Rozdział Czterdziesty Piąty

1.5K 101 4
                                    

Londyn, 2014

Margaret w przerwie na lunch wysłała esemesa do swojego brata, aby zadzwonił do niej tak szybko jak tylko będzie mógł. Miało to związek z jej nagłym urlopem i brakiem opieki dla Louise. Musiała przyznać, iż perspektywa spędzenia wakacji w ciepłym miejscu, takim jak Sydney była bardzo kusząca, zwłaszcza, gdy miała przez cały ten czas być tylko i wyłącznie ze swoim chłopakiem. Louis proponował jej wypad w inne miejsca, jednak ona wybrała właśnie Australię, ponieważ od dawien dawna jej marzeniem było tam pojechać. Oczywiście nie pozwoliła Louisowi na sfinansowanie wszystkiego, choć bardzo się przy tym upierał; kompromis pozwolił im spokojnie cieszyć się planami na najbliższy tydzień. Padolsky miała zapłacić za siebie, tak przynajmniej zdecydowali. Dziewczyna nie miała pojęcia, ile do końca wyniesie ich pobyt, ponieważ Tomlinson nie pozwolił jej zobaczyć hotelu, w którym zrobił rezerwację na całe osiem dni. Mer obawiała się, iż jej fundusze mogą nie wystarczyć, dlatego pojawiła się w pracy, dwa dni przed ich wspólnym wylotem na Brytyjską kolonię, aby ubłagać Liam'a o wcześniejszą wypłatę.

Westchnęła zrezygnowana, kiedy po kilku minutach ślęczenia nad telefonem, Robert do niej nie zadzwonił. Zależało jej na tym, aby zajął się swoją siostrzenicą, zważywszy na to, że nie opuścił jeszcze stolicy Anglii.

- Mer, wpatrując się w komórkę, nie sprawisz, że ona zadzwoni. - zaśmiała się Hannah, siadając obok niej na ławce w szatni i szukając czegoś w torebce.

- Ugh, czekam na telefon od brata. - mruknęła, pocierając czoło - Nie mam z kim zostawić Louise na czas, kiedy polecimy do Australii. 

- A jej ojciec? - nie przestawała przeszukiwać swojej torby.

- Ma złamaną rękę i ogólnie jest odrobinkę poturbowany. - jęknęła podirytowana - Liam zaoferował się, że wraz z Danielle zajmą się Lu, ale przecież mają teraz Ivy i mnóstwo innych rzeczy na głowie. Nie mogę dorzucić im jeszcze swojego dziecka. - przerwała, chowając głowę w dłoniach - To bezsensu, odwołam wszystko i po sprawie.

Walker odłożyła torbę na bok i odwróciła się do brunetki. Jej niebieskie oczy analizowały dokładnie dziewczynę, podczas gdy jej usta ułożyły się w wąską linię.

- Zabierzcie Louise ze sobą.

- Ta, chcieliśmy, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że mała nie ma paszportu.

- A rodzice Louisa? 

- Jest środek roku szkolnego i Loui- ty, dobrze gadasz. - zaskoczyła w pewnej chwili Padolsky - Napiszę do Lou, by się dowiedział, czy jego mama może przyjechać na tydzień do Londynu. - odwróciła się do koleżanki - Boże, Hannah, jesteś najlepsza! - przytuliła ją szybko, po czym wstała.

- Kiedykolwiek w to wątpiłaś?

Mer uśmiechnęła się do niej promiennie, kręcąc głową na boki, a następnie wybiegła prawie z szatni, kierując się prosto do biura Payne'a. Kiwnęła uprzejmie jego sekretarce, bez pytania wchodząc do jego gabinetu, uprzednio pukając.

- Liam, mogę? - zapytała cichym głosem, a gdy ujrzała przed sobą chłopaka, którego głowa leżała bezwładnie na biurku, dotarło do niej, iż jej szef spał. Kąciki jej ust uniosły się ku górze jak przemierzyła odległość jaka dzieliła ją do niego, a kiedy znalazła się przy fotelu ciemnego blondyna, szturchnęła go w ramię - Liam?

 Z ciężkim sercem stwierdziła, że musi go obudzić. Powtórzyła swój ruch, mówiąc głośniej jego imię, jednak chłopak ani drgnął.

- Okay - mruknęła pod nosem - Przepraszam cię za to szefie, ale nie mam innego wyjścia. - dodała po chwili, a kilkanaście sekund później stała nad nim z plastikowym kubeczkiem pełnym wody, którą wzięła z jego własnej, tutejszej łazienki. 

Another time, another life // l.t.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz