Rozdział 11

689 54 8
                                    

Tsunade wręczyła Ci dwie fiolki z jasno fioletową cieczą. Do każdej fiołki miałaś przygotowaną strzykawkę na wszelki wypadek. Uważnie im się przyjrzałaś i niepewnie spojrzałaś na Tsunade.

— Co by się nie stało, mam tylko jedną okazję? — spytałaś cicho, uświadamiając sobie, że nawet jeżeli Ci się nie uda i cofniesz się do tego samego miejsca, fiolki znikną.

— Twoich włosów nie starczyło na utworzenie większej ilości — odpowiedziała spokojnie i zasiadła za biurkiem. Teraz po części zrozumiałaś, co miał na myśli Ropuszy Mędrca mówiąc o dwóch życiach, jednak wciąż nie wiedziałaś o co chodziło z bijącym sercem i szczęśliwym domem. Sen z Benem i twoimi rodzicami w roli głównej bardzo Cię zmieszał.

— Więc teraz mam po prostu zniknąć? — spytałaś cicho, nieśmiało bawiąc się włosami. Kobieta złączyła palce i oparła o nie czoło.

— Pojawisz się na wojnie, zaraz obok nich. Nie wiem, jak będzie wyglądała ich śmierć, ale ty wiesz... — powiedziała poważnie. Podeszłaś do niej i położyłaś jej rękę na ramieniu.

— Zrobię co trzeba — powiedziałaś pewnie. Kobieta spojrzała na ciebie i uśmiechnęła się.

— Wciąż nie mogę w to uwierzyć. To co mówisz... — zaczęła i spojrzała w okno. — Stracę tylu ludzi, żeby w końcu udało mi się uratować jednego z nich... — dodała szeptem. — A właściwie, żeby tobie się udało...

— Proszę mi zaufać, wszystko będzie dobrze... — powiedziałaś i podeszłaś do drzwi. — Zresztą, nie jednego tylko dwóch, wbrew pozorom to dobra decyzja... — dodałaś ciepło. Kobieta zaśmiała się.

— Do zobaczenia po wszystkim — powiedziała pewnie, jakby nie wykluczając możliwości, że możesz już nie wrócić. Uśmiechnęłaś się ciepło i wyszłaś z pomieszczenia.

Przechodząc do swojego mieszkania, zetknęłaś się z Kakashim.

— Dzień dobry — powiedziałaś ciepło. Mężczyzna skinął głową.

— [Twoje imię], wracasz od pani Tsunade? — spytał, dorównując Ci kroku. Pokiwałaś głową i mocniej ścisnęłaś fiołki znajdujące się w kieszeni.

— Tak, miałam kilka spraw do załatwienia...

— I co teraz? Wracasz do domu? — spytał poważnie. Zaśmiałaś się.

— Do domu, co... — Zastanowiłaś się chwilę, nawet nie pamiętasz już, jakie były ostatnie słowa twojego ojca przed wyjściem. Czy siedział teraz w Galerii i zastanawiał się, dlaczego uciekłaś? Czy w ogóle uciekłaś a może ktoś Cię porwał? — Muszę na chwilę zniknąć żeby wykonać pewną misję — powiedziałaś spokojnie po dłuższej chwili.

— Pewną misję? Czy to jest coś związane z Sasuke? — Zaczerwieniłaś się i odwróciłaś głowę. Dlaczego nawet dźwięk jego imienia wywoływał w tobie tak dziwne emocje. Sakura nazwała to zakochaniem, ale przecież wiedziałaś, że to niemożliwe. Gardziłaś takimi uczuciami, nigdy nie byłaś zakochana i nigdy nie zamierzałaś się zakochiwać, widziałaś na własne oczy, jak wie cierpienia to sprawiało.

— Nie tylko — powiedziałaś poważnie i wzięłaś głęboki oddech. — Kakashi sensei...

— Tak?

— Co by pan powiedział Obito, gdyby go pan teraz spotkał? — spytałaś nieśmiało, nie patrząc w jego stronę. Mężczyzna zastanowił się chwilę, jego usta zacisnęły się w wąską linię a ramiona się spięły.

— Przeprosiłbym go za to, że nie mogłem go uratować, że nie mogłem uratować Rin... — zatrzymałaś go za nadgarstek i uniosłaś głowę, żeby spojrzeć mu prosto w niezasłonięte oko. Przyłożyłaś rękę do jego twarzy i uśmiechnęłaś się ciepło.

Her eyes |Sasuke x Reader|Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin