47. Czyli Będzie Zabawa.

299 45 3
                                    

– Powiesz coś, czy dalej będziesz milczeć? – zapytała po raz kolejny moja mama, ale nie zwracałam na nią uwagi.

Odkąd wyjechaliśmy z domu nie daje mi spokoju, ale staram się być opanowana. W sumie to od wczoraj się mnie czepia, o to zajście w szkole, ale ja nie zrobiłam niczego złego. Na dodatek dostałam szlaban, bo stwierdziła, że wracanie w środku tygodnia o północy do domu to przesada. Nie moja wina, że wczoraj świetnie się bawiłam z Lukiem i nie chciałam wracać.

– Ja już nie wiem jak mam z tobą rozmawiać. – westchnęła kobieta, zatrzymując auto na szkolnym parkingu.

– Teraz chcesz rozmawiać? – zaczęłam patrząc jej prosto w oczy. – A, gdy wujek zginął, Susan się powiesiła, a Laura uciekła gdzie byłaś? – warknęłam, a następnie wysiadłam z auta i skierowałam się w stronę Cathy, Danny'ego i Dylana, którzy stali przy wejściu do szkoły.

Nie byłam wkurzona ani nic z tych rzeczy. Po tej sytuacji z kuzynkami mój kontakt z rodzicami całkowicie umarł i nie miałam najmniejszej ochoty z nimi gadać. Najchętniej bym się wyprowadziła, ale nie chciałam zostawiać Rose samej. Musiałam coś wymyślić, żeby zabrać ją ze sobą.

– Mamy nie iść na lekcje tylko do dyrektora. – powiedziała z uśmiechem Cathy, witając się ze mną.

Od razu zauważyłam, że miała wczoraj przyjemny dzień z Royem, bo nie potrafiła przestać się uśmiechać.

– Ale najpierw idziemy zapalić. – dodał Danny, a następnie zaczął iść w stronę lasku, w którym zawsze paliliśmy.

Po jakiś pięciu minutach byliśmy na miejscu. Cathy wciąż się uśmiechała, ale nie chciała o niczym nam powiedzieć. Znałam ją i wiedziałam, że prędzej, czy później i tak pęknie, więc postanowiłam odpuścić.

– Jak tam interesy Dylan? – zapytałam, uderzając go lekko w ramię.

– Lepiej niż się spodziewałem, a jeszcze nawet nie zacząłem. – zaśmiał się chłopak, zerkając na mnie kątem oka.

– Ty lepiej powiedz nam jak tam wczoraj się z Lukiem bawiłaś. – burknął Danny nie spuszczając ze mnie wzroku.

Wiedziałam, że jak powiem cokolwiek to Danny będzie męczył mnie tym przez tydzień, ale no nic na to nie poradzę. Przynajmniej będzie się uśmiechał i nie będzie myślał o tych żałosnych słowach Raphaela.

– Było bardzo przyjemnie. – zaczęłam uśmiechając się pod nosem na myśl o wczorajszym dniu. – Najpierw pojechaliśmy do restauracji, a potem w jego ulubione miejsce, z którego był piękny widok na całe Burlington. – dodałam.

– Jebany romantyk. – zaśmiał się Dylan, wyrzucając papierosa.

– Na bank było coś jeszcze więc mów. – powiedział Danny wciąż się na mnie patrząc.

– Ruchaliśmy się dwa razy. Raz w samochodzie, raz na jego masce. – rzuciłam, a Cathy od razu po moich słowach wypluła picie, które przed chwilą piła.

– Ja pierdole, przepraszam, ale miałam dokładnie to samo no i jakoś tak wyszło. – powiedziała moja przyjaciółka, gdy się trochę uspokoiła.

– Danny dawaj stówkę. – stwierdził z dumą Dylan, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

– O chuj chodzi? – zapytałam, gdy Danny wyciągał pieniądze z portfela.

– Stawiałem, że obie poruchacie, ale raz. Dylan postawił, że dwa razy i przez to, że jesteście niewyżyte przegrałem stówę. – westchnął brunet, a między nami zapanowała cisza, którą po chwili przerwała Cathy.

MrokWhere stories live. Discover now