Rozdział 5

17.1K 715 34
                                    

Po raz kolejny zmieniłem pozycję, starając się, aby plastikowa ławka nie wbijała się w mój tyłek. Poprawiłem koszulkę, która w wyniku wielkiego upału, lepiła się od potu. Nie wiem dlaczego ubrałem czarny podkoszulek i długie spodnie, teraz bardzo tego żałowałem. Z dłoni zrobiłem daszek i przyłożyłem ją do czoła, żeby promienie słoneczne nie przeszkadzały mi w obserwacji meczu, toczącego się na murawie.

 Jak co niedzielę siedziałem na trybunach, obserwując trening Leona. W środy, to Ruby zaprowadzała go i odbierała z ćwiczeń. Przez ostatnie kilkanaście dni zdążyłem przyzwyczaić się do jej ciągłej obecności, co nie znaczyło że przestała mi działać na nerwy. Ciągle krytykowała każdą, najmniejszą rzecz jaką robiłem, a ja odpłacałem jej się tym samym. Takim zachowaniem wywoływaliśmy wielki śmiech Leona, który zawsze uważnie nam się przyglądał. I chodź bardzo nie chciałem się do tego przyznać, zwłaszcza przed Perrie, to obecność Ruby w naszym życiu, była niezbędna. Pomimo jej okropnego charakteru i nastawienia do mnie, dziewczyna zajmowała się Leonem niemalże perfekcyjnie, a do tego często wykonywała prace domowe, na które mi nie starczało czasu. 

- Jest coraz lepszy. 

Podskoczyłem, kiedy usłyszałem głos Louisa, siadającego obok mnie na ławce. Spojrzałem w jego stronę, zastanawiając się jak to możliwe, że jeszcze nie ugotował się w swoim dresie. Rozumiem, że bluza trenera, była oznaką tego, że to on tu ma władzę, ale nie uważam, żeby to było tak ważne przy takim upale. Ale to jest Louis, on nie postępuje logicznie.

- Właśnie widzę. Ma, to po wujku. - zauważyłem, wypinając dumnie pierś. 

Przyjaciel spojrzał na mnie uważnie, swoim badawczymi, niebieskimi oczami, po czym wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho.

- Myślę, że to dzięki wspaniałemu trenerowi. - postukał palcem wskazującym, w naszywkę z logo drużyny na lewym ramieniu, pokazując tym samym, że to on jest przyczyną sukcesu. 

W tym samym momencie, Leon strzelił gola na bramce, w której stał jeden z bliźniaków Tomlinson.

- Nie, to jednak genetyka, stary. 

- Cokolwiek pozwoli ci spać. - mruknął, bacznie przyglądając się sytuacji na boisku. - Jak wam poszła negocjacja kontraktu? 

Uśmiechnąłem się radośnie, na samo wspomnienie dnia, w którym podpisaliśmy umowę z zespołem, który miał przynieść niesamowicie wielkie dochody. 

- Mamy to. 

- Gratuluje! - poklepał mnie po plecach, jak dla mnie używając za dużej mocy, bo skrzywiłem się delikatnie, co zauważył i zaśmiał się. - Ale z ciebie baba, Styles. 

Pokazałem mu środkowy palce, odklejając koszulkę od ciała. 

- A jak już jesteśmy w temacie bab. - zaczął, poruszając znacząco brwiami. - To jak tam nasza słodka Ruby?

- Daleko je do słodkiej. - mruknąłem, wywracając oczami. - Nasza relacja jest raczej gorzka. 

- Leon mówił co innego. - zachichotał, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. 

- Co masz na myśli? - zainteresowałem się. Leon ma dość wybujałą wyobraźnie, z dnia, na dzień wymyśla coraz, to nowsze historie.

- Dzisiaj w szatni opowiadał bliźniakom, że bardzo dobrze się dogadujecie i że jesteście bardzo zabawni. - kolejny raz się zaśmiał. - Wspominał, też coś o obściskiwaniu się w kuchni. 

Wytrzeszczyłem oczy, nie bardzo rozumiejąc o czym może mówić i o jaką sytuację chodzi.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - zastanowiłem się. - Chociaż, kilka dni temu...

Uncle HarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz