VI

21 1 0
                                    

POPRAWIONE

Następnego dnia budzik zadzwonił zdecydowanie za wcześnie. Dopiero po trzecim dzwonku podniosłam się z łóżka. Ruszyłam w ślimaczym tempie do łazienki. Pod prysznicem odkręciłam kurek z gorącą wodą i weszłam do środka. Woda przyjemnie parzyła moje ciało. Poczułam się zrelaksowana. Po paru minutach wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Umyłam zęby, rozczesałam mokre włosy, by następnie je wysuszyć. Po szybkim wykonaniu codziennego make-up'u, założyłam czarną bluzkę z krótkim rękawkiem i jeansy z wysokim stanem. Stopy wsunęłam w białe trampki i zeszłam do kuchni. Tam już krzątała się mama, przygotowując śniadanie. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam karton z sokiem pomarańczowym. Usiadłam przy stole i nalałam soku do szklanki. W tym samym czasie mama postawiłam na środku stołu talerz z kanapkami. Wzięłam jedną do ust, a drugą spakowałam do niewielkiego plecaka. Na całe szczęście wszystkie podręczniki zostawiamy w szkolnych szafkach. Kiedy skończyłam jeść, dałam mamie szybkiego całusa w policzek i wyszłam z domu. Zatrzymałam się kilka metrów od domu, znajdowałam się mniej więcej na środku naszej części osady. Pogoda była idealna na poranny spacer. Słońce świeciło, delikatnie grzejąc moją skórę, wiatru prawie nie było. Wyciągnęłam z plecaka słuchawki i podłączyłam je do telefonu, włączając zaraz po tym muzykę. Ruszyłam wolnym truchtem w stronę szkoły.

Po piętnastu minutach dotarłam pod budynek szkoły. Stanęłam przed drzwiami, czekając aż Carl przywiezie Sue. Zazwyczaj jeździliśmy do szkoły wszyscy razem, jednak wczoraj zostawiliśmy samochód na szkolnym parkingu i dzisiaj każdy musiał we własnym zakresie zorganizować sobie transport. Spojrzałam na złoty zegarek, znajdujący się na moim lewym nadgarstku. Za 3 minuty zaczynała się lekcja. Nie czekając dłużej na przyjaciółkę weszłam do środka, kierując się do swojej szafki. Wykręciłam kod, by ją otworzyć. Wyciągnęłam potrzebne książki na nadchodzącą lekcję algebry. Pan Sprout, nauczyciel algebry, był starszym mężczyzną, na głowie miał sporo siwych włosów, a jego oczy były szare. Niestety zaliczał się do grupy "niefajnych" nauczycieli. Chodził po szkole z skwaszoną miną, a na lekcji nie można było się odezwać bez podniesienia ręki. W przeciwnym wypadku mogło się dostać nawet tydzień kozy.

Weszłam do sali i usiadłam w trzeciej ławce przy oknie. Wolne miejsce obok mnie czekało na moją betę. W ostatniej ławce siedział Black, a właściwie to huśtał się na nim. Lepiej niech przestanie, bo matematyk tego nie zniesie. Równo z dzwonkiem wszedł nauczyciel. Mruknął pod nosem suche "dzień dobry" i usiadł przy biurku. Następnie otworzył dziennik i sprawdził obecność. Gdy skończył spojrzał znad okularów na całą klasę i rzucił:

– Dobierzcie się w pary.

Rozglądałam się po sali, ale każdy już miał parę, tylko nie ja i on. Szlag by to! Nawet nie zdążyłam podnieść ręki, a William już siedział obok mnie. Dostaliśmy karty pracy do zrobienia w parach. Mogliśmy się konsultować, ale nie za głośno. Złapałam za ołówek i zabrałam się do pracy. Im szybciej to skończę, tym on szybciej opuści miejsce obok mnie. Dosyć łatwe były zadania, była to powtórka z poprzedniego roku.

– Nie przyszłaś wczoraj. - rzucił szeptem.

Udawałam, że go nie słyszę. Próbowałam skupić się na zadaniach. Nie potrzebuję problemów w szkole, jak i w osadzie. Gdyby rodzice się dowiedzieli, zostałabym zamknięta w domu. Wszyscy uważają, że wataha Black Werewolf jest niebezpieczna. Kilka lat temu nie powiedziałabym, że William może stwarzać jakiekolwiek zagrożenie. Jednak nie widziałam go od pięciu lat. Nie wiem czy się zmienił. I nie chcę tego sprawdzać.
Przed moimi oczami pojawiła się niewielka karteczka. Odsunęłam ją na bok, nie chciałam jej czytać. Zostało jeszcze tylko jedno zadanie. Muszę szybko je skończyć. Przez cały ten czas czułam na sobie wzrok Blacka. Nie dawał za wygraną.

– Daj mi spokój. - szepnęłam tak, by nauczyciel mnie nie usłyszał. Nadal patrzyłam w kartkę z zadaniami.

– Przeczytaj tylko. - odpowiedział niemal natychmiast.

Westchnęłam. Wzięłam małą karteczkę do rąk i rozwinęłam ją, by zobaczyć co jest tam napisane.

"Będę codziennie na Ciebie czekał w tym samym miejscu.
Musimy w końcu porozmawiać.
W.B."

I co ja mam z tym zrobić? Przecież i tak nie przyjdę. Nie mogę. Zwinęłam karteczkę w niewielką kulkę i schowałam ją do plecaka. Kiwnęłam tylko krótko głową, dając mu do zrozumienia, że nie przyjdę. Cicho westchnął z rezygnacją. Wróciłam do ostatniego zadania i już zapisywałam wynik końcowy, gdy usłyszałam dzwonek oznajmujący koniec lekcji. Pan Sprout kazał nam się podpisać na kartkach i zostawić je na ławkach. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z klasy.

Przeznaczenie Où les histoires vivent. Découvrez maintenant