🖤 | I hate him | 🖤

513 20 0
                                    

* Park Jimin *

Widziałem jak ten zwyrol gwałci biednego i bezbronnego chłopca. To wszystko dokonało się na moich oczach, teraz już wszystko jasne... Kookie tak strasznie bał się dotyku innych przez tego gnoja?!

Patrzyłem na to co mu robił i ciagle nie dochodziło do mnie że to właśnie ten kruchy chłopiec jest tak brutalnie wykorzystany. Zrobiłbym wszystko, żeby nie musiał cierpieć, nawet chciałbym być na jego miejscu, żeby tylko to niepełnoletnie dziecko nie musiało tego przeżywać po raz kolejny. Zacząłem się jak najmocniej wyrywać ale w niczym to nie pomogło. Po chwili mężczyzna doszedł, od razu wychodząc z pomieszczenia i kierował się na górę. Zostawił sam biednego Kookiego, a ja nie mogłem mu pomóc.

Zauważyłem, że chłopiec się podnosi i uśmiecha się do mnie. Przyglądałem się jego ząbkom i uświadomiłem sobie, że podobne są one do ząbków króliczka, od teraz będę tak na niego mówił. Otrząsnąłem się z „transu" i popatrzyłem ponownie na króliczka, który popatrzył na swoje ręce i zemdlał spadając z kanapy. Jak najmocniej zacząłem się rwać, a gdy zobaczyłem na jego rękach bardzo duże i głębokie rany po cięciach zacząłem jeszcze mocniej ciągnąć za sznury. Po paru minutach kaloryfer oderwał się ze ściany i spadł na ziemie robiąc duży hałas. Nie była to jakaś wielka wysokość ale i tak dało się to słyszeć na samej górze. Odwróciłem głowę w stronę lin i przyłożyłem do nich zęby, próbowałem je rozwiązać czy chociaż rozerwać zębami, ale były one tak grube że nic nie pomogło. Po chwili zastanowienia i rozglądania się po salonie zauważyłem scyzoryk, który leżał koło Kookiego na stole. Próbowałem się jak najszybciej przedostać do tego punktu i rozciąć liny, lecz zajęło mi to dłużej, bo wiadomo że kaloryfer nie wazy 5 kilo. Gdy już byłem wolny, rozsmarowałem nadgarstki i podszedłem do chłopca ubierając na niego podarte ubrania. Gdzieś w koncie leżała moja marynarka wiec szybko po nią pobiegłem po chwili zakrywając ubraniem drobne ciałko króliczka. Wziąłem go na ręce przenosząc z powrotem na kanapę i poszedłem po apteczkę żeby opatrzyć rany młodszego. Jak najszybciej to zrobiłem i miałem już dzwonić po karetkę lecz ktoś mi w tym przeszkodził. Był to nikt inny jak „wujek" Kooka, podchodził do mnie powoli i wyciągał pieści do „zamachu". Wcale się go nie bałem, a wręcz przeciwnie, po tym co zobaczyłem dostałem silnego kopa w tyłek i zacząłem podchodzić coraz bliżej tego gnoja.

-Skoro jesteś taki odważny to chodź tu staruszku- naśmiewałem się ze starszego mężczyzny a ten się tak wkurzył, że jak najszybciej podszedł do mnie i wymierzył cios. Szybko uniknąłem ruchu i sam przyłożyłem mu prosto w twarz. Jeszcze kilka razy wykonałem podobny ruch i facet leżał na ziemi jak martwy.

Czym prędzej wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni spodni i zadzwoniłem na 112 żeby od razu zawiadomić policję o kolejnej próbie gwałtu. Usiadłem na kanapie koło króliczka i zacząłem głaskać go po jego delikatnych włoskach. Nawet nie zauważyłem kiedy do pomieszczenia wszedł cały personel ratowników i można powiedzieć że dość duża ilość policjantów. Zajęli się nieprzytomnym „wujkiem" Jungkooka i nim samym, a mnie poprosili na bok policjanci, żeby omówić pewne szczegóły zdarzenia. Rozmawialiśmy dość sporo czasu, po chwili dochodząc do porozumienia. Podziękowałem policjantom za to że zajęli się sprawą, kłaniając się i odszedłem, wracając do biednego króliczka. Medycy ostatecznie nałożyli na niego folie ocieplającą i przenieśli na nosze, idąc w stronę wyjścia z mieszkania. Gdy już miałem iść za nimi zatrzymał mnie lekarz.

-Przepraszam bardzo, ale czy pan wie coś o pacjencie? Czy jest na coś chory a może zażywa jakieś leki?- ciągle się dopytywał i dopytywał, a ja nie miałem czasu na jakieś głupie pogawędki, chciałem tylko zobaczyć tak brutalnie potraktowanego króliczka i trzymać ciagle go za rękę nie puszczając nawet na sekundę.

-Niestety nic nie wiem proszę pana... czy mogę już iść?- zapytałem z nadzieja w głosie.

-Skoro nic pan nam nie powie, to jest pan wolny...- powiedział z nutką zrezygnowania w głosie i odszedł w stronę karetki.

Ja zacząłem biec za lekarzem i zanim wsiadł do pojazdu zapytałem się czy mogę jechać z nimi. Lekarz niechętnie, ale się zgodził. Oczywiście musiałem mu trochę skłamać, powiedziałem mu że jestem jego najbliższą rodziną, bo Kookie nie ma nikogo... wstyd się przyznać ale powiedziałem że jestem jego chłopakiem... .

Ciagle powtarzałem sobie w myślach że nie lecę na chłopców, ale z drugiej strony czemu mi tak na nim zależy? Właśnie... sam tego nie wiem a co dopiero obcy. Nikt mnie nie rozumie, ale co najgorsze, że sam nie rozumiem siebie. Można powiedzieć że jestem robotem, którego oprogramowanie jest zbyt proste na takie ciężkie miłosne rozterki.

Nawet nie zauważyłem kiedy dojechaliśmy do szpitala, aż tak się zamyślam? Uh nieważne... zauważyłem tez ze przez cały czas trzymałem mocno rękę chłopaka a ratownicy krzyczeli do mnie żebym puścił chłopca, a gdy to nawet nie działało zaczęli potrząsać moim ciałem. Wtem odezwał się jeden z nich.

-Wszystko dobrze proszę pana?- zapytał i zaczął dotykać mojego czoła żeby wyżyć gorączkę co mu się nie udało.

-Tak, tak wszystko jest w jak najlepszym porządku...-popatrzyłem przez chwile na ratownika i wybiegłem z karetki, szybko chcąc się znaleźć jak najbliżej króliczka.

Zanim zdążyłem wejść do szpitala, zobaczyłem przy budynku znajomą twarz, której tak bardzo długo nie mogłem zobaczyć... w tamtej chwili po prostu zamarłem.

On powrócił...

raspberry lips | jikookWhere stories live. Discover now