X

15 0 0
                                    

POPRAWIONE

Nie, nie, nie! William moim mate? Przecież to się nie może udać. Muszę wrócić do domu. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Usiadłam ponownie na łóżku, mając mętlik w głowie. Nie potrafiłam spojrzeć Blackowi w oczy. Byłam bezsilna. Poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach. Powoli zamazywały mi obraz. Uspokój się Kayla. Wdech, wydech. Po chwili jego palce złapały za mój podbródek i uniósł moją twarz tak, bym spojrzała na niego. Patrzył na mnie z troską, widział jak łzy płyną mi po policzkach. Nagle wpił się ustami w moje usta. Był to delikatny, ale pełen uczuć pocałunek. Wspaniały, idealny. Ale nie mogłam. Odepchnęłam go i wyciągnęłam ręce przed siebie, by nie zbliżał się do mnie.

- Nie podchodź do mnie. Nie teraz Bill - ostatnie słowa wyszeptałam z nadzieją, że mnie posłucha.

Usiadł na krześle i spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi. Nie musiał zadawać pytania, ja je doskonale znałam. Ale nie umiałam na nie odpowiedzieć. Przesunęłam się pod ścianę i podciągnęłam nogi. Objęłam je rękoma, opierając brodę na kolanach. Musiałam wrócić do stada. Na pewno się martwią. Ile czasu ja tu jestem? Zadałam to pytanie ponownie, tym razem na głos.

- Dwa dni. Bałem się, że już się nie obudzisz. - patrzył na mnie z troską w oczach. - Ale na szczęście nic Ci nie jest.

Uśmiechał się do mnie, widziałam, że jest szczęśliwy. Z jednej strony bałam się reakcji stada, to była kwestia czasu, aż się dowiedzą o przeznaczeniu. A z drugiej strony na prawdę się cieszyłam, że mogę z nim spędzić trochę czasu. Tęskniłam za naszymi godzinnymi spacerami, wygłupami i tym jego śmiechem. Do dzisiaj mam go w pamięci, choć minęło tak wiele czasu od naszego ostatniego legalnego spotkania. Spojrzałam mu w oczy i znowu poczułam to dziwne, ale przyjemne mrowienie na całym ciele. Czułam jak moja wilczyca chciała się do niego przytulić, poczuć jego dotyk na naszym ciele. Ale mój rozsądek zablokował te uczucia. Rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu. Nie wyglądało to jak sala szpitalna. Musiałam być w jakimś domu.

- Co to za miejsce? - cały czas patrzyłam na pokój. Mój wzrok zatrzymał się na oknie, przez które widziałam las. Niby ten sam co przy naszej osadzie, ale jednak ten wyglądał inaczej. Tu było więcej drzew, które pięknie kwitły, mając białe kwiaty. Miałam wrażenie, że trawa tutaj była bardziej błyszcząca, a ptaki śpiewały żywiej i głośniej. W naszej części lasu były same sosny i świerki. Co kilka metrów można było znaleźć dąb lub brzozę. Tu było bardziej magicznie.

- Moja sypialnia, - przerwał na chwilę, jakby się zastanawiając - a w sumie mogę teraz powiedzieć, że chyba nasza.

Zaśmiałam się nerwowo. Chyba za dużo sobie wyobrażał. Fakt, sama nie wiedziałam, co mam zrobić z tym przeznaczeniem. Ale na pewno nie miałam zamiaru się tu przeprowadzać. Wstałam pospiesznie, a on zrobił to samo. Patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc jaki ruch wykona ten drugi. Nikt nie może się o tym dowiedzieć, powiedziałam i wyszłam z pokoju. Dom był ogromny. Nie mogłam znaleźć wyjścia. Nie skupiałam się na wystroju poszczególnych pomieszczeń. Po przejściu przez prawie cały dom, znalazłam drzwi, które prowadziły na dwór. Rozejrzałam się po osadzie Williama i ruszyłam w stronę swojego domu.

Przeznaczenie Where stories live. Discover now