Kapitel Fünfte.

45 5 0
                                    

Krzysiek.

*Zanim jednak zdołałem dotrzeć do domu, moje nogi pokierowały mną w zupełnie w inną stronę. Wpatrywałem się w ziemię, idąc na cmentarz. Łzy swobodnie spływały mi po policzkach, a ja byłem zły, że nie potrafiłem ich powstrzymać. Usiadłem na ziemi tuż przed grobem przyjaciela, którego straciłem już dawno, jednak nie potrafiłem przestać tu przychodzić i nie obwiniać się o to, ze mu wtedy nie pomogłem. Zacisnąłem szczękę, wsuwając dłoń do kieszeni kurtki. Nieco się uspokoiłem, gdy moje palce zetknęły się z zimnym ostrzem i oblizałem nerwowo usta, rozglądając się wokół. Na szczęście byłem sam, nikt o tej porze nie siedział na cmentarzu. Przeżegnałem się, po czym spojrzałem w niebo. Naprawdę lubiłem tu przychodzić, tęskniłem za tym młodym chłopakiem, jakoś nie potrafiłem nie myśleć o tym, że tamtej nocy nie odebrałem.

- Przepraszam, Bartek..- wydukałem, ocierając łzy z twarzy. Na policzkach czułem ciepło, w duchu modliłem się, żeby nikt nie wpadł na tak pojebany pomysł, żeby przyjść o tej porze na cmentarz. Po kilku minutach płaczu, wstałem z niejakim trudem. Kolejny raz się przeżegnałem, chociaż w głębi duszy kompletnie nie wierzyłem, że to cokolwiek daje. Wstałem, ocierając z policzków łzy i ostatni raz spojrzałem na jego imię i nazwisko, wyryte na ciemnej posadzce. Wyszedłem z cmentarza, ale znowu zamiast skierować się w stronę domu, ruszyłem na stare tory. Kiedy dotarłem na miejsce, zacząłem powoli kroczyć po krawędzi, nie patrząc w dół, a w niebo. Jakoś nie miałem ochoty wracać do domu, chociaż było mi przepotwornie zimno, byłem przemoczony i ciągle chciało mi się płakać. Przyspieszyłem kroku, w ciemności dostrzegłem niską, drobną postać, którą od razu rozpoznałem. Stanąłem jak wryty, zatrzymując się tuż przy dziewczynie, z którą niedawno rozmawiałem. Zamrugałem oczami, zaskoczony jej widokiem, ona, zauważając to, wybuchnęła śmiechem. Wpatrywałem się w nią, nie rozumiejąc, co tu w ogóle robi. Ta jedynie przeskoczyła ze swojej strony na środek torów i spojrzała w niebo. Ja jednak, zamiast jak ona przypatrywać się niebu, przypatrywałem się jej. Miała długie, kasztanowe loki, duże, fiołkowe oczy i małe, jednak pełne wargi. Wzrok mimowolnie zatrzymałem dłużej na jej ustach, jednak odwróciłem go, gdy mnie na tym przyłapała. Ponownie się zaśmiała, szepcząc pod nosem coś, czego nie usłyszałem, po czym zaczęła znów iść po krawędzi. Szedłem tuż przy niej, co chwila na nią zerkając. Nie wiem, czemu, ale coś mnie do niej strasznie przyciągało, a nawet nie znałem jej imienia. Uniosłem brew do góry, gdy zaczęła iść tyłem, coraz szybciej i zamknęła oczy. Serce waliło mi w klatce, nie chciałem, żeby coś jej się stało.

"Co ze mną kurwa nie tak?" - pomyślałem, doganiając ją szybko. Znów szedłem przy jej boku, przyglądając się z fascynacją jej twarzy. Uśmiechała się, mając zamknięte oczy. Kilka razy się potknęła, jednak nie upadła. Oblizałem usta, sądząc, ze to dobra okazja, by podziękować jej za tamto w studiu. Ona jednak znowu przyspieszyła, a te pieprzone tory jakby wydawały się nie mieć końca. Znowu przyspieszyłem, nieco zirytowany już jej jakże wkurzającym i dziecinnym zachowaniem.

- Zwolnij, kurwa. Chcę Ci podziękować, za tamto, w s...- przerwałem, gdy otworzyła oczy, a po jej policzkach spłynęły łzy. Uśmiechała się jednak nadal, co wprawiło mnie w większe osłupienie. Gestem wskazała, bym podszedł bliżej, co zrobiłem bez chwili zawahania, ciekawy, o co może chodzić.

- Komu dziękujesz? - zapytała, po czym ponownie zamknęła oczy. Naraz, usłyszałem zbliżający się pociąg. Zerknąłem za stojącą w bezruchu dziewczynę i zakląłem cicho pod nosem. Byłem zdziwiony, bo tymi torami już dawno nie jeździł żaden pociąg, a przynajmniej nie powinien, jednak nie było czasu na to, żeby dłużej się nad tym zastanawiać. Chwyciłem ją za rękę, ale ani drgnęła. Stała nieruchomo, z szerokim uśmiechem wymalowanym na malinowych, ślicznych ustach. Zakląłem ponownie, gdy pociąg był już bardzo blisko nas i panicznym wzrokiem rozejrzałem się wokół. W końcu chwyciłem dziewczynę w pasie i, trzymając mocno, wyskoczyłem z torów. Spadliśmy razem na trawę, obróciłem się, patrząc na odjeżdżający pociąg. Z nadal walącym sercem przeciągnąłem dłońmi po twarzy, usiłując uspokoić przyspieszony oddech.

- Czy Ciebie do reszty popierdoliło?! - krzyknąłem, jednak gdy się obróciłem, obok mnie nie było już nikogo. Zmarszczyłem brwi, łzy wściekłości spłynęły mi po policzkach, a ja rozejrzałem się wokół.*

________

gdzie zniknęła tajemnicza dziewczyna z lokami?

jeśli czytasz, zostaw gwiazdkę i komentarzyk, będę wdzięczna.

za to, że ostatnio nie było rozdziału, dzisiaj będą dwa.

pamiętaj o gwiazdce, bubusiu!

kocham,

~ Szatan/ Jess.

Schizofrenic | WeenaperWhere stories live. Discover now