Rozdział 26

12.2K 702 131
                                    

Odwróciłam głowę, zerkając na tylne siedzenia gdzie mogłam zobaczyć Leona, smacznie śpiącego w swoim foteliku. Jechaliśmy już ponad godzinę, a mnie nerwy zżerały od środka. Cały czas byłam w stanie myśleć jedynie o tym, co jeśli jego rodzina mnie nie polubi. Wielokrotnie powtarzałam w głowie, uspokajające słowa Harry'ego. Skoro on twierdził, że wszystko będzie dobrze i na pewno mnie polubią, to dlaczego miałabym mu nie wierzyć? W końcu To jego rodzina i zapewne zna ją najlepiej. Właśnie tej myśli miałam zamiar się trzymać. Przyjrzałam się Harry'emu.  Siniak pod jego okiem był już żółty, a rozcięcie na wargach prawie się zagoiło. Środowe spotkanie w kawiarni skończyło się bójką. Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że Charlie wyglądał znacznie gorzej. Od tego czasu, na jego szczęście, nie próbował się ze mną ponownie skontaktować. Nagle doszła do mnie pewna przerażająca myśl. A co jeśli jego mama pomyśli, że te siniaki to moja wina? To znaczy to po części JEST moja wina, ale przecież wcale nie musiał się bić z mojego powodu, prawda? A co jeśli jego mama uzna, że to ja go pobiłam? I pomyśli, że znęcam się nad nim i nad Leonem. Szybko odwróciłam głowę w stronę dalej śpiącego chłopca. Na Jednym z jego kolan widniało zadrapanie, pozostałość po ostatnim treningu. Jęknęłam zrezygnowana. Świetnie.

- Co się stało?

- Wyglądacie jakbym was codziennie tłukła młotkiem. - wyjaśniłam, wygodnie zasiadając w fotelu. - Będzie dobrze, jeśli nie udusi.

Głęboki śmiech Harry'ego rozbrzmiał po samochodzie. Nie pocieszyło mnie to ani trochę, więc zirytowana uderzyłam go w ramię.

- No i z czego się cieszysz jak głupi do sera? - warknęłam, zakładając ręce na piersi i odwróciłam się w stronę okna, pokazując mu jak bardzo zdenerwowana jestem. - To nie jest śmieszne.

- Jest! - nie przestawał się śmiać. - Gdybyś tylko widziała swoją przerażoną minę!

- Weź się! - warknęłam.

Uznając, że nie ma najmniejszego sensu w dalszej rozmowie, oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy.

- Wstawaj, jesteśmy na miejscu. 
Cichy głos tuż przy moim uchu, połączony z delikatnym łaskotaniem po brzuchu, zmusił mnie do otworzenia oczu. Zdezorientowana rozejrzałam się w celu zanotowanie gdzie jestem. Leon stał na krawężniku przed małym domkiem z czerwonej cegły i skubał liście z dokładnie przystrzyżonego żywopłotu. 

- Leon, nie psuj babci roślin! - Harry zbeształ go, ponownie odwracając się w moją stronę. - Chodź.

Wywróciłam oczami na jego zniecierpliwiony ton i odpięłam pasy żeby wygramolić się z pojazdu. Wygładziłam kwiecistą sukienkę i ruszyłam w stronę drzwi. Leon wiszący teraz na szyi Harry'ego, uparcie uderzał w dzwonek. Z wnętrza domu było słychać głośne "idę, idę!". Harry postawił chłopca na ziemię, żeby nie zniszczył dzwonka swoim ciągłym dzwonieniem. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich dobrze wyglądająca brunetka. Była około pięćdziesiątki.

- Mój mały synek! - pisnęła, rzucając się na policzki Harry'ego. Tarmosiła je, dopóki jej wzrok nie przeniósł się na Leona. Natychmiast odepchnęła swojego syna, który przyjął to z wyraźną ulgą i podniosła swojego wnuka, całując każdy kawałek jego małej twarzy. - Moje maleństwo, jak babcia cię dawno nie widziała moja kruszynko. 

Harry westchnął, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie. Z uśmiechem obserwowałam radość na twarzy kobiety. Dopiero kiedy się uspokoiła zauważyła moją obecność. 

- Mamo, to jest....

- Ruby! Tak miło mi cię wreszcie poznać! - krzyknęła uradowana, przerywając synowi w połowie zdania. Przytuliła mnie mocno i zaczęła pocierać moje plecy. Coś czego moja mama prawdopodobnie nigdy by nie zrobiła. - Tyle o tobie słyszałam.

Uncle HarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz