XVIII. Właściwy wybór

525 8 2
                                    

Ship: Mal x Zoey

Osoba która zamawiała: kareczkaaa123

Zoey

Stanęłam przy samochodzie ostatni raz spoglądając w stronę domu w którym dorastałam: moi rodzice patrzyli na mnie i na mojego chłopaka ze łzami w oczach ale ja sama byłam bliska płaczu.

-Wsiadaj już. Dosyć tych sentymentów, Zoey.-odparł chłodno Steve który stał przy samochodzie i otwierał mi drzwi. Spojrzałam na niego, a potem rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę moich rodziców którzy mierzyli mojego ukochanego morderczym wzrokiem. Westchnęłam i wsiadłam do auta na co brązowooki blondyn zatrzasnął gwałtownie drzwi omal nie miażdżąc mi nimi palców. Następnie zajął miejsce kierowcy i nawet nie żegnając się z moimi rodzicami ruszył.

Przez całą drogę gapiłam się na krajobraz za oknem zastanawiając się nad swoją sytuacją. Prawda zaczęła do mnie docierać dopiero gdy minęliśmy tabliczkę informującą o opuszczeniu miasta. Pamiętałam jak jako mała dziewczynka ciągle powtarzałam rodzicom, że nigdy się nie wyprowadzę. Jednak teraz nie tylko opuszczałam rodzinny dom ale i miasto w którym się wychowałam. Z jednej strony cieszyłam się, że mam szansę zacząć nowe życie ale doszłam do wniosku, że nie zacznę go dopóki ON będzie przy mnie...

Steve był moim chłopakiem oraz moją pierwszą miłością. Byliśmy razem od 3 lat jednak dopiero niedawno pokazał swoją prawdziwą twarz: upartego, agresywnego despoty. Oczywiście cały czas broniłam go zwalając jego zachowanie na to, że ma kompleksy i boi się iż go porzucę. Jednak ostatecznie zrozumiałam, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla jego zachowania. 

Z zamyślenia wyrwało mnie silne szarpnięcie do przodu, a potem kilka kolejnych. Zapewne gdybym nie zapięła pasów wylądowałabym na przedniej szybie. Po kilku chwilach podskakiwania na siedzeniu miałam dość.

-skarbie co się dzieje?-spytałam na co mój chłopak warknął tylko.

-Nie widzisz, że jedziemy po wyboistej drodze, kretynko? Cóż może gdybyś nie bujała w obłokach jak zawsze to byś to zauważyła.-odparł zgryźliwie, a mi zrobiło się bardzo przykro.-Nie mogę już słuchać twojego gadania.

Chciałam coś powiedzieć ale Steve włączył radio i podkręcił głośność tak bardzo, że musiałam zatkać uszy moimi zatyczkami które zwykle używałam w czasie snu. Chciałam by ta koszmarna podróż już się skończyła choć dopiero co wyjechaliśmy. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Obudził mnie wstrząs i głośny huk. Bardzo się przestraszyłam i spanikowana zaczęłam rozglądać wokoło: byłam pewna, że właśnie z kimś się zderzyliśmy.  

-Wstawaj, leniwa dziewczyno! Dojechaliśmy!-Steve krzyknął mi do ucha tak głośno, że przez chwilę słyszałam pisk. Opuściłam powoli pojazd nadal trzymając się za uszy i patrząc na chłopaka z wyrzutem. Steve otworzył bagażnik i zaczął wyjmować kartony w czasie gdy ja próbowałam dojść do siebie. Nadal się jeszcze nie wybudziłam więc potykałam się co chwilę. W pewnym momencie potknęłam się o chodnik i prawie upadłam gdy nagle ktoś mnie złapał.

-Żyjesz?-z początku sądziłam, że to w moim chłopaku obudziły się ludzkie odruchy jednakże kątem oka zauważyłam, że ten nadal wyjmuje pudła z przedmiotami z bagażnika. Spojrzałam w górę i moim oczom ukazał się opalony szatyn. Patrzyłam na niego przez chwilę ale kiedy zdałam sobie sprawę, że mnie obejmuje odskoczyłam. 

-M-Muszę już iść!-krzyknęłam przerażona na samą myśl o tym, że mój chłopak mógł nas zauważyć i się wściec: nie chciałam zrobić złego wrażenia na nowych sąsiadach.

Totalna Porażka: One-ShortsTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon