, aby móc nie zadławić się powietrzem. Przyłożył rękę do czoła – był rozpalony. Dotknął również policzków, i zdał sobie sprawę, że były mokre.

 Przez chwile poczuł lęk, że być może mógł obudzić swoją mamę nie tylko płaczem, ale i krzykami i gwałtownymi ruchami, które towarzyszyły mu podczas koszmarów – a było ich już kilka w ciągu miesiąca, co zapewniało mu dużo nieprzespanych nocy. Jego kołdra była skopana z łóżka i leżała na podłodze, więc z trudem podniósł ją i z powrotem ułożył na swoich nogach. To było nawet bardziej, niż żenujące, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że miewał koszmary. Za niedługo kończył siedemnaście lat i w dodatku był facetem, a i tak płakał i krzyczał przez sen z powodu głupiego koszmaru, który z punktu widzenia trzeciej osoby był wywołany czymś błahym. Raz nawet zdarzyło mu się zmoczyć łóżko, co na szczęście nie powiedział swojej mamie, zbyt zawstydzony. Miał szesnaście lat, do cholery!

I'm a Mess (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz