Rozdział 17

1.7K 108 10
                                    

Marinette
Postanowiłam spotkać się z Alyą. Od miesiąca nie wyszłam z domu przez złamane serce ale teraz chce się jak najwięcej dowiedzieć. Zadzwoniłam do niej i umówiłyśmy się na spotkanie w parku. Kiedy tam dotarłam zauważyłam dziewczynę na ławce. Przywitałam się z nią i dosiadłam się:
-Jak się czujesz?-zapytałam
-Jakoś sobie radze a ty?
-Jest... dobrze
-Napewno?
-Yhm
-No dobrze
-A jak idą poszukiwania?
-Niby dobrze ale jednak marnie. Nigdzie nie możemy go znaleść zawsze kiedy go już go prawie mamy on zwiewa. Ale już niedługo nie bedzie miał się gdzie ukryć. Cały Paryż jest przeciwko niemu i jak tylko ktoś go zauważy zgłasza to nam a my jedziemy w dane miejsce.
-Rozumiem a co zamierzasz zrobić jak go znajdziecie?
-Chce żeby cierpiał a jak bedzie to to zostawie sobie moze sie niedługo dowiesz.
-A ok.
-A jak tam twoje życie dawno cie nie widzialam z miesiąc napewno
-Jakoś leci nie jest najgorzej ale najlepiej też nie
-Czemu? Co się stało?
-Babcia coraz gorzej się czuje
-Co z nią?
-Jest coraz słabsza, dosłownie faszeruje się tabletkami ale one chyba nie pomagają przynamniej nie ma długo.
-Marinette tak ci współczuje, twoja babcia to silna kobieta napewno da rade.
-Taką mam nadzieje.
I na takich rozmowach z Alyą spędziłam połowe dnia. Kiedy wybiła 21 stwierdziłam że czas wracać. Pożegnałam się z przyjaciółką i udałam się do domu. Po drodze dużo myślałam. O mnie, o kocie ,o Alyi, o morderstwach, o wszystkim. Tak spacerując zobaczyłam przed sobą dziwnie znajomą postać. Bóg mi światkiem ale to był kot. Mój kot. Czarny kot.

Czarny kot
Późną nocą przechadzałem się po Paryżu. Dzisiaj było dość spokojnie nie było aż tyle zgłoszeń na mnie. Było już późno ale stwierdziłem że rozprostuje nogi. Przechadzając się tak urzekła mnie pewna postać. Nie byle jaka. To była Marinette. Tak bardzo za nią tesknie. Może i źle robie ale musze sie z nią zobaczyć. Zeszkoczyłem z dachu i stanąłem na chodnik.
-Kocie?-zapytała
-Marinette... posłuchaj ja..
-Nie zamierzam tego słuchać
Nie dokończyła bo podbiegła i się przytuliła. Tęskniła. Oboje tęskniliśmy. Niby miesiąc a jednak jeden z najgorszych. Przytulaliśmy się tak aż nie usłyszałem czegoś. Syren. Syren policyjne. Szybko wzięłam Marinette na ręce i odstawiłem ulice przed jej domem i powiedziałem:
-Biegnij do domu o mnie się nie martw wróce kocham cie- pocałowałem ją i uciekłem. Pokazałem się policji aby mnie zauważyła i zaczęła za mną jechać. Chciałem odgonić ją od domu Marinette aby nikt nie miał podejrzeń. Byłem tak ścigany godzine po czym udało mi się ich zgubić. Udałem się wtedy do opuszczonego domu który znalazłem kiedyś jak byłem na patrolu, póki co to moje schronienie ale niestety wiem że za niedługo bede musiał je zmienić bo mnie w końcu znajdą. Położyłem się na starym materacu i przykryłem się brudnym kocem i zasnąłem.

463 słowa

Z góry chciałam powiedzieć że nie będę zawsze stawiać poprawnie interpunkcji ani poprawiać mniejszych literówek bądź błędów. Ta książka nie jest lekturą tylko formą rozrywki i nie chce nie potrzebnych kłotni i upomnień o takie błędy. Tak wiem o nich robię to ze świadomością😘

Uciekaj... jeśli ci życie miłe जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें