Rozdział Trzynasty

2.7K 163 2
                                    

Londyn, 2013

Mecz, oczami Mer był dosyć brutalny, nawet jak na taki sport. Właśnie wtedy uświadomiła sobie, że, jeśli zapisałaby swoją córkę do jakiegoś klubu, dla dzieci, ich spotkania wyglądałyby podobnie. Jednak nie chciała wtedy o tym myśleć. Jej jedynym priorytetem było ujrzenie Louis’a i upewnienie się, iż wszystko jest z nim dobrze. Niestety, Harry z Niall’em wyperswadowali jej ten pomysł, powołując się na chłód, jaki panował na stadionie i stan zdrowia Louise oraz Ethan’a. Oczywiście, Margaret nie zapomniała o swojej córce. Po prostu martwiła się o szatyna i nie mogła przestać o nim myśleć. Jeszcze ta petarda, która została wystrzelona pod koniec meczu, wcale nie wróżyła niczego dobrego, a chaos, jaki zapanował (a był nieporównywalnie większy niż od tego, który panował wcześniej) nie pozwalał myślom dziewczyny się skupić na jednej rzeczy. Niemalże cały tłum kierował się do wyjść, aby jak najszybciej zniknąć za murami stadionu i bezpiecznie pójść do domów.

Telebim, który był w tamtym wypadku ofiarą, za pewne, jakiegoś głupiego żartu, leżał na środku murawy, a dym, jaki z niego leciał był najmniejszym problemem strażaków, którzy zdążyli już przyjechać, ponieważ jakimś cudem, przewody, będące połączeniem wielkiego ekranu z poddaszem stadionu spowodowały zwarcie i światła całkowicie zgasły, co wywołało niepotrzebną panikę.

Jak w Harry’m Potterze*, pomyślała zrezygnowana Padolsky i odnalazła chłodną dłoń córki, aby móc ją ścisnąć i przyciągnąć do siebie drobną osóbkę brunetki. Louise była trochę przestraszona, czego nie potrafiła zamaskować tak dobrze jak Mer. Mała dziewczyna trzęsła się, a chłodne powietrze nie pomagało jej.

Mimo tego, iż było ciemno, telefony komórkowe, które oświetlały twarze Eleanor, Mer i Louise (należące do Niall’a i Harry’ego), nie ułatwiały dostępu do wyjścia z trybun. Większość ludzi utknęła na stadionie, oczekując na swoją kolej przy wyjściach.

Horan odebrał telefon, a Mer w tym czasie kucnęła przy Louise i przytuliła ją do siebie, aby chociaż trochę dodać jej otuchy, jednak to nie wystarczało, a ludzie, pragnący wyjść ze stadionu tylko napierali na brunetkę, nie pozwalając jej wesprzeć Lu.

- Harry, mógłbyś… - szepnęła zdesperowana recepcjonistka, wskazując głową na Louise. Styles od razu załapał, co miała na myśli Mer. Schylił się, aby chwycić Lulu na ręce i posadzić ją sobie na ramionach.

Najbardziej wyróżniali się z tłumu, ponieważ każdy mógł wtedy ujrzeć ponad dwumetrowego człowieka, składającego się z dwóch osób; dziewczynki i jej taty.

- Dzwonił Louis – oznajmił Niall, chwytając brata za łokieć i ciągnąc go w stronę przyjaciół – powiedział, żebyśmy pojechali do domu. Zadzwoni do ciebie, Mer. – po tych słowach spojrzał wymownie na Eleanor i Harry’ego, po czym schylił się do Ethan’a i powiedział mu coś na ucho.

Margaret odetchnęła z ulgą, kiedy dowiedziała się, iż Tommo do niej zadzwoni. Oczywiście to nie sprawiło, że przestała się o niego martwić. Po prostu była nieco spokojniejsza.

- El, mogłabyś pojechać do mieszkania Harry’ego? – Horan stanął przy brunetce i oczekując na jej odpowiedź, przyglądał się ludziom, opuszczającym stadion. Powoli zbliżali się do wyjścia.

- Po co? – zainteresowała się Calder.

Niall upewnił się, iż Margaret go nie słyszy, a kiedy uznał, iż tak jest, zabrał głos.

- Przenocujesz u niego. – odparł cicho, a gdy ujrzał zaskoczony wyraz twarzy towarzyszki, dodał – Dla bezpieczeństwa. Eleanor, Louis twierdzi, że to nie był przypadek. Ta petarda.

Another time, another life // l.t.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz