𝐞𝐢𝐠𝐡𝐭

4.1K 285 47
                                    

Od ostatniego wydania Proroka Codziennego, z którego Harry dowiedzial się o śmierci swojej dalszej rodziny minęło już trochę czasu. Trójka przyjaciół postanowiła się wziąć za naukę, tak więc czas po lekcjach najczęściej spędzali w jakichś dalekich zakątkach biblioteki, gdzie było cicho i nie było wścibskich spojrzeń lub ewentualnie w pokoju wspólnym domu Salazara, odrabiając pracę domowe.

- Merlinie mam dość - powiedziała Pansy, gdy akurat siedzieli w bibliotece, czytając książki z materiałami do zajęć lub podręczniki.

- Poszedłbym w sumie na jakąś imprezę - odparł Draco, zamykając czytany tomiszcz.

- Albo zróbmy jakąś imprezę - podłapała pomysł Parkinson, a Harry znieruchomiał.

Draco Malfoy kochał imprezy.

Pansy Parkinson kochała imprezy.

Tamten Harry Potter kochał imprezy.

Ten Harry Potter nienawidził imprez.

A zrobienie imprezy równało się dla niego tym, że również będzie musiał tam iść.

Harry od pierwszego roku znienawidził jakichkolwiek imprez przez taką jedną, którą zrobili Gryfoni po jego pierwszej wygranej w Quiddichu. Od tego czasu gdyby mógł, już nigdy by w żadnej nie uczestniczył, ale jak to zrobić gdy twój najlepszy przyjaciel wręcz zaciąga cię na nią, a koledzy z dormitorium dają od razu kubeł piwa kremowego do ręki. I nikogo nie obchodził fakt, że Potter tak źle znosił hałas, gdyż nie mógł skupić się na tym co się dzieje na około, miał zawroty głowy a czasem nawet duszności.

Zaś od listów Regulusa, Dowiedział się, że w towarzystwie Ślizgonów odnośnie imprez był własnym przeciwieństwem. Wręcz je kochał, a najbardziej w nich lubił to, że można się po prostu napić. Jednak tutaj to nie było coś takiego, jak piwo kremowe, a Ognista Whisky. Miał także dobrą głowę do alkoholu, dzięki czemu często był jednym z tych, którzy trwali do końca.

- Co ty na to Hazz? - zapytała Pansy, na co Potter oderwał w końcu wzrok od czytanego akapitu. Zgodzę się, a później powiem, że źle się czuję, aby wyszło wiarygodnie pomyślał.

- Ee... no fajnie - mruknął, na co dwójka Ślizgonów się lekko uśmiechnęła.

- To idźcie do kuchni po coś do jedzenia, a ja idę ogarnąć resztę i zwerbować Blaise'a po alkohol - powiedział Draco, a następnie wyszedł z biblioteki, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

- Ale... że teraz? Nie jutro albo coś? - spytał zdezorientowany Harry. Był święcie przekonany, że planują imprezę na najbliższe dni, a nie od razu ten wieczór.

- Dzisiaj, dzisiaj - odrzekła wesoło dziewczyna, pakując książki do swojej torby. - Ruszaj się, bo musimy iść do kuchni. Skrzaty na pewno dadzą nam coś pysznego. Myślisz, że do ognistej będą lepsze chipsy czy coś innego?

- Ja... eee tak, chyba tak...

𑁍

Od piętnastu minut Harry siedział w całkiem wygodnym, szmaragdowym fotelu w pokoju wspólnym, wypełnionym ogromnym hałasem. Cała trójka się rozdzieliła, tak więc Draco gdzieś zniknął, pewnie nalewając Whisky z Zabinim, a Pansy do innych Ślizgonek. Tak więc Potter próbował skupić na czymś swój rozbiegany wzrok, aby uniknąć innych skutków znienawidzonego hałasu. Odetchnął głęboko, a do jego nosa dotarł zapach alkoholu, potu, a nawet mugolskich papierosów. A to trwało dopiero piętnaście minut... Czarnowłosy uznał, że to chyba idealny moment, żeby ulotnić się do dormitorium, skoro i tak nigdzie na horyzoncie nie widać jego przyjaciół. Wstał, po czym chwiejnym krokiem skierował się do drzwi pokoju. Już trzymał rękę na klamce, gdy poczuł uścisk na ramieniu. Obrócił się szybko, a przed nim stał Draco Malfoy we własnej osobie.

new reality // drarry ✔︎Where stories live. Discover now