Rozdział Trzeci: I can't work it out how going through the motions

26K 1.7K 5.8K
                                    

Słów: 3569

 Może to zbliżająca się przerwa świąteczna, a może same święta sprawiły, że ten tydzień minął mu niespodziewanie szybko. Nawet wydarzenia sprzed kilku dni nie zaprzątały mu zbytnio głowy, kiedy starał się je z niej wyrzucić, i kiedy stwierdził, że jest w stanie uporać się z tym, z czym przyszło mu się zmierzyć, a raczej z kim, przestał zadręczać się tym i tym samym zauważył, że nie byłoby nawet warto się w to angażować. Od dnia, w którym pomógł Louisowi i ten w zamian podwiózł go do domu (wcześniej wywożąc i wszczynając kłótnie) chłopak nie odezwał się do niego ani słowem, nie pisał i nie dzwonił (to nie tak, że Harry przez cały ten czas miał nadzieję, że Louis cały czas miał w telefonie jego numer), nie starał się nawet podejść w szkole i próbować zaczepić Harry’ego – zupełnie tak, jakby nic się nie stało. I Harry miał wrażenie, że Louis stara się go unikać, nie wiedział czemu i dlaczego, jednak takie własnie odnosił wrażenie. Sam jednak również nie starał się nawiązywać z nim kontaktu, wiedząc, że to, co było pomiędzy nimi, powinno być jak najszybciej zakończone i krótki incydent, który zagościł w ich życiu kilka dni temu na moment już nigdy się nie powtórzy.

 Może próbował przekonać siebie, że chciał, aby to nigdy się już nie powtórzyło, i aby Louis nie zwrócił już na niego uwagi i nie wtargnął ponownie do jego życia. Może próbował, ale co mógł innego zrobić? Tak na prawdę nawet, jeśli z krwawiącym sercem obserwował czasem Louisa na szkolnych korytarzach podczas przerw, otoczonego kolegami lub w towarzystwie uwieszonej na jego ramieniu dziewczyny, to nie mógł nic z tym zrobić. Tak na prawdę nie mógł zrobić nic, i to go krzywdziło. Nawet, jeśli Louis go skrzywdził, to żałował, że zachował się tak w stosunku do niego wtedy, w lesie, chociaż zwykł już to nazwać żadnym miejscem. Całe jego zachowanie mogłoby zostać wyjaśnione, zaspokajając ciekawość Harry’ego, jednak ten, idąc za swoją dumą i samolubstwem nie dał dojść chłopakowi do słowa, w skutku czego doszło pomiędzy nimi do kłótni. I cóż, Harry uznał, że to była jego pierwsza, poważna (jak na niego) kłótnia z kimś, kto nie jest jego mamą.

 Przez cały ten czas starał się poukładać sobie wszystko w swojej głowie, jednocześnie starając się również o tym zapomnieć, co było już trudniejsze. Ponieważ nie umiał zapomnieć o Louisie w ciągu kilku dni, o osobie, którą kocha, podczas, gdy wkroczyła ona w jego życie po raz kolejny.

 

***

 

 

 Sobota piętnastego grudnia okazała się bardzo słonecznym dniem, i widząc kilkanaście centymetrów śnieżnobiałego śniegu i grzejące słońce, Harry postanowił ubrać kurtkę, rękawiczki, buty i czapkę i z uśmiechem wyjść na świeże powietrze, aby móc z pełni nacieszyć się ładnym dniem, w dodatku zimowym, co było rzadkością. Nie czuł się już nieswojo wychodząc sam z domu, nawet, jeśli sąsiedzi mogli go obserwować. Wyszedł z niego z dziecięcym uśmiechem na ustach i grubą liną od sanek w dłoni, nie zastanawiając się nad tym, jak dziwne było, aby lepienie bałwana i zjeżdżanie z górki na sankach sprawiało radość szesnastoletniemu, prawie siedemnastoletniemu chłopakowi. Nie dbał o to – był szczęśliwy, przynajmniej od dłuższego czasu, i zamierzał to wykorzystać jak najlepiej, a skoro śnieg sięgał mu aż do łydek, postanowił się nim nacieszyć  

 Przystanął przy ogrodzie przed domem, podejmując krótką decyzję – najpierw bałwan, czy sanki. Postawił na to pierwsze, tłumacząc swój wybór tym, że po turlaniu ciężkiego śniegu będzie chciał odpocząć zjeżdżając z górki, co wydało się dla niego bardziej korzystne. Więc puścił linę, poprawił rękawiczki i schylił się, aby dosięgnąć miękkiego, a zarazem zimnego puchu. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, nie ważne, jak bardzo mróz szczypał jego policzki, w których zapewne utworzyły się już dołeczki. Na tę jedną chwilę mógł oderwać się od obowiązków i od nauki, i dać porwać się dziecięcą zabawą, którą kochał od lat.

I'm a Mess (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz