VII

21 1 1
                                    

POPRAWIONE

Reszta dnia w szkole odbyła się już bez większych nerwów. Sue dotarła do szkoły na drugą lekcję, jak się okazało Carl nie mógł się wyrobić. A to Ci nowość! Brat Sue był duszą artystyczną, uwielbiał malować, rzeźbić. I robił to niesamowicie. Każda jego praca to istne dzieło sztuki. Natomiast jeśli chodzi o życie codziennie to był totalną niezdarą. Nigdy nie wyrabiał się w czasie, zawsze spóźniony. Posprzątanie chociażby pokoju to zawsze było dla niego wyzwanie. Jak widać nawet zawiezienie siostry do szkoły, było dla niego zbyt trudne. W każdym razie, dzięki mojej becie nie musiałam spędzać lekcji z Williamem, który mimo wszystko obserwował mnie cały dzień. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek ruszyłam w stronę wyjścia.

– Wsiadaj mała! - krzyknął Mike z samochodu.

– Nie, mam ochotę się przejść. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Nie cierpiałam kiedy mówił do mnie "mała".

Poczekałam aż odjadą, nie chciałam by ktoś za mną szedł. Kiedy zniknęli za zakrętem ruszyłam w stronę lasu, przez który dojdę do domu. Słońce grzało mocniej niż rano, ale to wrześniowe słońce było przyjemne. Las był bardzo cichy, słyszałam jedynie śpiew ptaków i własne kroki. Delektowałam się spokojem, którego ostatnio nie mam ani w osadzie, ani w szkole. Weszłam na polanę, która była ukryta pomiędzy drzewami. Na środku stał duży i stary dąb, a obok płynął strumyczek. To była moja oaza spokoju. Usiadłam pod drzewem i wyciągnęłam nogi przed siebie. Zamknęłam oczy i nie myślałam już o niczym. Z błogiego lenistwa wyrwał mnie dźwięk telefonu. To mama. Nie zdążyłam przyłożyć telefonu do ucha, a już słyszałam krzyki mamy.

– Gdzie Ty jesteś? Ty wiesz, która jest godzina? - krzyczy zdenerwowana.

Spojrzałam na zegarek i faktycznie było grubo po czwartej. Czyżbym zasnęła?

– Alfa Cienia Nocy chce porozmawiać z Tobą i Michaelem. - powiedziała to już znacznie spokojniej.

Po chwili rozłączyłam się i niechętnie wstałam. Powoli ruszyłam do osady, zastanawiając się całą drogę co chce od nas ojciec Mike'a.

Droga do domu zleciała zaskakująco szybko, pomimo tego, że się nie spieszyłam. Przed osadą czekała już na mnie ochrona Pana Evansa. Dwóch napakowanych mężczyzn w czarnych garniturach. Jeden miał krótkie blond włosy. Miał chyba na imię John. Ten drugi, Brandon, był łysy, oczu nigdy nie widziałam, ponieważ zawsze ma na nosie okulary przeciwsłoneczne. Był on niesamowitym skurczybykiem. Przez całe swoje życie nie widziałam, żeby się kiedykolwiek uśmiechnął. Gdy tylko do nich podeszłam ruszyli w stronę domu głównego. Często tam bywałam, w końcu mieszka tam Mike. Nie miałam zbytnio do czynienia z Panem Evansem, większość czasu spędzał w swoim gabinecie. Tam też pewnie się kierowaliśmy. Dom był piętrowy, wykonany z drewna. Szerokie schody prowadziły do dużych drewnianych drzwi. John otworzył je i wprowadził mnie do środka. Wewnątrz dom wyglądał normalnie, prawie jak u mnie. Krótki korytarz prowadził do salonu. Był w jasnych kolorach. Ściany były beżowe, wypoczynek w szarym kolorze, a meble były w jasnym drewnie. Na komodach stały zdjęcia rodziny Evans. W salonie były cztery pary drzwi. Jedne, które znajdowały się po prawej prowadziły do kuchni. Obok nich były drzwi do łazienki. Na wprost wejścia znajdowały się drzwi, za którymi był krótki korytarz ze schodami na piętro. Tam mieściły się trzy sypialnie i druga łazienka. Ostatnie drzwi, prowadziły przez krótki, wąski korytarz do gabinetu alfy Cienia Księżyca. I tam właśnie szliśmy. Nigdy nie byłam w tej części domu. Mieliśmy tu zakaz wstępu. Nawet Pani Evans tutaj nie wchodziła. Korytarz był ciemny i na swój sposób mroczny. Na ścianach wisiały zdjęcia alf sprzed wielu lat. Przeszliśmy kilka metrów i po prawej stronie zauważyłam drzwi. John zapukał do nich. Usłyszeliśmy ciche potwierdzenie, że możemy wejść i tak też zrobiliśmy. W środku stał już Michael, który miał grobową minę. Gdy spojrzał na mnie, zacisnął usta w wąską linię. Rozejrzałam się po pokoju. Kolory były dość ciemne. Na środku stało duże drewniane biurko, a za nim ogromny fotel. W lewym narożniku stał regał, wypełniony teczkami i segregatorami. Po lewej stronie stała skórzana kanapa w kolorze wiśni. Pan Evans skinął w stronę ochroniarzy, by opuścili pomieszczenie. Po zamknięciu drzwi spojrzał na nas i wziął głęboki wdech.

– Mam do Was pewną prośbę. - zaczął spokojnie. - Chociaż to może nie być prosta sprawa, ale mam nadzieję, że się podporządkujecie.

Spojrzeliśmy po sobie. Mike miał dość smutny wyraz twarzy, chyba wiedział już o tej prośbie i najwyraźniej nie był zadowolony. Wróciłam z pytającym wzrokiem w stronę Pana Evansa. Kiedy zauważył, że czekam na wyjaśnienia, dokończył swoją wypowiedź.

– Jak wiesz, mój syn za dwa miesiące kończy osiemnaście lat i może zacząć rządzić nową watahą. - spojrzał na mnie. - A jak wiesz, alfa potrzebuje swojej luny. - uśmiechnął się. Moje oczy się rozszerzyły, chyba wiedziałam co chce powiedzieć. - Ale luny z krwi i kości. Dlatego uważam, że przyszedł czas na wpojenie.

Moje serce zamarło. Wpojenie to wymiana krwi między partnerami. Samiec wgryza się w samicę i dochodzi do wymiany krwi, jak i zapachu. A to oznacza, że będę pachnieć Michaelem i żaden mężczyzna nie ośmieli się spojrzeć na mnie z jakimkolwiek pożądaniem. Niby wiedziałam, że to w końcu nastąpi, ale nie jestem na to gotowa. To oznacza przywiązanie się do Mike’a na całe życie i odcięcie się od innych. Zamieszkanie w jednym domu, a nawet jednym pokoju. Spanie w jednym łóżku. I jeszcze ciąża. Od luny oczekuje się, że chwilę od zajęcia pozycji, zajdzie w ciążę i urodzi dziedzica. To zbyt dużo, jak na tak młody wiek. Z tą myślą siedziałam nieruchomo i patrzyłam na alfę. Nagle zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z domu. W połowie drogi od domu głównego Cienia Księżyca do bram osady przemieniłam się w wilka i biegłam tak daleko, jak mnie tylko łapy poniosą.

Przeznaczenie Where stories live. Discover now